12 sierpnia 2014

Rozdział XII

[...]-Hermionko nie wolno traktować tak gości.- usłyszała głos matki w którym wyczuwalna była nutka nagany za jej zachowanie.
- Ale ja chcę mieć tylko spokój. Nie mam ochoty na rozmowę z kimkolwiek i nikogo nie chcę widzieć.
-Nawet mnie?- do jej uszu dotarł przyjemny męski głos, który wszędzie by rozpoznała, ten głos towarzyszył jej od pierwszej klasy i nigdy nie zawiodła się na właścicielu tego głosu. Szok jaki wywołał ten głos był tak wielki, że otworzyła szeroko oczy i usiadła szybko na łóżku. Gdy jej zdziwienie trochę osłabło i odzyskała głos zadała niepewnym głosem pierwsze pytanie jakie wpadło jej do głowy.
- Co ty tu robisz Harry?
Kompletnie nie rozumiała tego co słyszała i widziała. Przecież to niedorzeczne! Ostatnio żył w takim stresie, że zaczęła mieć omamy słuchowe i wzrokowe. Tak, na sto procent tak właśnie jest. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że Harry James Potter stoi w drzwiach jej pokoju, który znajduje się w Riddle Manor, w domu Lorda Voldemorta jego śmiertelnego wroga.
- Aktualnie stoję.- odparł Wybraniec.
-No, Hermiono ugość swojego gościa. Bawcie się dobrze.- powiedziała Amanda i ruszyła w sobie tylko znanym kierunku.
-Wejdź Harry.
-Hermiona Laura nam powiedziała. Strasznie mi przykro. Co z nim?
- Nadal szukamy dawcy. Ale Harry jak się tu znalazłeś? - teraz, gdy była pewna, że to nie omamy  trzymała się wersji z żartem. Może zaraz jej przyjaciel zacznie się zmieniać i okaże się, że to jakiś Śmierciożerca, który wypił eliksir wielosokowy z włosami Pottera.
- Od razu, gdy Laura powiedziała nam o Malfoy'u  to wszyscy chcieli od razu się tu teleportować. Pansy jednak stwierdziła, że to ostatnia rzecz o jakiej w tej chwili marzysz i za proponowała, żebym przyjechał tutaj, bo w tej chwili potrzebujesz kogoś kto zna cię najdłużej. Zgodziłem się z nią, a ona od razu poleciała wysłać list do twojego ojca, aby dowiedzieć się co on sądzi o tej propozycji, no i miał złożyć obietnicę, że mnie nie zaatakuje.
-Dziękuję ci, że tu jesteś. Wiem jakie to było dla ciebie trudne.- z całej siły przytuliła przyjaciela, a ten odwzajemnił gest. Rozmawiali jeszcze dobrą godzinę omijając smutne tematy, jednak do tym czasie szok i radość spowodowane pojawieniem się Harry'ego osłabły i Hermiona znowu zaczęła płakać. Przytuliła się do chłopaka mocząc mu całą koszulkę. Płakała do późnego wieczora. W pewnym momencie szatyn podniósł się i powiedział przepraszającym głosem.
-Miona muszę już wracać do szkoły.
-Nie Harry proszę, zostań. Mogę ci załatwić pokój i możesz spać, jeśli chcesz. Proszę.- mówiła takim żałosnym i proszącym głosem, że chłopak nie miał serca jej odmówić.
- Dobrze, zostanę.
Dziewczyna bardzo się ucieszyła, ta wizyta była tym czego potrzebowała. Najpierw pomógł jej choć na chwilę zapomnieć, a potem był wsparciem w chwili rozpaczy.
-Poczekaj chwilę, pójdę załatwić ci pokój.
Ruszyła w stronę gabinetu swojego ojca i zapukała, a gdy usłyszała ciche "Proszę" weszła do środka.
-O Hermiona. Co tam?
- Dziękuję tato.
-Nie ma za co. Zrobiłem to dla ciebie. Teraz po prostu muszę go unikać, bo nie jestem pewien swoich odruchów.- zaśmiał się.
- Mam do ciebie prośbę. Czy Harry może zostać na noc?
-Hmm. Jeśli się zgodzi, to tak może. Powiedz Gapkowi to przygotuje mu pokój.
- Jeszcze raz dzięki. Idę powiedzieć Harry'emu. Dobranoc.
-Dobranoc. Hermiono.- zatrzymał ją w drzwiach.
- Tak?
-Dziś był tu magomedyk i jutro będą wyniki. Potter skorzystał z okazji i także oddał szpik do badań. Teraz na pewno będzie wśród nas dawca, przecież dziś około dziesięciu osób zrobiło badania.
- Miejmy nadzieję. Dobranoc.- cicho zamknęła za sobą drzwi. Jak na skrzydłach ruszyła do swojego pokoju. Po drodze weszła jeszcze do kuchni i poprosiła skrzata o pokój dla jej przyjaciela.  Naprawdę cieszyła się z tego, ze Harry był teraz przy niej. Bardzo potrzebowała jego wsparcia. Bardziej niż to okazywała. Doceniała to, co dla niej robił. Chciał nawet, jeśli będzie to możliwe uratować swojego wroga dla niej. Potter pomógł jej zrozumieć jak wszyscy się o nią martwią. Musi się poprawić. Nawet jeśli będzie musiała udawać, że wzięła się w garść to przy najmniej wszystkich uspokoi. Do pokoju weszła z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Załatwione, zostajesz. Chodź pokaże ci, gdzie masz spać.- wyprowadziła chłopaka za rękę, jak małe dziecko.
Po chwili byli już na miejscu. Wystrój był typowy, jak dla każdego pokoju gościnnego: łóżko, półka, szafa. Obok były drzwi, które prowadziły do łazienki.
- W łazience znajdziesz, wszystko, co jest ci potrzebne. Dobranoc.- zdobyła się na uśmiech, który Harry patrząc na nią ze zdziwieniem odwzajemnił.
- Dobranoc Hermiono.
Gdy znalazła się u siebie postanowiła wziąć prysznic. Rozebrała się i weszła pod strumień wody tak gorącej, że praktycznie parzyła jej skórę. Nie przejmowała się tym. Szum wody sprawił, że znów zaczęła płakać. Usiadła w brodziku podkurczając nogi. Gdy w końcu trochę się uspokoiła wyszła, wytarła się, ubrała ulubioną piżamę i rzuciła się na łóżko. Przezornie wzięła z domowej apteczki eliksir nasenny i już po chwili smacznie spała.
*******
Rano Hermiona wstała, ubrała się i zjadła śniadanie na swoim balkonie, z którego był widok na ogród. Przy posiłku towarzyszył jej Harry, ponieważ żadne z nich nie wyobrażało sobie Voldemorta i Wybrańca przy jednym stole. Po śniadaniu przyleciała sowa do Pottera. Przeczytał szybko i spojrzał na Hermionę.
- Hermiona, przykro mi. Ja także nie mogę być dawcą. 
Dziewczynie zaszkliły się oczy, ale zaraz przypomniała sobie, że jej rodzice także wczoraj robili badania, więc może oni mają pozytywny wynik.\
- Poczekaj tu na mnie!- krzyknęła przez ramię wybiegając z pokoju. Biegła do jadalni, bo wiedziała, że tam będą jej rodziciele. Może, oni mogą. Trzymała się tej myśli, tak jak tonący brzytwy. Wbiegła do pomieszczenia, a rodzice gdy tylko ją zobaczyli wiedzieli o co jej chodzi. Patrząc na nią ze smutkiem ponuro pokręcili głowami. Dziewczyna szybko wybiegła i popędziła na dwór, aby teleportować się do Narcyzy. Ona na pewno wie o wszystkich wynikach, ponieważ poprosiła, aby wszyscy przyjaciele Dracona z Hogwartu do niej napisali o wynikach badań. Po chwili była już przy drzwiach. Otworzył jej skrzat i zaprowadził ją do salonu, gdzie już czekała na nią Narcyza. Widząc łzy spływające po jej policzkach wiedziała, że wszystkie wyniki były negatywne. Nikt, ani Camile, ani Blaise, ani Erik, ani Pansy, ani Teodor, ani Ginny, ani żaden inny przyjaciel Malfoy'ów nie może być dawcą. Hermiona podeszła do Narcyzy.
-Może jest jeszcze ktoś, kogo moglibyśmy poprosić o pomoc.- pocieszała blondynkę i siebie jednocześnie.
-Nie ma już nikogo innego Hermiono.
- A banki szpiku. Byliście tam?
- Tak Lucjusz tam był, ale jedyny potencjalny dawca zmarł kilka dni temu. Idę teraz do szpitala. Idziesz ze mną?
- Tak.- odpowiedziała i nagle sobie o czymś, a raczej ok kimś przypomniała. To może być to. Może ktoś z nich będzie mógł być dawcą dla Draco.- To znaczy nie. Mam pomysł. Czekaj na mnie w szpitalu. Być może znalazłam dawcę! Do widzenia!
Dziewczyna szybko teleportowała się do Riddle Manor i sprintem ruszyła do swojego pokoju.
-Harry, szybko idziemy!
- Gdzie?
- Nie ważne. Zobaczysz jak będziemy na miejscu.
-Hermiono, czy ty przed chwila byłaś na dworzu?
-Tak, a co?
Chłopak swoimi zielonymi oczami zlustrował strój przyjaciółki. Miała na sobie jeansy i top z krótkim rękawem, a na nogach ciepłe kapcie. Biegała tak po dworzu pod koniec lutego, przy temperaturze minus czternastu stopni Celcjusza!
- Natychmiast idź ubierz kurtkę i buty. Ja idę do swojego pokoju się ubrać i spotkamy się na schodach.
Dziewczyna  nie miała ochoty na takie zbędne marnowanie czasu, a stanowczy wzrok przyjaciela skutecznie ja do tego skłonił. Gdy chłopak zobaczył, że brunetka znika w garderobie poszedł do siebie i po chwili czekał już w umówionym miejscu. Miona złapała go za rękę i pociągła za sobą. Biedny Harry kompletnie nie był na to przygotowany i po drodze strącił starą zbroję, sprawiając, że ta potoczyła się z brzdękiem na sam dół. Zaciekawieni hałasem rodzice dziewczyny wyszli na korytarz i zobaczyli ich najmłodszą córkę ciągnącą za rękę swojego przyjaciela, jak szmacianą lalkę w stronę drzwi wyjściowych.
-Gdzie idziecie? - zapytali, choć "idziecie" nie było właściwym słowem. Brązowooka biegła tak szybko, że nawet wysportowany Wybraniec ledwo za nią nadążał. Nadzieja na wyleczenie Dracona napędzała ja bardziej niż jakikolwiek eliksir energetyzujący
- Później wam powiem!- krzyknęła w odpowiedzi i już ich nie było, a rodzice spojrzeli po sobie ze szczerym pytaniem w oczach.
Po chwili stali na  spokojnej ulicy mugolskiego Londynu. Chłopak patrzyli na budynek, przed którym się znajdowali z wielkim zdziwieniem. Kompletnie nie rozumiał, dlaczego Hermiona teleportowała się akurat w to miejsce. Postanowił ja zapytać, ponieważ na pewno nie bez powodu się tu znaleźli.
-Hermiono co my robimy przed domem twoich przyszywanych rodziców?
-Nie rozumiesz Harry? Może to jedno z nich może być dawcą. Chodź.
Państwo Granger szczerze się zdziwili widząc Hermionę i jej przyjaciela przed swoimi drzwiami. Po usłyszeniu opowieści Hermiony o chorobie jej chłopaka zgodzili się udać do magicznego szpitala, aby zrobić badania, ponieważ widzieli jak jej zależy na blondynie. Do szpitala dotarli dzięki teleportacji łącznej. Dwójka przyjaciół szła kawałek za nimi, dlatego Potter korzystając z okazji złapał ja za łokieć i syknął do ucha.
-Hermiono, jak ty to sobie wyobrażasz? Przecież tam będą Malfoy'wie.
- Nie martw się Harry. Oni nie będą odstawiać żadnych scen.
Gdy byli blisko pokoju, gdzie był Draco.
- Poczekajcie tutaj chwilę.- powiedziała i ruszyła w stronę rodziców chorego. ci gdy ją zobaczyli uśmiechnęli się blado, a zaraz ich uśmiechy zastąpiło niezrozumienie wypiasane na twarzy.
- Hermiono, co tuy robia ci mugole razem z Potterem?
- Lucjuszu już ci wszystko tłumaczę. Poprosiłam dzisiaj Harry'ego, żeby udał się ze mną do nich i poprosił, żeby...
- To oni są tymi potencialnymi dawcami o których mi mówiłaś dziś rano, prawda?- weszła jej w słowo.
- Tak dokładnie. Zabrałam ich tutaj na badania, oczywiście jeśli nie macie nic przeciwko temu.
- Nie. Niech podejdą.
Dziewczyna ruchem ręki pokazała całej trójce, żeby przyszli. Po chwili stali wszyscy razem. Pierwsza ciszę przerwała Narcyza.
-Dziękuję wam, że zgodziliście się na to, żeby oddać szpik dla mojego syna.
- Nie ma sprawy. Nie potrafimy odmówić Hermionie.
Ich rozmowę przerwał odgłos, sprawiający wrażenie jakby ktoś się dusił. To Lucjusz próbował powiedzieć coś do Wybrańca
-No więc... Ymm ymm, dziękuję ci Potter za to, że chciałeś oddać szpik dla mojego syna. Nawet nie wiesz jakie to dla mnie ważne.- nagle zniknęła cała jego kurtuazja. W tamtym momencie nie pamietał o tym, że stoja po przeciwnej stronie barykady. Harry najpierw patrzył na niego z wytrzeszczonymi oczami, a potem wydukał:
- Nie ma sprawy.
- Ale, powiedzcie mi co z Draco?
- Hermiono, mamy dobre wieści. Obudził się. My juz u niego byliśmy. Może chcesz pójść do niego, a my w tm czasie zaprowadzimy Jane i Andrew na badania?- zaproponowała Narcyza. W ciągu tych kilku minut zdążyła już  przejsć na "ty" z Grangerami.
- No nie wiem.- powiedziała patrząc z wachaniem na Harry'ego i przyszywanych rodziców.
-Hermionko nie ma sprawy. Pójdziemy na badania. No i Harry  też z nami pójdzie, prawda?- Jane spojrzała na chłopaka.
- Tak, jasne.
- Zgoda.
- Chodź zaprowadzę cię. - Lucjusz skierował się w stronę pokoju, gdzie leżał Draco. Przy  każdych drzwiach stał pielęgniarz, który decydował o czasie wizyty, aby nie nadwerężać zdrowia pacjentów.
- Do kogo państwo?
- Ta dziewczyna chciałaby zobaczyć Dracona Malfoy'a.
- Przykro mi tylko najbliższa rodzina.- powiedział patrząc na Hermionę.
- Ona praktycznie nalezy do rodziny, jest jego dziewczyną.- warknął, zły, że jakiś podrzędny pielęgniarz mu się sprzeciwia.
- Ale mimo wszystko minął czas odwiedzin pana Malfoy'a. Chłopak musi odpoczywać..
- Nalegam. - powiedział Lucjusz wpychając w kieszeń białego, lekarskiego kitla mężczyzny sakiewkę, w której zabrzęczały galeony. Następnie popchnął lekko dziewczynę, a zdziwony mężczyzna przepuścił ją i wskazał odpowiednie łóżko. Podeszła. Chłopak nie spał, ale miał zamknięte oczy, które zaraz otworzył, gdy usłyszał, że ktoś usiadł obok jego łóżka. Był strasznie blady i osłabiony.
- Hej.- wyszeptał z trudem.
- Jak się czujesz?
- Czy odpowiedź okropnie cie satysfakcjonuje? - mimo swojego stanu silił się jeszczcze na sarkazm.- Ale ty trzymasz się chyba  naszej umowy. Zaczęłaś bardziej o siebie dbać.
- Przecież ci obiecałam.- uśmiechnęła się blado.- Nie mów nic, widzę, jaka sprawia ci to trudność.
Wzięła go delikatnie za rękę. Siedziała przy nim nic nie mówiąc, tylko patrząc na niego. Chłopak po jakimś czasie zasnął z powodu leków. Mimo to nie wyszła. W końcu podszedł do niej pielęgniarz, który powiedział, że wszyscy już na nią czekają i , że kończy się czas odwiedzin. Wyszła z pokoju i na korytarzu dołączyła do reszty. Pożegnali się i Hermiona z Harry'm teleportowali się z Grangerami do ich domu. Gdy wyszli Harry powiedział do przyjaciółki:
- Miona wróć do szkoły. Wszyscy się tam o ciebie martwią. Proszę.- dziewczyna miała taką samą słabość do Pottera, jak on do niej, dlatego nie zwlekała długo z odpowiedzią.
- Dobrze, tylko na chwilę chodź do mojego domu, muszę powiedzieć rodzicom.
Po chwili byli już pod Riddle Manor.
- Ty idź, ja tu poczekam.- powiedział i ustał pod bramą, a Hermiona ruszyła w stronę domu.
- Mamo, tato! - krzyknęła w przestrzeń.
- Co się stało?
- Wracam do szkoły  z Harry'm. On czeka na mnie na zewnątrz i ...- nie dokończyła, ponieważ przerwał jej harmider dochodzący z holu. Cała trójka szybko ruszyła w tamtym kierunku. To co zobaczyli nieźle nimi wstrząsneło. Na  środku pomieszczenia stała Bellatrix i trzymała Harry'ego, który prawie jej się wyrwał. Gdy w końcu mu się to udało wyciągnął szybko różdżkę, jednak kobieta była szybsza i rozbroiła go. Już miała rzucić pierwsze zaklęcię, ale Tom krzyknął:
-Bella nie!
- Znalazłam go panie, pod bramą, pewnie próbował się dostac do środka.
- Nie szpiegował. Jest tu z Hermioną, ponieważ wspierał ją. Baliśmy się, że popadnie w depresję.
- Co? Nic z tego nie rozumiem.
- Zaraz wszystko ci wytłumaczę. Hermiono,- zwrócił się do córki- myślę, że najlepiej jak udacie się już do szkoły.
- Dobrze. Dobranoc.- powiedziała i wyszła.
Po chwili byli już w Hogwarcie.
- Harry, przepraszam cie za tamto.
- Nie ma sprawy Hermiono, można było się tego spodziewać. Dobranoc idź spać.
-  Dobranoc.
Po chwili znalazła się w swoim dormitorium, było już pózno i dziewczyny spały. Po cichu, aby ich nie obudzić wzięła szybki prysznic i położyła się spać.
*******
Hej. Co, nie spodziewaliście się mnie tak szybko, prawda?  Sama sobie się dziwię :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba. 
Pozdrawiam
Ever :*













11 sierpnia 2014

Rozdział XI

[...] Po lekcjach Hermiona od razu ruszyła w kierunku Skrzydła Szpitalnego, aby odwiedzić Malfoya. Niestety czekała ją przykra niespodzianka. Gdy weszła do środka zobaczyła, że szpital jest pusty. W jej głowie zrodziły się setki pytań. Gdzie on jest? Czyżby Draco został już wypisany? Przecież pielęgniarka mówiła, że do końca tygodnia na pewno nie opuści szpitala. Od razu ruszyła do gabinetu pani Pomfrey.
- Dzień dobry. - przywitała się. 
- O, dzień dobry panno Riddle.
- Czy mogłaby  mi pani powiedzieć, gdzie jest Draco?
- Dziś stan pana Malfoya gwałtownie się pogorszył i został on przetransportowany do Szpitala Świętego Munga.- powiedziała pielęgniarka, a dziewczyna poczuła jak załamują się pod nią nogi. Zatoczyła się i podparła o łóżko, aby nie upaść.
-Dziecko, czy chcesz coś na uspokojenie?
- Nie dziękuję, nie mam czasu. Muszę natychmiast dostać się do Szpitala. Do widzenia.
Hermiona wstała, jednak znowu się zatoczyła. Pielęgniarka stanowczo posadziła ją z powrotem i dała eliksir na uspokojenie i wzmocnienie.Po minucie zaczął działać i dziewczyna pędem ruszyła w stronę gabinetu profesora Snape'a. Po drodze wpadła na grupkę dziewczyn. Chciała ją wyminąć, ale zauważyła znajomą blond grzywkę. Pomyślała, że Laura powinna wiedzieć, co się dzieje z jej bratem, dlatego wzięła ją pod ramię i pociągła za sobą mówiąc: 
-Wytłumaczę ci po drodze, chodź.
- Miona co się stało?
-Draco... źle z nim... jest w Mungu... idziemy do Snape'a, żeby teleportować się do szpitala...- po każdym wdechu wyrzucała z siebie wiadomości dla blondynki.
-Co? Hermiona co ty pleciesz? Przecież wczoraj byłam u niego i czuł się świetnie. Pielęgniarka mówiła, że w weekend wychodzi ze szpitala.
- Nastąpiły komplikacje. Szybko chodź.- popędziła ją Hermiona. Panna Malfoy uwierzyła jej, ponieważ wiedziała, że przyjaciółka nie robiła by sobie żartów z tak poważnej sprawy.
Biegły do gabinetu swojego opiekuna, jakby się paliło. Waliły w drzwi tak mocno, że te aż drażały. Gdy nikt im nie otwierał zaczęły się irytować. W końcu zobaczyły profesora, który wracał z obiadu i szedł korytarzem. Od razu, gdy go zauważyły zaczęły mówić obydwie naraz i mężczyzna nie zrozumiał za wiele po za tym, że obydwie dziewczyny chcąc opuścić szkołę przez jego kominek. Nie zadając zbędnych pytań od razu zaprowadził je w stronę kominka, ponieważ wiedział, ze z byle powodu nie prosiły by go o to.  Po chwili znalazły się w holu głównym Świętego Munga. Według tablicy powinny udać się na pierwsze piętro, gdzie mieścił się odział Urazów Magizoologicznych. Gdy były na miejscu zapytały przechodzącą pielęgniarkę, w jakim pokoju leży Draco Malfoy. Kobieta sprawdziła informacje w swoim magicznym notesie.
- Pokój 43. Prosto i na lewo.- odezwała się miłym głosem.
-Dziękujemy.
Ledwie skręciły zobaczyły rodziców chorego. Lucjusz pocieszał płaczącą Narcyzę. Oboje byli zdziwieni widokiem córki i dziewczyny syna.
-Laura? Co ty tu robisz? Dopiero co wysłałem ci sowę.
-Hermiona mi powiedziała. Pani Pomfrey jej powiedział gdy poszła do szpitala.- uprzedziła kolejne pytanie.- Co z nim?
-Jest źle, nawet bardzo źle. Magomedycy kompletnie nie wiedzą co robić. Draco powoli umiera na naszych oczach.- po policzkach nastolatek bezgłośnie zaczęły płynąc łzy. Przytuliły się do siebie. Potrzebowały w tej chwili bliskości drugiej osoby. W ostatnim czasie bardzo się do siebie zbliżyły i stały bardzo dobrymi przyjaciółkami.. Łkały sobie w ramię nie wiedziały jak długo. Może kilka minut, albo kilka godzin. W każdym bądź razie przerwało im nadejście magomedyka.
-Zapraszam państwa do gabinetu.
-Przepraszam, czy ja też mogłabym pójść? To dla mnie bardzo ważne.- zapytała nieśmiało Hermiona.
- Oczywiście, że tak, chodźmy.
Po chwili siedzieli już w gabinecie.
-Tak jak mówiłem państwu wcześniej stan pańskiego syna jest krytyczny. Wszystkie znane mi sposoby leczenia  w tym przypadku zawodzą. Mam jednak kolegę, który studiował oprócz magicznej medycyny mugolską. To właśnie on podpowiedział mi jak pomóc synowi. Tylko nie wiem, czy ten sposób państwu odpowiada.- spojrzał znacząco na Malfoy'ów.
- Nie obchodzi nas reputacja. Zrobimy wszystko, aby uratować naszego syna. Proszę powiedzieć co możemy zrobić.
- Organizm Dracona jest bardzo wyniszczony. Szkody jakie wyrządził jad akromantuli są ogromne. Rzadko kiedy się takie spotyka. Metoda, która według mojego przyjaciela jest w stanie mu pomóc wśród mugoli  nazywana jest przeszczepem szpiku kostnego.
Rodzina chorego patrzyła ze szczerym pytaniem w oczach na człowieka siedzącego przed nimi. Hermiona, która wychowała się wśród mugoli wykrzyknęła:
- Przecież nie może być aż tak źle!
-Przykro mi, ale faktycznie tak jest. Czy wie pani dokładnie na czym polega przeszczep?
- Tak, wiem. Chodziłam do mugolskiej szkoły i kiedyś pisałam referat na ten temat na dodatkową ocenę.
- Czy może wobec tego chcą państwo, aby to pani Riddle wytłumaczyła wam na czym polega. Może lepiej usłyszeć to od bliskiej osoby, lepiej przyjąć.
-Tak, Hermionko, mogłabyś nam wytłumaczyć?- poprosiła Narcyza.
- Dobrze. Przeszczep szpiku kostnego polega na pobraniu komórek macierzystych od dawcy i zaaplikowaniu ich choremu. Przeszczep stosuje się tylko w przypadku wielkich wyniszczeń organizmu. Komórki macierzyste dawcy i biorcy oczywiście muszą się zgadzać jeśli nie są takie same przeszczep nie jest możliwy. Szpik można dostać od rodziny lub z banku szpiku, gdzie ludzie dobrowolnie oddają swój szpik, aby dzięki niemu można było wyleczyć drugiego człowieka. Tu sprawa jest łatwiejsza, bo zazwyczaj rodzeństwo ma takie same komórki macierzyste, więc jeśli Laura się zgodzi to uda się wyleczyć Draco.
We wszystkich sercach na chwilę zapalił się płomyk nadziei. Niestety magomedyk zaraz go zgasił.
-Niestety tutaj sprawa nie jest taka łatwa jak się może wydawać. Pani Laura podobnie jak brat przeżyła ostatnio atak akromantuli i nie może być dawcą. Jeśli pobralibyśmy od niej szpik istnieje prawie stuprocentowa pewność, ze to ją zabije. Musimy pobrać szpik od pańskiego syna i zbadać, aby wiedzieć jakiego szpiku potrzebujemy. No i oczywiście musimy mieć pewność, że potencjalny dawca jest w pełni zdrowy.
- Nie obchodzi mnie to, że to może mnie zabić. To przeze mnie Draco jest tu w takim stanie. Oddam dla niego ten szpik, będę jego dawcą.- odezwała się Laura. Nie obchodziło ją to, że w czasie zabiegu może umrzeć. W końcu to dzięki ofierze brata jest wśród żywych.
-Nie ma mowy, nie zgadzam się na to! Jesteś nieletnia, a ani ja, ani matka nie podpiszemy ci papierów.
-Ale...- próbowała protestować, ale zaraz przerwał jej rodzic.
- Pomyślałaś jak czułby się Draco, gdyby dowiedział się, że umarłaś żeby go uratować. Sądzisz,że mógłby żyć ze świadomością, że swoją chorobą zabił własną siostrę?
Przemowa ojca trafiła do Laury i dziewczyna nic już nie powiedziała
- My z mężem oczywiście poddamy się odpowiednim badaniom.- odezwała się  Narcyza.
- Ja również.- odezwała się Hermiona.
-Dobrze więc zapraszam państwa na badania. Wyniki będą za tydzień. Jednak nie mamy pewności, że w tym tygodniu syn nie umrze, jak już mówiłem jego stan jest krytyczny.
- Uruchomię wszystkie swoje wpływy, aby to przyśpieszyć.- z pełnym przekonaniem powiedział Lucjusz.
Po badaniach Hermiona nie udała się do szkoły. Chciała być sama i mieć chwilę spokoju. Wiedziała, ze w domu będzie miała ciszę i samotność- dwie najbardziej potrzebne jej teraz rzeczy. Teraz nie było tam praktycznie nikogo poza rodzicami i Śmierciożercami, którzy pojawiali się na zebraniach.
Gdy pojawiła się zapłakana na progu domu matka od razu gdy ją zobaczyła podbiegła i mocno przytuliła.
- Tak mi przykro córeczko. Musimy mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze Lucjusz nam powiedział o tej mugolskiej metodzie i nawet tata zrobi razem  ze mną zrobić badania, ponieważ Malfoy'owie to nasi dobrzy przyjaciele, no i oczywiście ze względu na ciebie. Widzimy jak bardzo go kochasz.- powiedziała kobieta, a Hermiona ze zdziwieniem uświadomiła sobie, że Amanda mówi prawdę. Nawet nie wiedziała kiedy pokochała tego wkurzającego i bezczelnego chłopaka. Kochała go cholernie mocno, całym sercem, a ostatnie wydarzenia tylko tą miłość wzmocniły.
- Tak bardzo się boję mamo...- wyszlochała.
-Pamiętaj będzie dobrze. Draco ma już pięć osób, które chcą oddać dla niego szpik. Jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że komórki będą się zgadzać.
- A jeśli nie? Mamo ja się chyba zabiję jeśli on umrze.
Starsza kobieta przeraziła się nie na żarty słysząc  te słowa z ust córki.
-Obiecaj, że choćby nie wiem co nie zrobisz tego. Nie możesz Draco nie chciałby tego, pomyśl o nas o swoich przyjaciołach, o Pansy i /Eriku, dopiero niedawno odzyskali siostrę. Nie możesz, rozumiesz? Nie możesz. Musisz być silna. Obiecaj mi, że tego nie zrobisz. Obiecaj.- Amanda za wszelką cenę musiała dotrzeć do swojej najmłodszej córki.
- Obiecuje mamo.- przyrzekła, jej rodzicielka odetchnęła z ulgą.
-Chodź do swojego pokoju. Musisz się położyć i odpocząć
Hermiona dała się zaprowadzić do swojego pokoju. Położyła się do łóżka, a matka podała jej buteleczkę z eliksirem Słodkiego Snu. Dziewczyna przełknęła płyn i od razu poczuła wielką senność.
-Mamo napisz do Severusa i wytłumacz dlaczego nie ma mnie w szkole.- wymamrotała ostatkiem sił.
-Dobrze. Spij, dobranoc.- powiedziała i wyszła z pokoju córki.
*******

Następnego dnia  Hermiona obudziła się w błogiej nieswiadomości co do wczorajszych wydarzeń. Jednak po chwili wspomnienia uderzyły w nią z podwójną siłą. Ból był tak, wielki, że musiała zwinąć się w kłebek, aby znieść jego przytłaczającą siłę. Na samą myśl o poprzednim dniu łzy leciały jej ciurkiem po policzkach. Nagle przypomniało jej się, co powiedział Lucjusz- postara się przyśpieszyć badania szpiku kostnego. To może znaczyć, że być może już dziś sowa przyniesie jej wyniki. Ta myśl okazała sie o tyle motywująca, że znalazła w sobie resztki energii, aby pójść się ubrać i nawet zejść na dół na śniadanie. W jadalni  byli tylko jej rodzice. Przywitała się z nimi i zaczęła wmuszać w siebie jedzenie. Właściwie to w ogóle nie miała ochoty na jakikolwiek posiłek, ale obietnica jaką złożyła Draconowi skutecznie ją do tego zmuszała. W pewnym momencie do jadalni wszedł skrzat.
-O co chodzi Gapku?
-Przepraszam, że przeszkadzam sir,- skrzat ukłonił się nisko- ale sowy przyniosły trzy listy, dwa do panny Riddle, a drugi do pana sir.
Hermiona, gdy tylko usłyszała te słowa zerwała się z krzesła i podbiegła do Gapka biorąc od niego listy.
Jeden dała swojemu ojcu, który po chwili go otworzył. Ona jednak nie otwierała swoich listów. Jeden był ze szpitala o czym świadczyła podłużna pięczątka w góry koperty, a więc to były wyniki, drugi natomiast miał z tyłu lak herbem Malfoy'ów, czyli list od Lucjusza i Narcyzy. Z rozmyślań wyrwał ją głos Toma.
-Przeczytaj.- powiedział podając list żonie.
Kobieta po szybkim przeczytaniu listów spojrzała na męża.
-To może być dobry pomysł, ale czy spełnisz ten warunek, o którym pisze Pansy? Ona zdaje sobie sprawę z sytuacji jaka panuje pomiędzy wami, ale nie możesz go teraz zabić ze względu na jej stan psychiczny.
-Jeśli to ma jej pomóc spełnię warunek naszej drugiej córki.
- O co chodzi?- zapytała zaciekawiona Hermiona. Z rozmowy wywniskowała, że rodzice rozmawiają o niej.
- Nieważne dowiesz się później.
- A nie możecie mi powiedzieć teraz?
-Nie. Na razie wiedz tylko tyle, że dziś będziesz miała gościa.
- Nie mam ochoty nikogo widzieć.
- Z tego gościa chyba jednak się ucieszysz. Otwórz w końcu te listy.- Voldemort zręcznie zmienił temat.
Na pierwszy ogień poszedł list od Malfoy'ów.

Droga Hermiono.
Dostalismy już wyniki. Ty też pewnie niedługo dostaniesz. Niestety żadne z nas nie może być dawcą dla Dracona. Laura także już wie jest w szkole i poprosiła wszysztkich przyjaciół o badania. Napisz do nas  najszybciej jak to mozliwe, czy możesz być dawcą.
Narcyza i Lucjusz.

Hermiona przeczytała list i jego treśc w jakiś sposób zmotywowała ją do otwarcia listu. To ona była na chwilę obecną jedyną nadzieją tylu ludzi. Od jej wyników zależy czy Draco ma dawcę, czy nie. Drżacymi ręcami otworzyła kopertę i wyciągła złożoną na pół kartkę. Dłonie trzęsły jej sie tak bardzo, że musiała położyć list na stole aby cokolwiek odczytać. Szybko przebiegła wzrokiem po linijkach tekstu, a po jej policzkach znowu zaczęły spływać łzy. Rodzice uważnie ją obserwowali i od razu  zauważyli zmianę.
-Hermionko co tam jest napisane?
Na te słowa dziewczyna zerwała się z krzesła i wybiegła z jadalni krzycząc do rodziców:
- Napiszcie do Malfoy'ów, że ja także nie mogę być dawcą!
Tom i Amanda pochylili się nad kartką z wynikami i zaczęli czytać.

Szanowna Pani Riddle.
Zawiadamiamy panią iż nie może być pani dawcą dla pana Malfoy'a, ponieważ pańskie komórki macierzyste nie są ze sobą zgodne. Rodzaj pani komórki...

Dalszej części nie czytali.
-Tom idź odpisz Pansy, że zgadzasz się na jej warunki. Ten pomysł był chyba strzałem w dziesiątke.
- Już idę. Napiszę też do Lucjusza. Wiesz dziś przychodzi tu ten magomedyk w związku z badaniami.
*******


Hermiona, od chwili gdy przeczytała list czuła się jakby ktoś uderzył ją z całej siły w brzuch. Łapczywie łapała powietrze. Leżała na łóżku i strzasznie płakała. Łzy leciały spod jej zamkniętych powiek. W ostatnim czasie wylała ich  tyle , a jednak  ciągle znajdywała nowe. Płakała i wspominała wszystkie te chwile z Draconem.
 Nie wyobrażała sobie, że być może już nigdy z nim nie porozmawia. Nie mogła nawet znieść tej  myśli. Zrobiła by wszystko, aby  być na jego miejscu. Gdyby tylko znalazła dla niego dawcę. Jedyna nadzieja, że wsród jej przyjaciół znajdzie się ktoś kto będzie mógł nim być. Jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. 
-Proszę.
-Panienko ma pani gościa.- usłyszała głos Gapka.
- Mówiłam już moim rodzicom, że nie chcę nikogo widzieć. Odeślij go do mojej matki.
Usłyszała dźwięk zamykanych drzwi i przekręciła się na drugi bok myśląc, że ma już święty spokój. Jej nadzieje były jednak marne. Po kilku minutach  z irytacją usłyszała, że drzwi znów się otwierają.
-Hermionko nie wolno traktować tak gości.- usłyszała głos matki w którym wyczuwalna była nutka nagany za jej zachowanie.
- Ale ja chcę mieć tylko spokój. Nie mam ochoty na rozmowę z kimkolwiek i nikogo nie chcę widzieć.
-Nawet mnie?- do jej uszu dotarł przyjemny męski głos, który wszędzie by rozpoznała, ten głos towarzyszył jej od pierwszej klasy i nigdy nie zawiodła się na właścicielu tego głosu. Szok jaki wywołał ten głos był tak wielki, że otworzyła szeroko oczy i usiadła szybko na łóżku. Gdy jej zdziwienie trochę osłabło i odzyskała głos zadała  niepewnym głosem pierwsze pytanie jakie wpadło jej do głowy.
- Co ty tu robisz Harry?
********
No więc jest i rozdział. Zasługuję na pożądny ochrzan. Przytłoczyły mnie moje prywatne sprawy i przez dwa tygodnie zachowywałam się jakbym nie miała bloga ;c . Przepraszam, przepraszam. Jestem nawet zadowolona z tego rozdziału. Mam nadzieję, że następny rozdział będzie szybciej, bo wena kopie ;d Założyłam zakładkę Spam, gdzie możecie zostawiać linki do swoich blogów, na które z przyjemnością zajrzę :)
Pozdrawiam
Ever :*