24 grudnia 2014

Święta, święta !!

Moje kochane czytelniczki!
Życzę Wam wesołych, spokojnych i radosnych świąt w gronie najbliższych. 
Niech zbliżający się Nowy Rok będzie najlepszym rokiem z całego Waszego życia. 
Ja mam dla Was w prezencie fragment miniaturki. 
Przepraszam, że tylko tyle. 
Ściskam
Ever :*
*******
Nikt mnie nie uratuje. Już dawno straciłam nadzieję. Nikt nie wiedział, że tu jestem. Harry i Ron wyruszyli na poszukiwanie horkruksów, a ja miałam udać z moimi rodzicami do Australii i z daleka nad nimi czuwać. Czemu z daleka? Wyczyściłam im pamięć, aby byli bezpieczniejsi. Teraz sądzą, że nazywają się Monika i Wendell Wilkinsowie i nic nigdy nie słyszeli o żadnej córce. Jednak ja nie chciałam udać się do Australii, chciałam pomóc przyjaciołom. W  tajemnicy przed wszystkimi wyruszyłam na poszukiwanie chłopaków. Szczęście mi nie dopisało. Szmalcownicy bardzo szybko mnie znaleźli. Gniłam tu od dwóch lat, a wszyscy przyjaciele byli pewni, że siedzę w Australii. Z rozmyślań wyrwał mnie skrzyp otwieranych drzwi. Podniosłam głowę i krew się we mnie zagotowała. Przyszedł po mnie człowiek, który  miał mnie zaprowadzić na górę. Widok tej osoby strasznie mnie rozzłościł. Krew się we mnie zagotowała i zaczęła bulgotać.  Wiedziałam, że Malfoy został Śmierciożercą, ale nigdy nie spodziewałam się konfrontacji z nim. Wściekłość odebrała mi rozsądek i zaczęłam się na niego drzeć.
-Ty... Widziałam, że po tobie można spodziewać się tylko czegoś takiego! Jesteś tylko świnią i parszywym tchórzem, który...- nie mogłam dokończyć, ponieważ chłopak zatkał jej usta dłonią.
-Uważaj do kogo mówisz Granger.- syknął. Łał, powiedział do mnie "Granger", a nie "szlamo", jak ostatnio wszyscy się do mnie zwracali.- Chodź.
Wiedziałam, gdzie mnie prowadzi. Wędrowałam na górę. Pewnie znów zostanę zgwałcona. Na ten czas byłam po prostu rośliną. Nie odbierałam żadnych bodźców. Zamykałam oczy. Na początku płakałam i krzyczałam, ale z czasem przestałam. Tylko otępienie mogło pomóc mi przetrwać...

8 grudnia 2014

Rozdział XIII

Następnego dnia rano Hermionę obudził dziewczęcy pisk, ów pisk wydała z siebie Camile na jej widok. Po chwili panna Riddle poczuła, że ściśle oplatają ją trzy pary rąk.
-Dziewczyny dajcie już spokój, bo mnie udusicie.
- Po prostu cieszymy się, że znów cię widzimy. Brakowało tu ciebie.- odezwała się Pansy. – Hmm. Trochę zaspałyśmy. Musimy się pospieszyć, jeśli chcemy zdążyć na śniadanie.
Po szybkiej porannej toalecie czwórka dziewczyn ruszya w stronę Wielkiej Sali. Usiady obok chłopaków przy swoim stole machając przy tym ręką Harry’emu i Ginny na przywitanie. Hermiona na śniadanie postanowiła zjeść tosty ze swoim ulubionym dżemem morelowym. Na twarzy miała delikatny uśmiech. Ktoś mógłby powiedzieć, że dziewczyna czuje się świetnie i nie posiada żadnych zmartwień, jednak to było tylko złudzenie, zwykłe udawanie, na które dużo osób nabierało się z łatwością. W środku cała trzęsła się z nerwów i troski o swojego chłopaka. Nie pokazywała tych emocji na zewnątrz wierna swoim postanowieniom, że nie będzie martwić bliskich. Już i tak nieźle nastraszyła swoją mamę tym wspomnieniem o samobójstwie.
Gdy wylądowała przed nią szara sowa nie potrafiła już tak dokładnie maskować swoich odczuć. Bardzo dobrze wiedziała od kogo jest ten list, który przyniosło zwierzę. Ba, ona nawet wiedziała, kto jest właścicielem stojącego przed nią ptaka. Należała do jej przyszywanych rodziców. Pisali do niej, aby powiadomić ją, czy mogą być dawcami. Drżącymi z nadmiaru emocji rękoma odczepia list wczytując się w niego.
Kochana Hermionko!
Dosłownie przed chwilą sowa przyniosła wyniki badań. Mam dla Ciebie dobrą wiadomość: mogę być dawcą! Proszę przekaż to Narcyzie i Lucjuszowi i zapytaj kiedy będzie przeszczep. Mi pasuje każdy możliwy termin, ponieważ Narcyza wspominała, że mają tylko kilka dni na znalezienie dawcy i przeszczep. Czekam na odpowiedź
Jane
P.S. Andrew przesyła pozdrowienia.
Przez chwilę kompletnie nie docierało do niej to, co przeczytała, choć podświadomie wiedziała, że list zawiera bardzo dobrą i ważną dla niej wiadomość. Trwała w totalnym otępieniu. Dopiero Erik wyrwał ja z tego stanu, w którym czuła się jak w wielkiej bańce wody, ponieważ do tej pory nic i nikogo nie słyszała.
- Hej, Herm, wszystko w porządku?
Dziewczyna bezwiednie podała mu kartkę papieru. Po kilku sekundach skończył czytać i ponownie spojrzał na siostrę.
- To chyba dobrze, nie? Na Merlina Miona odezwij się do mnie!
- Wszystko okey Erik. Po prostu nie wierzę w to, że w końcu się udało. Trzeba powiedzieć Laurze.- spojrzała na blondynkę, która siedziała, nie odzywając się do nikogo ze wzrokiem wbitym w swoją miskę z płatkami. Kiedyś była to pełna życia i radości dziewczyna, a teraz była to zupełnie inna osoba. Na jej twarzy nie gościł już uśmiech, tylko smutny grymas. Jej śliczne długie blond włosy straciły blask. Bardzo się obwiniała o stan swojego brata, ponieważ sadziła, że to przez nią Draco leży chory w szpitalu, bo chciał ją uratować. – No i muszę jeszcze iść do Malfoy’ów. Pójdziesz ze mną?
- Jasne, nie ma sprawy. Teraz może być tylko lepiej. - powiedział i przytulił ją do siebie. Ta po chwili odsunęła się od niego i usiadła obok Laury. Erik obserwował tę scenę z boku i widział jak blondynka ucieszyła się słysząc w końcu jakieś dobre wieści. 
Ostatnio bardzo martwił się o Hermionę. Widział, ( zresztą trudno było tego nie zauważyć jeśli dobrze się ją  znało ) jak bardzo zależy jej na blondynie i wiedział, że może nie znieść kolejnego ciosu, gdyby coś poszło nie tak. To byłoby wredne ze strony losu - dać prawdziwą nadzieję, szanse na poprawę, a potem okrutnie zażartować zabierając wszystko. On sam nie wiedział jak zachowywałby się gdyby to Camile coś się stało. Nie zniósłby tego. Tej rzeczy był akurat pewny, dlatego podziwiał swoją siostrę, za jej wytrawałość i nadzieję na lepsze jutro...
Z rozmyślań wyrwał go głos Hermiony.
-Gotowe. Możemy już iść?
- Tak, oczywiście, chodź. - poprowadził ją w kierunku gabinetu Serveusa Snape'a. Ten już bez zbędnych pytań przepuścił ich prosto do kominka. Gdy pojawili się w ogromnym i jasnym salonie państwa Malfoy'ów przywitała ich cisza. Po chwili przed nimi zmaterializował się skrzat pytając o cel ich wizyty. Gdy ogólnie wyłuszczyli mu sprawę zniknął, a po chwili do pomieszczenia weszła Narcyza. Hermiona po prostu podała jej kartkę papieru, na którym był napisany list od Jane, kartkę, której treść sprawiła, że ledwo tląca się w sercu nadzieja rozbłysła na nowo wielkim, żywym płomieniem. Blondynka spojrzała na nią nic nie rozumiejącym wzrokiem, więc zachęciła ją do przeczytania tekstu. 
- To świetnie! W końcu jakaś dobra wiadomość!- wykrzyknęła po przeczytaniu i zaczęła szlochać ze szczęścia.
W tej chwili do salonu wszedł Lucjusz. Rozejrzał się nic nie rozumiejącym wzrokiem po pomieszczeniu, a następnie przytulił do siebie żonę. 
- Co się stało? - zapytał patrząc na rodzeństwo, ponieważ Narcyza nie potrafiła wydobyć z siebie głosu.
- Znaleźliśmy dawcę szpiku dla Dracona.
Na twarz mężczyzny można było po kolei odczytać zdumienie, niedowierzanie, szok, a na końcu ulgę i radość. 
-Kto nim jest?
- Jane, moja przyszywana matka.
- Możemy udać się do niej od razu?
- Tak, w sumie to ona czeka na informacje, co ma robić.
- Świetnie, Hermiono teleportuj nas wszystkich, ponieważ my nie wiemy, gdzie ona mieszka.
- Nie ma sprawy. Wyjdźmy na zewnątrz.
Po kilku minutach cała czwórka stała przed błękitnym domkiem jednorodzinnym. Miejscem, gdzie Hermiona spędziła swoje dzieciństwo. Z tamtym okresem miała wiele szczęśliwych wspomnień. Z uśmiechem na twarzy przypomniała sobie zabawy w dom z dziewczynką z sąsiedztwa. Miło też wracała do czasów, gdy była w domu w czasie ferii, czy wakacji. Wtedy w każdą niedzielę wieczorem cala trójka sadowiła się na beżowej kanapie w salonie i wspólnie oglądali jakiś film, lub rozmawiali. To był taki dzień, którego nie mogło zabraknąć. Oderwała się od miłych wspomnień i wróciła do rzeczywistości.
Zapukali, a po chwili drzwi otworzył im mężczyzna po czterdziestce z brązowymi włosami z pojedyńczymi siwymi kosmykami  w koszuli w kratkę i dżinsach- Andrew.
- Dzień Dobry państwu.- zwrócił się w stronę Malfoy'ów i Erika.- Witaj Hermionko, pewnie dostałaś już list i dlatego tu jesteś ? - zgadywał mężczyzna.
- Dokładnie. Poznaj  mojego brata Erika.
- Miło mi Cię poznać.
- Mnie również proszę pana.- uścisnął dłoń podaną przez mężczyznę.
- No wchodźcie do środka, a nie tak na zimnie stoicie. - gestem ręki wskazał gościom drogę.
W salonie już czekała Jane. Okazało się, że jest już gotowa do wyjazdu i  zabieg może się odbyć nawet teraz. Wobec tego zabrali kobietę i znaleźli się w Mungu. Skierowali się od razu do gabinetu lekarza prowadzącego.  Po ustaleniu wszystkich szczegółów i podpisaniu dokumentów lekarz zabrał kobietę, aby przygotować ją do zabiegu. Przed wyjściem kobieta mocno przytuliła brunetkę.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. - szepnęła jej do ucha.
Hermiona z Erikiem, Lucjuszem i Narcyzą udała się pod salę operacyjną. Po kilku minutach zobaczyli lekarza, który studiował mugolską medycynę - to on miał przeprowadzić operację. Zbył wszystkie ich pytania mówiąc:
- Przepraszam, ale nie mam czasu. Operacja za chwilę się zacznie. Wszyscy już tam na mnie czekają. Odpowiem na wszystkie pańskie pytania po zabiegu.
W ten oto sposób dowiedzieli się przynajmniej, że wraz z wejściem Uzdrowiciela do sali zacznie się operacja.
Hermiona nie chciała słyszeć o żadnym powrocie do szkoły. Musiała, po prostu musiała tu teraz być. Gdziekolwiek indziej czuła by się nie na miejscu. Erik nie chciał jej zostawić i w efekcie też siedział i czekał na koniec operacji uprzednio wysyłając do szkoły patronusa z wiadomością, że są cali i bezpieczni. Dziewczyna przytuliła się do brata. Chłopak był dla niej ostatnio wielkim wsparciem. Była mu za  to bardzo wdzięczna. Skupiła swój wzrok  na tatuażu znajdującym się na jego przedramieniu. Przez kilka godzin śledziła labirynt kresek i okręgów zatapiając się w rozmyślaniach. Strasznie się bała. Nie przypominała sobie, żadnego momentu w swoim życiu, gdy tak strasznie bała się o inną osobą, a jakby jej ktoś jeszcze parę miesięcy temu powiedział, że będzie martwić o Malfoy'a to osobiście odstawiła by go do Munga na odział z osobami chorymi psychicznie. Na twarzy miała wypisane wszystkie towarzyszące jej emocje. Od niepokoju i zdenerwowania zaczynając, a na wielkiej tęsknocie za blondynem kończąc. Kompletnie zapomniała o swoich lękach, co do szczerości uczuć blondyna, które często ją w ostatnim czasie nawiedzały. Zepchnęła jej na dalszy, odległy plan.
Co będzie, jeśli coś pójdzie nie tak, jeśli Draco umrze? Przecież on nie może umrzeć. Nie może, nie ma prawa zostawić jej samej. Nie da sobie rady bez niego. Totalnie się załamie, wie że tak będzie. Musi coś zrobić. Musi zrobić coś, co da jej gwarancję, że wszystko się uda. Tylko, co ona może zrobić? Co daje jej taką gwarancję?
Jej rozmyślania przerwała postać uzdrowiciela wychodzącego z sali operacyjnej. Próbowała wstać, ale nogi miała jak z waty i przewróciła by się, gdyby Erik nie złapał jej w ostatniej chwili. Z jego pomocą podeszła do mężczyzny.
Lekarz uśmiechnął się lekko widząc cztery wpatrzone w niego i łaknące informacji pary oczu.
- Proszę się już nie zamartwiać. Wszystko jest  w jak najlepszym porządku. Operacja udała się. Pani Granger zostanie u nas jeden dzień na obserwacji. Pan Malfoy wprawdzie kilka dni dłużej, ale zapewniam, że są to tylko i wyłącznie reguły a nie konieczność. Chłopak ma zdrowy organizm i szybko dochodzi do siebie.
Na twarzch Hermiony, Erika i Malfoy'ów pojawiła się ulga pomieszana ze szczęściem. W końcu los rozdał dobrą kartę dla nich. Wszystko poszło po ich myśli. Udało się. Nareszcie...
Hermionie i Narcyzie po policzkach powoli toczyły się łzy radości.
- Panie doktorze, czy możemy go jeszcze zobaczyć przed wyjściem? - zapytała najmłodsza z towarzystwa.
- Pan Malfoy dziś się nie obudzi, ale skoro państwo chcą to proszę nie widzę przeciw wskazań. Będzie to jednak tylko kilka minut, ponieważ za chwilę zamykamy odział. No, proszę się uśmiechnąć, wszystko jest już dobrze. Wskażę państwu pokój.
Cała czwórka ruszyła za mężczyzną. Po chwili byli już na miejscu. Musiało wystarczyć im spojrzenie na Dracona przez szybę. Hermionę ten widok dziwnie uspokoił. Miała praktycznie namacalny dowód, że jest dobrze. Jak urzeczona patrzyła na śpiącego blondyna. Cieszyła się samym jego widokiem. Mogłaby stać pod tą szybą do końca świata. W końcu Erik oderwał ją od tego zajęcia cichym szeptem.
- Hermiono, czas na nas. Musimy już iść, za pięć minut zamykają szpital.
- Daj mi jeszcze chwilkę.- poprosiła.
Po kilkudziesięciu sekundach odeszła od szyby i ruszyła w stronę wejścia z bratem i Malfoy'ami. Teleportowali się do ich rezydencji, a stamtąd przez kominek dotarli do szkoły.
W gabinecie Snape'a nie było nikogo, więc po cichu ruszyli lochami w stronę Pokoju Wspólnego Ślizgonów.
Otworzyli drzwi prowadzące do dormitorium dziewczyn i zobaczyli kilkanaście par oczu wpatrzonych w nich z niemym pytaniem.
- Udało się. Wszystko poszło dobrze, wygląda na to, że Smok niedługo tu wróci. - powiedział Erik, ponieważ Hermiona nie mogła mówić z powodu łez płynących po jej policzkach.
Z twarzy obecnych powoli znikało napięcie, a na jego miejscu pojawiała się radość.
Hermiona poczuła, że ktoś ją obejmuje i pociera ramię. Spojrzała w górę i natrafiła na oczy takiego samego koloru jak jej - oczy Erika. Uśmiechnęła się lekko i zdała sobie sprawę, że wciąż stoją w drzwiach. Zrobiła, więc kilka korków w kierunku swojego łóżka, aby na nim usiąść ciągnąć za sobą chłopaka.
- Idź do niej.- odezwała się niespodziewanie po pewnym czasie, widząc, że Erik nie ma zamiaru na razie zostawiać jej samej. "Zupełnie, jakby się bał, że coś sobie zrobię, może to mama go o to poprosiła." przemknęło jej przez głowę.- No idź, naprawdę nic mi nie jest.- dodała widząc jego minę. Wiedziała, że chętnie spędziłby czas ze swoją dziewczyną Camile, ale też bardzo się martwił o nią i był rozdarty. Pchnęła go lekko w jej kierunku. Po kilku minutach zobaczyła, jak oboje wymykają się z pokoju. Pasowali do siebie i chciała, żeby im się udało. Byli razem tacy szczęśliwi...
*******
Od przeszczepu minęły cztery dni. Cztery dni, które bardzo dłużyły się Hermionie. Przez ten czas ani razu nie była w szpitalu, każdego dnia po lekcjach zaszywała się w prywatnym dormitorium prefekta naczelnego, które obecnie należało także do niej. Tam odrabiała lekcje i nadrabiała wszystkie zaległości, jakie pojawiły się przez jej częste wizyty w szpitalu i u Malfoy'ów. Naukę nadal bardzo lubiła i starała się mieć jak najlepsze oceny.
Przyjaciele uważnie ją obserwowali, szukając znaków ponownego załamania, czego miała już serdecznie dosyć. Na szczęście nie zauważając niczego niepokojącego odpuścili. Hermiona od czasu przeszczepu faktycznie przestała się smucić, a gdy tylko w jej głowie zaczynały się kłębić jakieś czarne myśli, to wypierała  je z głowy  starym i sprawdzonym sposobem, o którym ostatnio zapomniała- nauką.
Dziś po lekcjach skierowała swoje kroki tam, gdzie zwykle od kilku dni, czyli do dormitorium. Otworzyła drzwi, założyła na uszy swoje magiczne słuchawki, do których wystarczyło tylko wyszeptać tytuł jakiejkolwiek piosenki, a ta już płynęła prosto do uszu dziewczyny. Usiadła przy szerokim mahoniowym biurku i zabrała się za esej z eliksirów. Była przy końcówce pisania tematu pracy, gdy usłyszała czyjś głos, który przebił się przez cichą, spokojną muzykę.
- Hermiona? Co ty tu robisz?
Podniosła gwałtownie głowę, wylewając atrament na swoją pracę domową, pewna, że ma omamy słuchowe. Przecież to niemożliwe. Go tu nie może być, jest w szpitalu, gdzie odpoczywa po przeszczepie. Powoli podniosła wzrok, bojąc się, że rozczarowanie, gdy nikogo nie ujrzy okaże się zbyt bolesne. W końcu spojrzała w kierunku źródła głosu i zdębiała. Widać nie tylko słuch spłatał jej figla. Widzi go opartego o futrynę, uśmiecha się do niej łobuzersko i czeka na odpowiedź. A może to nie omamy? Jest tu naprawdę? Nie, to przecież nie możliwe, to tylko tęsknota za nim sprawiła, że widzi go teraz tak wyraźnie. A może jednak...
*******
Hej, to w końcu ja- Ever ;) Nareszcie skończony rozdział :D Przepraszam, strasznie mi głupio ;c . Mam nadzieję, że wybaczycie mi tą dłuuugą nieobecność.. 
Ściskam i zapraszam do czytania. :*
E.

13 listopada 2014

Małe sprostowanie sprawy.

Siemanko! Tu nie Ever tylko Weronika. Jestem tu, aby oświadczyć wam, że autorka bloga ma problemy z bloggerem <próbujemy rozwiązać ten problem>  i nie może dodać rozdziału. Dokłada wszelkich starań, aby pojawił się on jak najszybciej. Mamy nadzieję, że niedługo rozdział się pojawi i nie będzie więcej problemów . Tak więc czekajcie, zaglądajcie, sprawdzajcie :) 
Z poważaniem, Weronika ;)
[trochę się cykam, chyba wszystko dobrze napisałam ;c]

8 października 2014

Liebster Blog Award

Cześć wszystkim .! :) To jeszcze nie rozdział, tylko... Liebster Blog Award !! Dziękuje Dimidiam Varney za nominację :*
 Może tak na początek czym w ogóle jest LBA.
 Taką nominację można otrzymać od innego bloggera w ramach uznania. Po otrzymaniu takiej nominacji należy odpowiedzieć na 11 pytań,  poddać 11 blogów, i ich właścicielom zadać swoje własne 11 pytań. 


1.  Skąd bierzecie pomysły na następne rozdziały. Czym się inspirujecie?

Pomysły na rozdziały same się rodzą w mojej głowie. Mam już w głowie ogólny zarys całej historii, ale pierwowzór już wiele razy zdążył się zmienić, ale zakończenie i pewne sceny są niezmienne :D.


2. O czym najbardziej lubicie czytać na blogach? Mam tu na myśli i opowiadania i inne rodzaje blogów.

Jeśli chodzi o  blogi potterowskie to z parringów akceptuje tylko dramione. Nie chcę nikogo urazić, ale opowiadania, gdzie Hermiona jest w związku z facetem, który ma swoje dzieci w jej wieku są dla mnie po prostu obleśne. Poza HP przeczytam praktycznie wszystko.

3. Jak radzicie sobie z brakiem weny?

W takim wypadku po prostu odkładam pisanie na kilka dni, ponieważ wiem, że nic wtedy nie napiszę. Wena zazwyczaj wraca do mnie do 4 - 5 dniach ;d

4. Książka czy film?

Zdecydowanie książka.

5. Jaka jest wasza ulubiona książka i film?
 
Czytam tyle książek, że ciężko znaleźć mi tą ulubioną. Ale podejrzewam, że byłaby to fantastyka.

6. Kim jest najbardziej znienawidzona przez was postać z filmu/książki? Dlaczego?
 
Zmierzch. Książki Meyer napisała niezłe, ale jeśli chodzi o film to jest on fatalny i zrobili tylko krzywdę książce, a  Kristin Stewart to już w ogóle porażka tej ekranizacji, większego przereklamowanego beztalencia to chyba jeszcze w show biznesie chyba nie było..

7. Jakie masz hobby?

Hmmm, ciężko wybrać coś konkretnego, bo próbuje wszystkiego po trochu, ale do tych trafniejszych moge zaliczyć pisanie bloga :D :*

 8. Gdybyście mogli wybrać sobie jakąś moc (latanie, znikanie, teleportacja itp.), co byście wybrali?

Zdecydowanie teleportacja. W końcu byłabym wszędzie na czas :)

9. Gdybyście mogli posługiwać się żywiołem, jaki byłby to żywioł? 

Chciałabym mieć władze nad ogniem. Nie wiem dlaczego, po prostu po przeczytaniu pytania to on od razu wpadł mi do głowy .

10. Chcieliście kiedyś panować nad jakimś dzikim zwierzęciem, albo móc się w nie zamienić? Jeśli tak to jakie to zwierzę i dlaczego właśnie ono.

Lew. Zawsze chciałam nim być. W końcu byłabym królem, co nie? XD

11.  Jakie jest wasze największe marzenie?

A to niech zostanie sekretem :)



Okey, to teraz 11 blogów, niestety podam mniej, bo nie znam tylu początkujących.

4. Vik.A


A teraz pytania. :d

1.  Skąd pomysł na pisanie bloga?
2 Gdybyście mogły przenieść siebie i pięć osób na pół roku do wybranego świata jakiejś książki, co byście wybrały i kogo wzięłybyście ze sobą?
3. Bez czego/kogo nie dałybyście rady żyć?
4. Czy wasza przyszła praca będzie miała związek z pisaniem?
5. Kim z HP chcielibyście być?
6. Lubicie czytać? Macie taki ideał, do którego często wracacie?
7. Często myślicie o przyszłości?
8. Co jest rzeczą, której najbardziej żałujecie? Dlaczego?
9. Jaki jest najlepszy blog na jaki kiedykolwiek natrafiłyście?
10. Masz rzecz, do której masz szczególny sentyment? Co to?
11. Macie zeszyty z rozdziałami, czy piszecie od razu na bloggerze?


12 sierpnia 2014

Rozdział XII

[...]-Hermionko nie wolno traktować tak gości.- usłyszała głos matki w którym wyczuwalna była nutka nagany za jej zachowanie.
- Ale ja chcę mieć tylko spokój. Nie mam ochoty na rozmowę z kimkolwiek i nikogo nie chcę widzieć.
-Nawet mnie?- do jej uszu dotarł przyjemny męski głos, który wszędzie by rozpoznała, ten głos towarzyszył jej od pierwszej klasy i nigdy nie zawiodła się na właścicielu tego głosu. Szok jaki wywołał ten głos był tak wielki, że otworzyła szeroko oczy i usiadła szybko na łóżku. Gdy jej zdziwienie trochę osłabło i odzyskała głos zadała niepewnym głosem pierwsze pytanie jakie wpadło jej do głowy.
- Co ty tu robisz Harry?
Kompletnie nie rozumiała tego co słyszała i widziała. Przecież to niedorzeczne! Ostatnio żył w takim stresie, że zaczęła mieć omamy słuchowe i wzrokowe. Tak, na sto procent tak właśnie jest. Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że Harry James Potter stoi w drzwiach jej pokoju, który znajduje się w Riddle Manor, w domu Lorda Voldemorta jego śmiertelnego wroga.
- Aktualnie stoję.- odparł Wybraniec.
-No, Hermiono ugość swojego gościa. Bawcie się dobrze.- powiedziała Amanda i ruszyła w sobie tylko znanym kierunku.
-Wejdź Harry.
-Hermiona Laura nam powiedziała. Strasznie mi przykro. Co z nim?
- Nadal szukamy dawcy. Ale Harry jak się tu znalazłeś? - teraz, gdy była pewna, że to nie omamy  trzymała się wersji z żartem. Może zaraz jej przyjaciel zacznie się zmieniać i okaże się, że to jakiś Śmierciożerca, który wypił eliksir wielosokowy z włosami Pottera.
- Od razu, gdy Laura powiedziała nam o Malfoy'u  to wszyscy chcieli od razu się tu teleportować. Pansy jednak stwierdziła, że to ostatnia rzecz o jakiej w tej chwili marzysz i za proponowała, żebym przyjechał tutaj, bo w tej chwili potrzebujesz kogoś kto zna cię najdłużej. Zgodziłem się z nią, a ona od razu poleciała wysłać list do twojego ojca, aby dowiedzieć się co on sądzi o tej propozycji, no i miał złożyć obietnicę, że mnie nie zaatakuje.
-Dziękuję ci, że tu jesteś. Wiem jakie to było dla ciebie trudne.- z całej siły przytuliła przyjaciela, a ten odwzajemnił gest. Rozmawiali jeszcze dobrą godzinę omijając smutne tematy, jednak do tym czasie szok i radość spowodowane pojawieniem się Harry'ego osłabły i Hermiona znowu zaczęła płakać. Przytuliła się do chłopaka mocząc mu całą koszulkę. Płakała do późnego wieczora. W pewnym momencie szatyn podniósł się i powiedział przepraszającym głosem.
-Miona muszę już wracać do szkoły.
-Nie Harry proszę, zostań. Mogę ci załatwić pokój i możesz spać, jeśli chcesz. Proszę.- mówiła takim żałosnym i proszącym głosem, że chłopak nie miał serca jej odmówić.
- Dobrze, zostanę.
Dziewczyna bardzo się ucieszyła, ta wizyta była tym czego potrzebowała. Najpierw pomógł jej choć na chwilę zapomnieć, a potem był wsparciem w chwili rozpaczy.
-Poczekaj chwilę, pójdę załatwić ci pokój.
Ruszyła w stronę gabinetu swojego ojca i zapukała, a gdy usłyszała ciche "Proszę" weszła do środka.
-O Hermiona. Co tam?
- Dziękuję tato.
-Nie ma za co. Zrobiłem to dla ciebie. Teraz po prostu muszę go unikać, bo nie jestem pewien swoich odruchów.- zaśmiał się.
- Mam do ciebie prośbę. Czy Harry może zostać na noc?
-Hmm. Jeśli się zgodzi, to tak może. Powiedz Gapkowi to przygotuje mu pokój.
- Jeszcze raz dzięki. Idę powiedzieć Harry'emu. Dobranoc.
-Dobranoc. Hermiono.- zatrzymał ją w drzwiach.
- Tak?
-Dziś był tu magomedyk i jutro będą wyniki. Potter skorzystał z okazji i także oddał szpik do badań. Teraz na pewno będzie wśród nas dawca, przecież dziś około dziesięciu osób zrobiło badania.
- Miejmy nadzieję. Dobranoc.- cicho zamknęła za sobą drzwi. Jak na skrzydłach ruszyła do swojego pokoju. Po drodze weszła jeszcze do kuchni i poprosiła skrzata o pokój dla jej przyjaciela.  Naprawdę cieszyła się z tego, ze Harry był teraz przy niej. Bardzo potrzebowała jego wsparcia. Bardziej niż to okazywała. Doceniała to, co dla niej robił. Chciał nawet, jeśli będzie to możliwe uratować swojego wroga dla niej. Potter pomógł jej zrozumieć jak wszyscy się o nią martwią. Musi się poprawić. Nawet jeśli będzie musiała udawać, że wzięła się w garść to przy najmniej wszystkich uspokoi. Do pokoju weszła z lekkim uśmiechem na twarzy.
-Załatwione, zostajesz. Chodź pokaże ci, gdzie masz spać.- wyprowadziła chłopaka za rękę, jak małe dziecko.
Po chwili byli już na miejscu. Wystrój był typowy, jak dla każdego pokoju gościnnego: łóżko, półka, szafa. Obok były drzwi, które prowadziły do łazienki.
- W łazience znajdziesz, wszystko, co jest ci potrzebne. Dobranoc.- zdobyła się na uśmiech, który Harry patrząc na nią ze zdziwieniem odwzajemnił.
- Dobranoc Hermiono.
Gdy znalazła się u siebie postanowiła wziąć prysznic. Rozebrała się i weszła pod strumień wody tak gorącej, że praktycznie parzyła jej skórę. Nie przejmowała się tym. Szum wody sprawił, że znów zaczęła płakać. Usiadła w brodziku podkurczając nogi. Gdy w końcu trochę się uspokoiła wyszła, wytarła się, ubrała ulubioną piżamę i rzuciła się na łóżko. Przezornie wzięła z domowej apteczki eliksir nasenny i już po chwili smacznie spała.
*******
Rano Hermiona wstała, ubrała się i zjadła śniadanie na swoim balkonie, z którego był widok na ogród. Przy posiłku towarzyszył jej Harry, ponieważ żadne z nich nie wyobrażało sobie Voldemorta i Wybrańca przy jednym stole. Po śniadaniu przyleciała sowa do Pottera. Przeczytał szybko i spojrzał na Hermionę.
- Hermiona, przykro mi. Ja także nie mogę być dawcą. 
Dziewczynie zaszkliły się oczy, ale zaraz przypomniała sobie, że jej rodzice także wczoraj robili badania, więc może oni mają pozytywny wynik.\
- Poczekaj tu na mnie!- krzyknęła przez ramię wybiegając z pokoju. Biegła do jadalni, bo wiedziała, że tam będą jej rodziciele. Może, oni mogą. Trzymała się tej myśli, tak jak tonący brzytwy. Wbiegła do pomieszczenia, a rodzice gdy tylko ją zobaczyli wiedzieli o co jej chodzi. Patrząc na nią ze smutkiem ponuro pokręcili głowami. Dziewczyna szybko wybiegła i popędziła na dwór, aby teleportować się do Narcyzy. Ona na pewno wie o wszystkich wynikach, ponieważ poprosiła, aby wszyscy przyjaciele Dracona z Hogwartu do niej napisali o wynikach badań. Po chwili była już przy drzwiach. Otworzył jej skrzat i zaprowadził ją do salonu, gdzie już czekała na nią Narcyza. Widząc łzy spływające po jej policzkach wiedziała, że wszystkie wyniki były negatywne. Nikt, ani Camile, ani Blaise, ani Erik, ani Pansy, ani Teodor, ani Ginny, ani żaden inny przyjaciel Malfoy'ów nie może być dawcą. Hermiona podeszła do Narcyzy.
-Może jest jeszcze ktoś, kogo moglibyśmy poprosić o pomoc.- pocieszała blondynkę i siebie jednocześnie.
-Nie ma już nikogo innego Hermiono.
- A banki szpiku. Byliście tam?
- Tak Lucjusz tam był, ale jedyny potencjalny dawca zmarł kilka dni temu. Idę teraz do szpitala. Idziesz ze mną?
- Tak.- odpowiedziała i nagle sobie o czymś, a raczej ok kimś przypomniała. To może być to. Może ktoś z nich będzie mógł być dawcą dla Draco.- To znaczy nie. Mam pomysł. Czekaj na mnie w szpitalu. Być może znalazłam dawcę! Do widzenia!
Dziewczyna szybko teleportowała się do Riddle Manor i sprintem ruszyła do swojego pokoju.
-Harry, szybko idziemy!
- Gdzie?
- Nie ważne. Zobaczysz jak będziemy na miejscu.
-Hermiono, czy ty przed chwila byłaś na dworzu?
-Tak, a co?
Chłopak swoimi zielonymi oczami zlustrował strój przyjaciółki. Miała na sobie jeansy i top z krótkim rękawem, a na nogach ciepłe kapcie. Biegała tak po dworzu pod koniec lutego, przy temperaturze minus czternastu stopni Celcjusza!
- Natychmiast idź ubierz kurtkę i buty. Ja idę do swojego pokoju się ubrać i spotkamy się na schodach.
Dziewczyna  nie miała ochoty na takie zbędne marnowanie czasu, a stanowczy wzrok przyjaciela skutecznie ja do tego skłonił. Gdy chłopak zobaczył, że brunetka znika w garderobie poszedł do siebie i po chwili czekał już w umówionym miejscu. Miona złapała go za rękę i pociągła za sobą. Biedny Harry kompletnie nie był na to przygotowany i po drodze strącił starą zbroję, sprawiając, że ta potoczyła się z brzdękiem na sam dół. Zaciekawieni hałasem rodzice dziewczyny wyszli na korytarz i zobaczyli ich najmłodszą córkę ciągnącą za rękę swojego przyjaciela, jak szmacianą lalkę w stronę drzwi wyjściowych.
-Gdzie idziecie? - zapytali, choć "idziecie" nie było właściwym słowem. Brązowooka biegła tak szybko, że nawet wysportowany Wybraniec ledwo za nią nadążał. Nadzieja na wyleczenie Dracona napędzała ja bardziej niż jakikolwiek eliksir energetyzujący
- Później wam powiem!- krzyknęła w odpowiedzi i już ich nie było, a rodzice spojrzeli po sobie ze szczerym pytaniem w oczach.
Po chwili stali na  spokojnej ulicy mugolskiego Londynu. Chłopak patrzyli na budynek, przed którym się znajdowali z wielkim zdziwieniem. Kompletnie nie rozumiał, dlaczego Hermiona teleportowała się akurat w to miejsce. Postanowił ja zapytać, ponieważ na pewno nie bez powodu się tu znaleźli.
-Hermiono co my robimy przed domem twoich przyszywanych rodziców?
-Nie rozumiesz Harry? Może to jedno z nich może być dawcą. Chodź.
Państwo Granger szczerze się zdziwili widząc Hermionę i jej przyjaciela przed swoimi drzwiami. Po usłyszeniu opowieści Hermiony o chorobie jej chłopaka zgodzili się udać do magicznego szpitala, aby zrobić badania, ponieważ widzieli jak jej zależy na blondynie. Do szpitala dotarli dzięki teleportacji łącznej. Dwójka przyjaciół szła kawałek za nimi, dlatego Potter korzystając z okazji złapał ja za łokieć i syknął do ucha.
-Hermiono, jak ty to sobie wyobrażasz? Przecież tam będą Malfoy'wie.
- Nie martw się Harry. Oni nie będą odstawiać żadnych scen.
Gdy byli blisko pokoju, gdzie był Draco.
- Poczekajcie tutaj chwilę.- powiedziała i ruszyła w stronę rodziców chorego. ci gdy ją zobaczyli uśmiechnęli się blado, a zaraz ich uśmiechy zastąpiło niezrozumienie wypiasane na twarzy.
- Hermiono, co tuy robia ci mugole razem z Potterem?
- Lucjuszu już ci wszystko tłumaczę. Poprosiłam dzisiaj Harry'ego, żeby udał się ze mną do nich i poprosił, żeby...
- To oni są tymi potencialnymi dawcami o których mi mówiłaś dziś rano, prawda?- weszła jej w słowo.
- Tak dokładnie. Zabrałam ich tutaj na badania, oczywiście jeśli nie macie nic przeciwko temu.
- Nie. Niech podejdą.
Dziewczyna ruchem ręki pokazała całej trójce, żeby przyszli. Po chwili stali wszyscy razem. Pierwsza ciszę przerwała Narcyza.
-Dziękuję wam, że zgodziliście się na to, żeby oddać szpik dla mojego syna.
- Nie ma sprawy. Nie potrafimy odmówić Hermionie.
Ich rozmowę przerwał odgłos, sprawiający wrażenie jakby ktoś się dusił. To Lucjusz próbował powiedzieć coś do Wybrańca
-No więc... Ymm ymm, dziękuję ci Potter za to, że chciałeś oddać szpik dla mojego syna. Nawet nie wiesz jakie to dla mnie ważne.- nagle zniknęła cała jego kurtuazja. W tamtym momencie nie pamietał o tym, że stoja po przeciwnej stronie barykady. Harry najpierw patrzył na niego z wytrzeszczonymi oczami, a potem wydukał:
- Nie ma sprawy.
- Ale, powiedzcie mi co z Draco?
- Hermiono, mamy dobre wieści. Obudził się. My juz u niego byliśmy. Może chcesz pójść do niego, a my w tm czasie zaprowadzimy Jane i Andrew na badania?- zaproponowała Narcyza. W ciągu tych kilku minut zdążyła już  przejsć na "ty" z Grangerami.
- No nie wiem.- powiedziała patrząc z wachaniem na Harry'ego i przyszywanych rodziców.
-Hermionko nie ma sprawy. Pójdziemy na badania. No i Harry  też z nami pójdzie, prawda?- Jane spojrzała na chłopaka.
- Tak, jasne.
- Zgoda.
- Chodź zaprowadzę cię. - Lucjusz skierował się w stronę pokoju, gdzie leżał Draco. Przy  każdych drzwiach stał pielęgniarz, który decydował o czasie wizyty, aby nie nadwerężać zdrowia pacjentów.
- Do kogo państwo?
- Ta dziewczyna chciałaby zobaczyć Dracona Malfoy'a.
- Przykro mi tylko najbliższa rodzina.- powiedział patrząc na Hermionę.
- Ona praktycznie nalezy do rodziny, jest jego dziewczyną.- warknął, zły, że jakiś podrzędny pielęgniarz mu się sprzeciwia.
- Ale mimo wszystko minął czas odwiedzin pana Malfoy'a. Chłopak musi odpoczywać..
- Nalegam. - powiedział Lucjusz wpychając w kieszeń białego, lekarskiego kitla mężczyzny sakiewkę, w której zabrzęczały galeony. Następnie popchnął lekko dziewczynę, a zdziwony mężczyzna przepuścił ją i wskazał odpowiednie łóżko. Podeszła. Chłopak nie spał, ale miał zamknięte oczy, które zaraz otworzył, gdy usłyszał, że ktoś usiadł obok jego łóżka. Był strasznie blady i osłabiony.
- Hej.- wyszeptał z trudem.
- Jak się czujesz?
- Czy odpowiedź okropnie cie satysfakcjonuje? - mimo swojego stanu silił się jeszczcze na sarkazm.- Ale ty trzymasz się chyba  naszej umowy. Zaczęłaś bardziej o siebie dbać.
- Przecież ci obiecałam.- uśmiechnęła się blado.- Nie mów nic, widzę, jaka sprawia ci to trudność.
Wzięła go delikatnie za rękę. Siedziała przy nim nic nie mówiąc, tylko patrząc na niego. Chłopak po jakimś czasie zasnął z powodu leków. Mimo to nie wyszła. W końcu podszedł do niej pielęgniarz, który powiedział, że wszyscy już na nią czekają i , że kończy się czas odwiedzin. Wyszła z pokoju i na korytarzu dołączyła do reszty. Pożegnali się i Hermiona z Harry'm teleportowali się z Grangerami do ich domu. Gdy wyszli Harry powiedział do przyjaciółki:
- Miona wróć do szkoły. Wszyscy się tam o ciebie martwią. Proszę.- dziewczyna miała taką samą słabość do Pottera, jak on do niej, dlatego nie zwlekała długo z odpowiedzią.
- Dobrze, tylko na chwilę chodź do mojego domu, muszę powiedzieć rodzicom.
Po chwili byli już pod Riddle Manor.
- Ty idź, ja tu poczekam.- powiedział i ustał pod bramą, a Hermiona ruszyła w stronę domu.
- Mamo, tato! - krzyknęła w przestrzeń.
- Co się stało?
- Wracam do szkoły  z Harry'm. On czeka na mnie na zewnątrz i ...- nie dokończyła, ponieważ przerwał jej harmider dochodzący z holu. Cała trójka szybko ruszyła w tamtym kierunku. To co zobaczyli nieźle nimi wstrząsneło. Na  środku pomieszczenia stała Bellatrix i trzymała Harry'ego, który prawie jej się wyrwał. Gdy w końcu mu się to udało wyciągnął szybko różdżkę, jednak kobieta była szybsza i rozbroiła go. Już miała rzucić pierwsze zaklęcię, ale Tom krzyknął:
-Bella nie!
- Znalazłam go panie, pod bramą, pewnie próbował się dostac do środka.
- Nie szpiegował. Jest tu z Hermioną, ponieważ wspierał ją. Baliśmy się, że popadnie w depresję.
- Co? Nic z tego nie rozumiem.
- Zaraz wszystko ci wytłumaczę. Hermiono,- zwrócił się do córki- myślę, że najlepiej jak udacie się już do szkoły.
- Dobrze. Dobranoc.- powiedziała i wyszła.
Po chwili byli już w Hogwarcie.
- Harry, przepraszam cie za tamto.
- Nie ma sprawy Hermiono, można było się tego spodziewać. Dobranoc idź spać.
-  Dobranoc.
Po chwili znalazła się w swoim dormitorium, było już pózno i dziewczyny spały. Po cichu, aby ich nie obudzić wzięła szybki prysznic i położyła się spać.
*******
Hej. Co, nie spodziewaliście się mnie tak szybko, prawda?  Sama sobie się dziwię :) Mam nadzieję, że Wam się spodoba. 
Pozdrawiam
Ever :*













11 sierpnia 2014

Rozdział XI

[...] Po lekcjach Hermiona od razu ruszyła w kierunku Skrzydła Szpitalnego, aby odwiedzić Malfoya. Niestety czekała ją przykra niespodzianka. Gdy weszła do środka zobaczyła, że szpital jest pusty. W jej głowie zrodziły się setki pytań. Gdzie on jest? Czyżby Draco został już wypisany? Przecież pielęgniarka mówiła, że do końca tygodnia na pewno nie opuści szpitala. Od razu ruszyła do gabinetu pani Pomfrey.
- Dzień dobry. - przywitała się. 
- O, dzień dobry panno Riddle.
- Czy mogłaby  mi pani powiedzieć, gdzie jest Draco?
- Dziś stan pana Malfoya gwałtownie się pogorszył i został on przetransportowany do Szpitala Świętego Munga.- powiedziała pielęgniarka, a dziewczyna poczuła jak załamują się pod nią nogi. Zatoczyła się i podparła o łóżko, aby nie upaść.
-Dziecko, czy chcesz coś na uspokojenie?
- Nie dziękuję, nie mam czasu. Muszę natychmiast dostać się do Szpitala. Do widzenia.
Hermiona wstała, jednak znowu się zatoczyła. Pielęgniarka stanowczo posadziła ją z powrotem i dała eliksir na uspokojenie i wzmocnienie.Po minucie zaczął działać i dziewczyna pędem ruszyła w stronę gabinetu profesora Snape'a. Po drodze wpadła na grupkę dziewczyn. Chciała ją wyminąć, ale zauważyła znajomą blond grzywkę. Pomyślała, że Laura powinna wiedzieć, co się dzieje z jej bratem, dlatego wzięła ją pod ramię i pociągła za sobą mówiąc: 
-Wytłumaczę ci po drodze, chodź.
- Miona co się stało?
-Draco... źle z nim... jest w Mungu... idziemy do Snape'a, żeby teleportować się do szpitala...- po każdym wdechu wyrzucała z siebie wiadomości dla blondynki.
-Co? Hermiona co ty pleciesz? Przecież wczoraj byłam u niego i czuł się świetnie. Pielęgniarka mówiła, że w weekend wychodzi ze szpitala.
- Nastąpiły komplikacje. Szybko chodź.- popędziła ją Hermiona. Panna Malfoy uwierzyła jej, ponieważ wiedziała, że przyjaciółka nie robiła by sobie żartów z tak poważnej sprawy.
Biegły do gabinetu swojego opiekuna, jakby się paliło. Waliły w drzwi tak mocno, że te aż drażały. Gdy nikt im nie otwierał zaczęły się irytować. W końcu zobaczyły profesora, który wracał z obiadu i szedł korytarzem. Od razu, gdy go zauważyły zaczęły mówić obydwie naraz i mężczyzna nie zrozumiał za wiele po za tym, że obydwie dziewczyny chcąc opuścić szkołę przez jego kominek. Nie zadając zbędnych pytań od razu zaprowadził je w stronę kominka, ponieważ wiedział, ze z byle powodu nie prosiły by go o to.  Po chwili znalazły się w holu głównym Świętego Munga. Według tablicy powinny udać się na pierwsze piętro, gdzie mieścił się odział Urazów Magizoologicznych. Gdy były na miejscu zapytały przechodzącą pielęgniarkę, w jakim pokoju leży Draco Malfoy. Kobieta sprawdziła informacje w swoim magicznym notesie.
- Pokój 43. Prosto i na lewo.- odezwała się miłym głosem.
-Dziękujemy.
Ledwie skręciły zobaczyły rodziców chorego. Lucjusz pocieszał płaczącą Narcyzę. Oboje byli zdziwieni widokiem córki i dziewczyny syna.
-Laura? Co ty tu robisz? Dopiero co wysłałem ci sowę.
-Hermiona mi powiedziała. Pani Pomfrey jej powiedział gdy poszła do szpitala.- uprzedziła kolejne pytanie.- Co z nim?
-Jest źle, nawet bardzo źle. Magomedycy kompletnie nie wiedzą co robić. Draco powoli umiera na naszych oczach.- po policzkach nastolatek bezgłośnie zaczęły płynąc łzy. Przytuliły się do siebie. Potrzebowały w tej chwili bliskości drugiej osoby. W ostatnim czasie bardzo się do siebie zbliżyły i stały bardzo dobrymi przyjaciółkami.. Łkały sobie w ramię nie wiedziały jak długo. Może kilka minut, albo kilka godzin. W każdym bądź razie przerwało im nadejście magomedyka.
-Zapraszam państwa do gabinetu.
-Przepraszam, czy ja też mogłabym pójść? To dla mnie bardzo ważne.- zapytała nieśmiało Hermiona.
- Oczywiście, że tak, chodźmy.
Po chwili siedzieli już w gabinecie.
-Tak jak mówiłem państwu wcześniej stan pańskiego syna jest krytyczny. Wszystkie znane mi sposoby leczenia  w tym przypadku zawodzą. Mam jednak kolegę, który studiował oprócz magicznej medycyny mugolską. To właśnie on podpowiedział mi jak pomóc synowi. Tylko nie wiem, czy ten sposób państwu odpowiada.- spojrzał znacząco na Malfoy'ów.
- Nie obchodzi nas reputacja. Zrobimy wszystko, aby uratować naszego syna. Proszę powiedzieć co możemy zrobić.
- Organizm Dracona jest bardzo wyniszczony. Szkody jakie wyrządził jad akromantuli są ogromne. Rzadko kiedy się takie spotyka. Metoda, która według mojego przyjaciela jest w stanie mu pomóc wśród mugoli  nazywana jest przeszczepem szpiku kostnego.
Rodzina chorego patrzyła ze szczerym pytaniem w oczach na człowieka siedzącego przed nimi. Hermiona, która wychowała się wśród mugoli wykrzyknęła:
- Przecież nie może być aż tak źle!
-Przykro mi, ale faktycznie tak jest. Czy wie pani dokładnie na czym polega przeszczep?
- Tak, wiem. Chodziłam do mugolskiej szkoły i kiedyś pisałam referat na ten temat na dodatkową ocenę.
- Czy może wobec tego chcą państwo, aby to pani Riddle wytłumaczyła wam na czym polega. Może lepiej usłyszeć to od bliskiej osoby, lepiej przyjąć.
-Tak, Hermionko, mogłabyś nam wytłumaczyć?- poprosiła Narcyza.
- Dobrze. Przeszczep szpiku kostnego polega na pobraniu komórek macierzystych od dawcy i zaaplikowaniu ich choremu. Przeszczep stosuje się tylko w przypadku wielkich wyniszczeń organizmu. Komórki macierzyste dawcy i biorcy oczywiście muszą się zgadzać jeśli nie są takie same przeszczep nie jest możliwy. Szpik można dostać od rodziny lub z banku szpiku, gdzie ludzie dobrowolnie oddają swój szpik, aby dzięki niemu można było wyleczyć drugiego człowieka. Tu sprawa jest łatwiejsza, bo zazwyczaj rodzeństwo ma takie same komórki macierzyste, więc jeśli Laura się zgodzi to uda się wyleczyć Draco.
We wszystkich sercach na chwilę zapalił się płomyk nadziei. Niestety magomedyk zaraz go zgasił.
-Niestety tutaj sprawa nie jest taka łatwa jak się może wydawać. Pani Laura podobnie jak brat przeżyła ostatnio atak akromantuli i nie może być dawcą. Jeśli pobralibyśmy od niej szpik istnieje prawie stuprocentowa pewność, ze to ją zabije. Musimy pobrać szpik od pańskiego syna i zbadać, aby wiedzieć jakiego szpiku potrzebujemy. No i oczywiście musimy mieć pewność, że potencjalny dawca jest w pełni zdrowy.
- Nie obchodzi mnie to, że to może mnie zabić. To przeze mnie Draco jest tu w takim stanie. Oddam dla niego ten szpik, będę jego dawcą.- odezwała się Laura. Nie obchodziło ją to, że w czasie zabiegu może umrzeć. W końcu to dzięki ofierze brata jest wśród żywych.
-Nie ma mowy, nie zgadzam się na to! Jesteś nieletnia, a ani ja, ani matka nie podpiszemy ci papierów.
-Ale...- próbowała protestować, ale zaraz przerwał jej rodzic.
- Pomyślałaś jak czułby się Draco, gdyby dowiedział się, że umarłaś żeby go uratować. Sądzisz,że mógłby żyć ze świadomością, że swoją chorobą zabił własną siostrę?
Przemowa ojca trafiła do Laury i dziewczyna nic już nie powiedziała
- My z mężem oczywiście poddamy się odpowiednim badaniom.- odezwała się  Narcyza.
- Ja również.- odezwała się Hermiona.
-Dobrze więc zapraszam państwa na badania. Wyniki będą za tydzień. Jednak nie mamy pewności, że w tym tygodniu syn nie umrze, jak już mówiłem jego stan jest krytyczny.
- Uruchomię wszystkie swoje wpływy, aby to przyśpieszyć.- z pełnym przekonaniem powiedział Lucjusz.
Po badaniach Hermiona nie udała się do szkoły. Chciała być sama i mieć chwilę spokoju. Wiedziała, ze w domu będzie miała ciszę i samotność- dwie najbardziej potrzebne jej teraz rzeczy. Teraz nie było tam praktycznie nikogo poza rodzicami i Śmierciożercami, którzy pojawiali się na zebraniach.
Gdy pojawiła się zapłakana na progu domu matka od razu gdy ją zobaczyła podbiegła i mocno przytuliła.
- Tak mi przykro córeczko. Musimy mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze Lucjusz nam powiedział o tej mugolskiej metodzie i nawet tata zrobi razem  ze mną zrobić badania, ponieważ Malfoy'owie to nasi dobrzy przyjaciele, no i oczywiście ze względu na ciebie. Widzimy jak bardzo go kochasz.- powiedziała kobieta, a Hermiona ze zdziwieniem uświadomiła sobie, że Amanda mówi prawdę. Nawet nie wiedziała kiedy pokochała tego wkurzającego i bezczelnego chłopaka. Kochała go cholernie mocno, całym sercem, a ostatnie wydarzenia tylko tą miłość wzmocniły.
- Tak bardzo się boję mamo...- wyszlochała.
-Pamiętaj będzie dobrze. Draco ma już pięć osób, które chcą oddać dla niego szpik. Jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że komórki będą się zgadzać.
- A jeśli nie? Mamo ja się chyba zabiję jeśli on umrze.
Starsza kobieta przeraziła się nie na żarty słysząc  te słowa z ust córki.
-Obiecaj, że choćby nie wiem co nie zrobisz tego. Nie możesz Draco nie chciałby tego, pomyśl o nas o swoich przyjaciołach, o Pansy i /Eriku, dopiero niedawno odzyskali siostrę. Nie możesz, rozumiesz? Nie możesz. Musisz być silna. Obiecaj mi, że tego nie zrobisz. Obiecaj.- Amanda za wszelką cenę musiała dotrzeć do swojej najmłodszej córki.
- Obiecuje mamo.- przyrzekła, jej rodzicielka odetchnęła z ulgą.
-Chodź do swojego pokoju. Musisz się położyć i odpocząć
Hermiona dała się zaprowadzić do swojego pokoju. Położyła się do łóżka, a matka podała jej buteleczkę z eliksirem Słodkiego Snu. Dziewczyna przełknęła płyn i od razu poczuła wielką senność.
-Mamo napisz do Severusa i wytłumacz dlaczego nie ma mnie w szkole.- wymamrotała ostatkiem sił.
-Dobrze. Spij, dobranoc.- powiedziała i wyszła z pokoju córki.
*******

Następnego dnia  Hermiona obudziła się w błogiej nieswiadomości co do wczorajszych wydarzeń. Jednak po chwili wspomnienia uderzyły w nią z podwójną siłą. Ból był tak, wielki, że musiała zwinąć się w kłebek, aby znieść jego przytłaczającą siłę. Na samą myśl o poprzednim dniu łzy leciały jej ciurkiem po policzkach. Nagle przypomniało jej się, co powiedział Lucjusz- postara się przyśpieszyć badania szpiku kostnego. To może znaczyć, że być może już dziś sowa przyniesie jej wyniki. Ta myśl okazała sie o tyle motywująca, że znalazła w sobie resztki energii, aby pójść się ubrać i nawet zejść na dół na śniadanie. W jadalni  byli tylko jej rodzice. Przywitała się z nimi i zaczęła wmuszać w siebie jedzenie. Właściwie to w ogóle nie miała ochoty na jakikolwiek posiłek, ale obietnica jaką złożyła Draconowi skutecznie ją do tego zmuszała. W pewnym momencie do jadalni wszedł skrzat.
-O co chodzi Gapku?
-Przepraszam, że przeszkadzam sir,- skrzat ukłonił się nisko- ale sowy przyniosły trzy listy, dwa do panny Riddle, a drugi do pana sir.
Hermiona, gdy tylko usłyszała te słowa zerwała się z krzesła i podbiegła do Gapka biorąc od niego listy.
Jeden dała swojemu ojcu, który po chwili go otworzył. Ona jednak nie otwierała swoich listów. Jeden był ze szpitala o czym świadczyła podłużna pięczątka w góry koperty, a więc to były wyniki, drugi natomiast miał z tyłu lak herbem Malfoy'ów, czyli list od Lucjusza i Narcyzy. Z rozmyślań wyrwał ją głos Toma.
-Przeczytaj.- powiedział podając list żonie.
Kobieta po szybkim przeczytaniu listów spojrzała na męża.
-To może być dobry pomysł, ale czy spełnisz ten warunek, o którym pisze Pansy? Ona zdaje sobie sprawę z sytuacji jaka panuje pomiędzy wami, ale nie możesz go teraz zabić ze względu na jej stan psychiczny.
-Jeśli to ma jej pomóc spełnię warunek naszej drugiej córki.
- O co chodzi?- zapytała zaciekawiona Hermiona. Z rozmowy wywniskowała, że rodzice rozmawiają o niej.
- Nieważne dowiesz się później.
- A nie możecie mi powiedzieć teraz?
-Nie. Na razie wiedz tylko tyle, że dziś będziesz miała gościa.
- Nie mam ochoty nikogo widzieć.
- Z tego gościa chyba jednak się ucieszysz. Otwórz w końcu te listy.- Voldemort zręcznie zmienił temat.
Na pierwszy ogień poszedł list od Malfoy'ów.

Droga Hermiono.
Dostalismy już wyniki. Ty też pewnie niedługo dostaniesz. Niestety żadne z nas nie może być dawcą dla Dracona. Laura także już wie jest w szkole i poprosiła wszysztkich przyjaciół o badania. Napisz do nas  najszybciej jak to mozliwe, czy możesz być dawcą.
Narcyza i Lucjusz.

Hermiona przeczytała list i jego treśc w jakiś sposób zmotywowała ją do otwarcia listu. To ona była na chwilę obecną jedyną nadzieją tylu ludzi. Od jej wyników zależy czy Draco ma dawcę, czy nie. Drżacymi ręcami otworzyła kopertę i wyciągła złożoną na pół kartkę. Dłonie trzęsły jej sie tak bardzo, że musiała położyć list na stole aby cokolwiek odczytać. Szybko przebiegła wzrokiem po linijkach tekstu, a po jej policzkach znowu zaczęły spływać łzy. Rodzice uważnie ją obserwowali i od razu  zauważyli zmianę.
-Hermionko co tam jest napisane?
Na te słowa dziewczyna zerwała się z krzesła i wybiegła z jadalni krzycząc do rodziców:
- Napiszcie do Malfoy'ów, że ja także nie mogę być dawcą!
Tom i Amanda pochylili się nad kartką z wynikami i zaczęli czytać.

Szanowna Pani Riddle.
Zawiadamiamy panią iż nie może być pani dawcą dla pana Malfoy'a, ponieważ pańskie komórki macierzyste nie są ze sobą zgodne. Rodzaj pani komórki...

Dalszej części nie czytali.
-Tom idź odpisz Pansy, że zgadzasz się na jej warunki. Ten pomysł był chyba strzałem w dziesiątke.
- Już idę. Napiszę też do Lucjusza. Wiesz dziś przychodzi tu ten magomedyk w związku z badaniami.
*******


Hermiona, od chwili gdy przeczytała list czuła się jakby ktoś uderzył ją z całej siły w brzuch. Łapczywie łapała powietrze. Leżała na łóżku i strzasznie płakała. Łzy leciały spod jej zamkniętych powiek. W ostatnim czasie wylała ich  tyle , a jednak  ciągle znajdywała nowe. Płakała i wspominała wszystkie te chwile z Draconem.
 Nie wyobrażała sobie, że być może już nigdy z nim nie porozmawia. Nie mogła nawet znieść tej  myśli. Zrobiła by wszystko, aby  być na jego miejscu. Gdyby tylko znalazła dla niego dawcę. Jedyna nadzieja, że wsród jej przyjaciół znajdzie się ktoś kto będzie mógł nim być. Jej rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. 
-Proszę.
-Panienko ma pani gościa.- usłyszała głos Gapka.
- Mówiłam już moim rodzicom, że nie chcę nikogo widzieć. Odeślij go do mojej matki.
Usłyszała dźwięk zamykanych drzwi i przekręciła się na drugi bok myśląc, że ma już święty spokój. Jej nadzieje były jednak marne. Po kilku minutach  z irytacją usłyszała, że drzwi znów się otwierają.
-Hermionko nie wolno traktować tak gości.- usłyszała głos matki w którym wyczuwalna była nutka nagany za jej zachowanie.
- Ale ja chcę mieć tylko spokój. Nie mam ochoty na rozmowę z kimkolwiek i nikogo nie chcę widzieć.
-Nawet mnie?- do jej uszu dotarł przyjemny męski głos, który wszędzie by rozpoznała, ten głos towarzyszył jej od pierwszej klasy i nigdy nie zawiodła się na właścicielu tego głosu. Szok jaki wywołał ten głos był tak wielki, że otworzyła szeroko oczy i usiadła szybko na łóżku. Gdy jej zdziwienie trochę osłabło i odzyskała głos zadała  niepewnym głosem pierwsze pytanie jakie wpadło jej do głowy.
- Co ty tu robisz Harry?
********
No więc jest i rozdział. Zasługuję na pożądny ochrzan. Przytłoczyły mnie moje prywatne sprawy i przez dwa tygodnie zachowywałam się jakbym nie miała bloga ;c . Przepraszam, przepraszam. Jestem nawet zadowolona z tego rozdziału. Mam nadzieję, że następny rozdział będzie szybciej, bo wena kopie ;d Założyłam zakładkę Spam, gdzie możecie zostawiać linki do swoich blogów, na które z przyjemnością zajrzę :)
Pozdrawiam
Ever :*

18 lipca 2014

Rozdział X

Od kilku tygodni dni  mijały Hermionie tak samo: lekcje, z których nic nie pamiętała, posiłek, który w siebie wmuszała, wizyty u blondyna, rozmyślanie w swoim dormitorium- oczywiście o tym, czy Draco jest z nią szczery i zamartwianie się o niego oraz sen, w którym nękały ją koszmary. Nigdzie nie chciała wychodzić. Wszelki próby wyciągnięcia jej gdzieś przez przyjaciół kończyły się fiaskiem. Zaczęły ją nawet irytować wesołe rozmowy dziewczyn w ich wspólnym dormitorium, więc zaczęła zaszywać się w Pokoju Życzeń. W końcu pewnego dnia nareszcie usłyszała jakąś dobrą wiadomość- Draco wreszcie odzyskał przytomność. Gdy tylko to usłyszał od razu pobiegła do niego. Drzwi od Skrzydła Szpitalnego były zamknięte. Nie zważając na to, że za drzwiami jest szpital, a w nim chorzy zaczęła walić w nie bez opamiętania tak długo, aż pielęgniarka w końcu jej otworzyła.
- Panno Riddle co to za zachowanie?! Przypominam pani, że tu jest szpital.
-Dzień dobry. Przepraszam za ten hałas. Czy mogę wejść i zobaczyć Dracona?
- To jest absolutnie wykluczone. Pan Malfoy dopiero co się obudził i musi wypoczywać.
- Ale... ale jak to? Ja muszę tam wejść. To sprawa życia i śmierci.
-Nie wydaje mi się. Żegnam.- kobieta już miała zamykać drzwi, gdy szatynka bezczelnie przepchnęła się obok niej i wparowała do Skrzydła Szpitalnego.
- Panno Riddle proszę natychmiast wyjść!
- Błagam panią chociaż pięć minut.
- Dobrze masz piętnaście minut, ale ani minuty dłużej.- kobieta ulitowała się nad nią i pozwoliła jej wejsć i odwiedzić Dracona, widząc jak bardzo jej na tym zależy.
-Dziękuję pani bardzo.
Hermiona weszła dalej i znalazła się w sali chorych. Był tu tylko blondyn- jego siostra wyszła  dwa tygodnie wcześniej.  Chłopak nadal miał na sobie dużo bandaży, jednak już nie na całym ciele, zamiast nich widniały tam siniaki wywołane jadem. Na widok dziewczyny próbował się podnieść. Jednak ona podeszła do niego pocałowała go w policzek i mruknęła:
- Nie siłuj się. Masz odpoczywać. Jak się czujesz?\
- Dobrze. Co z Laurą?
- Wszystko z nią w porządku wyszła ze szpitala po trzech dniach.
-Zaraz, zaraz to ile ja tu leżę?
- Prawie trzy tygodnie.
-Co? Tak długo?
- Tak. Byłeś nieprzytomny to dlatego nic nie pamięt...
-Hermiono- przerwał jej w pół zdania blondyn.- Jak ty wyglądasz?
Rzeczywiście dziewczyna nie wyglądała za dobrze. Cienie pod oczami, potargane włosy, wyglądała na bardzo zmęczoną i taka była, koszmary i ciągłe zamartwianie się ją wykańczały.
-Tylko mi nie mów, że z mojego powodu zarywałaś noce?
Dziewczyna spuściła głowę. Taka odpowiedź wystarczyła chłopakowi
- Posłuchaj  mnie uważnie. Masz zacząć prowadzić normalny, zdrowy tryb życia. Nie wyniszczaj się z mojego powodu.
-Ale Draco ja tak bardzo się martwię...
- Niepotrzebnie. Przecież widzisz, że nic mi nie jest. W końcu jestem Malfoyem, więc nic mi nie będzie.. Obiecasz mi, że zrobisz to o co cię proszę?
- Obiecuję- przyrzekła wierząc, że teraz, gdy Draco już się obudził wszystko będzie dobrze.- Czy coś cię boli, jeśli tak to pani Pomfrey poda ci jakieś tabletki.
-Nic mi nie jest.- powiedział krzywiąc się przy tym, bo poruszył jakąś bolącą częścią ciała.
- Poczekaj chwilę.- powiedziała i ruszyła w stronę gabinetu pielęgniarki.
Po chwili wóciła z panią Pomfrey. Kobieta obejrzała go  dokładnie i przniosła jakieś eliksiry dla blondyna.
-Przykro mi Hermiono, ale musisz już iść. Pan Malfoy musi odpoczywać.
-Jasne nie ma sprawy do zobaczenia Draco. Wpadnę do ciebie jutro. Będę mogła prawda, proszę pani?
-Jeśli jego stan będzie taki jak dziś i nadal będzie się poprawiał nie widzę żadnych przeciwwskazań.- pielęgniarka uśmiechnęła się lekko do dziewczyny, a ona trochę zaskoczona odwzajemniła uśmiech.
-To do jutra Draco.- podeszła i pocałowała go w policzek.- Do widzenia pani.
-Do widzenia.
Brązowooka szła do swojego pokoju w lochach.  Była pełna nowej energii. Wiadomość o tym, że Draco się obudził, sprawiła, że odżyła. Była sobota, nie było żadnych zajęć. Większość uczniów poszła do Hogsmeade. Pewnie jej przyjaciele też tam są.  Nagle zrobiło jej się strasznie głupio,że tak ich ostatnimi czasy zaniedbywała. Może dołączy do nich w wiosce i tam przeprosi ich wszystkich? Tak, to dobry pomysł. Ruszyła jeszcze szybciej do swojego pokoju. Jakie było jej zdziwienie, gdy w pokoju zobaczyła wszystkich swoich najlepszych przyjaciół. Nawet Ginny i Harry tu byli.
-Co wy tu robicie?
-Hermiono mamy dość. Nie możesz się tak dłużej zachowywać. Wyglądasz jak cień samej siebie.- zaczęła Camile.
- To prawda co mówi Mili. Koniec z tym. Nie możesz tak żyć.- dodała Ginny.
- Posłuchajcie mnie, dobrze? Wiem, że ostatnio nie byłam za dobrą przyjaciółką. Po prostu strasznie martwiłam się o Draco. Wiem, ze to kiepskie wytłumaczenie, ale innego nie mam na swoje usprawiedliwienie. Przepraszam. - dziewczyna spuściła wzrok, czekając na wyrzuty przyjaciół. Jednak zamiast tego poczuła przytulające ją ramiona. Zaskoczona podniosła wzrok i zobaczyła rudą głowę Ginny.
-Już dobrze Miona. Nic się nie stało.
-Dokładnie. Rozumiemy to, że martwiłaś się o Draco.
-To co, może, żeby uczcić powrót Hermiony do świata żywych wyskoczymy do Trzech Mioteł?- zaproponował Diabeł, a wszyscy z radością mu przytaknęli.
Po kwadransie szli już w kierunku wioski, popychając się i rzucając w siebie śnieżkami. Co chwilę ktoś wybuchał głośnym śmiechem. Hermionie właśnie tego brakowało. Spotkań z przyjaciółmi. W barze wypili po kremowym piwie (dziewczyny) i szklance Ognistej (chłopacy). Nie zabawili tam długo, bo jak zazwyczaj w środku był straszny tłok. Ruszyli więc do Miodowego Królestwa, gdzie kupili mnóstwo słodyczy, a następnie do sklepu Zonka. Wszyscy przyglądali im się z mieszanką zaciekawienia i zdziwienia. W końcu byli sześcio i siódmoklasiści.  Jednak oni niewiele robili sobie z tych spojrzeń, bo właśnie czegoś takiego im brakowało. Chwili zapomnienia, odskoczni od tych wszystkich trosk, które ciągle ich otaczały. Do zamku wracali, gdy już było ciemno, ale za to w wyśmienitych nastrojach. Przyjaciele Hermiony, strasznie cieszyli się z tego, że znowu zaczęła normalnie żyć, więc wszyscy poszli do pokoju Ślizgonek. Zamieszkiwały go tylko w cztery: Camile, Laura, Hermiona i Pansy. Zasługą ich rodziców   było to, że nie mieszkały z nimi Astoria i inne puste wychowanki Domu Węża w ich wieku. Za to mieszkała z nimi Laura. Podobnie mieli chłopacy, którzy również mieszkali tylko we czwórkę. Tak więc nie musieli przejmować nagłej skargi żadnej ze współlokatorek, bo po prostu jej nie było. Diabeł, jak to Diabeł, przyniósł zaraz trzy butelki Ognistej.
- To co pijemy? - zapytał uśmiechając się iście... diabelsko.
 Wszyscy mu przytaknęli. Siedzieli do trzeciej w nocy. W końcu stwierdzili, że pora spać i tu pojawił się problem. Harry i Ginny musieli dostać się na górę, a to, że wpadną na woźnego było pewne na sto procent z tego powdu, że Złoty Chłopiec ma sklerozę i zapomniał peleryny niewidki. Wreszcie postanowiono, że Potter wyśpi się na wolnym łóżku Dracona, a Ginny zmieści się w pokoju dziewczyn, jeśli te połączą ze sobą dwa łóżka. Gdy rozwiązali ten problem chłopacy uparli się, że nie mogą pozwolić, żeby dziewczyny nosiły takie ciężary i sami zsunęli łóżka. Gdy w końcu poszły przyjaciółki wzięły szybki prysznic i padły jak kłody na łóżka od razu zasypiając.
*******
  Hermiona praktycznie całą niedzielę przesiedziała u Dracona. Pielęgniarka zauważyła, jak jej zależy na tym, aby spędzić jak najwięcej czasu z chłopakiem, więc bez przeszkód pozwoliła jej na spędzenie dnia w Skrzydle Szpitalnym. Szatynka wzięła ze sobą podręcznik do transmutacji i przerobiła z blondynem tematy które opuścił. Odkąd robiła tak codziennie. Po lekcjach szła do swojego chłopaka i siedziała tam do późna ucząc się z nim. Od jego wybudzenia minęły dwa tygodnie. Była już końcówka letego.  Draco również był zadowolony, ponieważ już  na pierwszy rzut oka było widać, że Hermiona zaczęła o siebie dbać. Zniknęły jej worki pod oczami, skóra nie była już szara, a włosy nabrały blasku. Jego stan był coraz lepszy. Nawet sama pielęgniarka była zdziwiona,że po tak poważnych obrażeniach bardzo szybko wraca do siebie.
Pewnego dnia Hermiona wracała ze Skrzydła Szpitalnego i postanowiła pójść do swojego dormitorium należącego do niej jako do Prefekt Naczelnej. Jakże wielkie było jej zdziwienie, gdy nie mogła dostać się do środka.
-Biały szal.- wypowiedziała hasło.
- Złe hasło. -odezwała się kołatka na drzwiach.
- Jak to złe?
- Normalnie zostało zmienione.
- Ale przecież nikt nie może zmienić hasła oprócz Prefekta Naczelnego, którym jestem ja.
- Mylisz się. Nie jesteś już Gryfonką, więc nie jesteś też ich Prefektem.
- Więc kto jest teraz Prefektem Gryffindoru?
- Drugi Prefekt z twojego rocznika, czyli...
-Co?! Chcesz powiedzieć, że Weasley został Prefektem Naczelnym?!
- Dokładnie.
Hermiona pędem ruszyła w stronę lochów do gabinetu profesora Snape'a. Zaczęła walić w ciężkie dębowe drzwi tak długo, aż Mistrz Eliksirów jej otworzył.
- O co chodzi?
- Weasley zamieszkał w moim dormitorium Prefekta profesorze. Został Prefektem Naczelnym. Czy można coś z tym zrobić?
- Chyba nie możesz być z powrotem ich Prefektem, bo nie jesteś już Gryfonką, ale porozmawiam z dyrektorem i zobaczę co da się zrobić.
-Dziękuję i do widzenia.
- Do widzenia.
Dziewczyna chcąc, nie chcąc poszła do pokoju, który dzieliła z dziewczynami. Aż się w niej gotowało na myśl o tym, jak Weasley korzysta ze wszystkiego, co znajduje się w dormitorium Prefekta. W dormitorium była tylko Camile, która odsypiała wczorajszą noc, więc brązowooka najciszej jak umiała podeszła do biurka po podręcznik od eliksirów i usiadła na swoim łóżku zagłębiając się w lekturze.  Czytała tak długo, aż Camile się obudziła i razem poszły na kolację. W Wielkiej Sali byli już prawie wszyscy. Podeszły do dziewczyn, które plotkowały o jakimś nowym przystojnym Krukonie. Pod koniec kolacji dyrektor wstał.
- Poczekajcie jeszcze chwilę. Mam wam do ogłoszenia pewną rzecz. A więc, wspólnie z profesorem Snapem ustaliliśmy, że Ślizgoni to najbardziej niesforny dom.- starzec posłał lekki uśmiech w stronę ich stołu.- I dlatego bedą oni mieli w tym roku dwóch Prefektów Naczelnych. Pierwszym będzie aktualny Prefekt Draco Malfoy, natomiast drugim  została Hermiona Riddle. Macie do swojej dyspozycji pokój Prefekta Naczelnego Slytherinu. Dziękuję wam za uwagę. Możecie już iść do swoich domów.
Wszyscy uczniowie ruszyli w stronę wyjścia.
- Mionka jak załatwiłaś to, że jesteś drugim Prefektem? Przecież chyba nigdy tak jeszcze nie było.
- Dzisiaj byłam w swoim dormitorium i kołatka powiedziała, że Weasley został Prefektem Naczelnym i do niego teraz należy mój pokój. Gdy to usłyszałam poszłam do Snape'a, a on poszedł do Dumbledora i wszystko załatwił.- wytłumaczyła.
- Idziemy do dziewczyn Teo?- spytał Diabeł- Oczywiście ty też z nami idziesz.- zwrócił się do Erika.
- A może najpierw spytacie się nam, czy was chcemy?- zaśmiała się Pansy.
-No jak to? Takich trzech facetów nie chcieć? Musicie się skusić.
- Twoja szczerość jest rozwalająca. Wchodźcie.
Zrobili sobie powtórkę z poprzedniego dnia, tyle, że dużo krótszą, ponieważ następnego dnia musieli wstać na lekcje. Gdy chłopacy poszli do siebie chwilę jeszcze rozmawiały o babskich sprawach i położyły się spać. W poniedziałek mieli Opiekę Nad Magicznymi Stworzeniami. Lekcję prowadził - jak z satyafakcją zauważyła Hermiona- mocno pokierszowany Hagrid. Gajowy wyraźnie unikał nawet spojrzenia przyjaciół. Gdy po lekcji ruszyli w stronę zamku podszedł do nich Harry z Ginny. Po chwili również dołączyła do nich oburzona Pansy.
- Wiecie, co ten Weasley sobie wymyślił?! Zaprosił mnie na randkę!
Szczęki wszystkich dosłownie uderzyły z hukiem o ziemię. Patrzyli z niedowierzaniem w pannę Riddle pewni, że mają omamy słuchowe.
-Możesz powtorzyć Pan?
- Dobrze słyszeliście. Wiewiór zaprosił mnie na randkę w Hogsmeade.
- Chyba nie masz zamiaru tam iść?- zapyał Teo.
Złoty Chłopiec toczył wewnętrzną walkę. Podejrzewał o co może chodzić Ronowi. W końcu postanowił powiedzieć prawdę, widząc jak cierpiałaby Hermiona , gdyby jej siostrze coś się stało.
- Wiecie, ja wiem o co chodzi Ronowi. Po tym jak powiedziałaś nam w Norze, że jesteś córką Voldemorta Dumbeldore kazał mi i Ronowi namówić Hermionę i Pansy, żeby przeszły na naszą stronę. No i jemu przypadła Pansy.
- Czyli on po to mnie zaprosił?
- Tak mi się wydaje.
- Dzięki, że nam poiwiedziałeś Harry.
-Nie ma sprawy.
- Wiecie co mam pomysł jak wkurzyć Weasleya.- Blaise uśmiechnął się złośliwie.- Harry mówiłeś, że Wiewiór zrobił ci ostatnio awanture o to, że z nami gadasz.
- No tak.- przytaknął niepewnie Potter, wiedząc, że po nim może spodziewać się wszystkiego.
-Co wy na to, żeby jeszcze bardziej go zdenerwować? Tylko nasz Potter musi zrobić jedną malutką rzecz.
- Jaką?
- Co teraz mamy? Obiad. A co zrobi Harry Potter na obiedzie? Usiądzie przy stole Ślizgonów.
-Chyba śnisz Zabini!
- No Potter tylko jeden raz.
-Nie.
- Później coś dla ciebie zrobię. No weź nie bądź taki.
-Nowy zestaw do czyszczenia mioteł.- postawiłtwardy warunek.
- Załatwione!- Diabeł cieszył się jak małe dziecko.
Jak postanowili tak zrobili. Miny Rudego i innych Gryfonów były bezcenne. Przez resztę lekcji osrenacjnie nie odzywali się do Wybrańca.
Po lekcjach Hermiona od razu ruszyła w kierunku Szkrzydła Szpitalnego, aby odwiedzić Malfoya. Niestety czekała ją przykra niespodzianka, gdy weszła do środka zobaczyła, że szpital jest pusty. Czyżby Draco został już wypisany? Przecież pielęfgnoarka mówiła, że do końca tygodnia na pewno nie opuści szpitala. Od razu ruszyła do gabinetu pani Pomfrey.
- Dzień dobry.- przywitała się.
-O dzień dobry panno Riddle.
- Czy mogłaby mi pani powiedzieć, gdzie jest Draco?
- Dziś stan pana Malfoya gwałtownie się pogorszył i został on przetransportowany do Szpitala Świętego Munga.- powiedziała pielęgniarka, a dziewczyna poczuła jak załamują się pod nią nogi.
*******

Hej . W końcu skończyłam ten rozdział ;) Ufff. Miał być szybciej, ale moja ciocia zaczęła oglądać wszystkie odcinki "Serca Clarity" i ja chcąc, nie chcąc też sie wciągnęłam.xd
Proszę o komentarze, wyrażacie tym szacunek dla mojej pracy i możecie pomóc mi poprawić coś co jest źle, a czego ja nie zauważyłam.
Pozdrawiam
Ever :*

1 lipca 2014

Rozdział IX

Gdzie jest Laura?
To pytanie zawisło między nimi. Nikt nie odezwał się ani słowem, każdy miał zrozpaczoną minę. W końcu ciszę przerwał Hagrid  jak zwykle wszystko  lekceważąc.
-E tam, ona nazywa się Malfoy. Jest jego siostrą.- wskazał brodą Dracona, który tępo wpatrywał się w przestrzeń.- Robi sobie z nas żarty.  Zaraz wyskoczy z jakichś krzaków śmiejąc się z nas w najlepsze. W końcu to Malfoy, a oni są znani z tego typu głupstw.
Draco drgnął w końcu.
- Słuchaj ty zakuty łbie. Nie znasz mojej siostry, więc nie mów, że robi sobie z nas jaja. Może ja bym tak zrobił jakiś rok temu, ale nie ona. Przez ciebie i twoje nienormalne pomysły ona siedzi tam teraz z tymi potworami, które planują zrobić sobie z niej przystawkę. Więc radzę ci zrobić wszystko co w twojej mocy, żeby nic jej się nie stało. W przeciwnym razie możesz mieć nie małe problemy. Na pewno znasz kilku z przyjaciół mojej rodziny.- blondyn powoli cedził słowa.
- My do nich należymy i nasi rodzice również.- powiedziało zgodnie rodzeństwo Riddle.
-Grozicie mi?- zagrzmiał gajowy.- Nie możecie mi nic zrobić.
- Możemy bardzo wiele i nie, nie grozimy ci. Na razie. A teraz idź do tych swoich serdecznych  przyjaciół i wróć tu z Laurą.
- Nie zrobię tego! Ona mnie zabiją!- widocznie nawet Hagrid musi w końcu przejrzeć na oczy.
- Och, co ty nie powiesz? Wiesz, życie mojej siostry jest dla mnie ważniejsze, niż twoje.- głos blondyna ociekał jadem.
- Nie zrobię tego.
-Świetne. Sami sobie poradzimy.- do akcji wkroczyła Hermiona.- Erik chyba musimy złożyć naszemu ojcu wizytę.
- Chyba masz rację. Może być trochę zaskoczony. W końcu spodziewali się nas z mamą dopiero na Wielkanoc. To co idziemy do bramy i teleportacja?
- Tak będzie najszybciej.
- My postaramy się pokrzyżować trochę plany tych pająków.
-Tylko nie wchodźcie do ich gniazda!- krzyknęła przez ramię Hermiona.
Po chwili byli już za bramą skąd teleportowali się do Riddle Manor. Szybko przebiegli przez ogród i już po chwili byli w domu.
- Ja idę w prawo, a ty w lewo. Jak ich znajdziesz to mnie zawołaj.- mruknął Erik.
Dziewczyna poszła w lewą stronę krzycząc:
- Mamo!!! Tato!!! Mamo!!!
- Hermiona? Co ty tutaj robisz? Czy nie powinnaś być w szkole?- dopytywała Amanda
- Zaraz wam wszystko wytłumaczę. Erik znalazłam ich!!!- krzyknęła w stronę gdzie poszedł jej brat.
- To Erik też tutaj jest?
- Tak, jest. To bardzo ważne. Każda sekunda się liczy więc zejdzie na dół to wszystko wam wytłumaczę.
Rodzice zeszli na dół siadając na kanapie i gestem pokazując córce, aby zrobiła to samo. Ta wykonała te polecenie, wiedząc, że oni muszą wszystko zrozumieć, aby ruszyć na ratunek Laurze. W tym momencie nadszedł Erik.
- No dobra to mogę zaczynać. Ten durny gajowy…
-Hermionko wyrażaj się…- mimo, że rodzice sami nie byli wzorem do naśladowania byli bardzo wyczuleni na mowę swoich dzieci.
-Dobrze. Więc Hagrid zabrał nas na szlaban, on był niesłusznie dany nam wszystkim przez McGonagall.- wtrąciła szybko widząc, że ojciec już otwiera usta, żeby zapytać za co go dostała- zabrał nas do Zakazanego Lasu do gniazda…- wzięła głęboki wdech wiedząc jak zareagują na to co usłyszą- akromantuli.
- Gdzie ten przygłup was zabrał?!- Amanda była taka wściekła, ze nawet nie zwróciła Tomowi uwagi.
- Do gniazda akromantuli tato. Kazał nam przekonać je, żeby się z zaprzyjaźniły. To potomkowie tego pająka, którego Hagrid chował, gdy byliście w piątej klasie. Nie dawno zmarł, a wraz z nim szacunek tych pająków do Hagrida. Otoczyły nas i zaczęły na nas polować. Ledwo uszliśmy z życiem. Niestety pająki mają Laurę i przyszliśmy prosić o pomoc was i Śmierciożerców, bo sami nie damy rady, a Hagrid odmawia nam pomocy.
- To na co my jeszcze czekamy?- zapytał Voldemort i dotknął Mrocznego Znaku na swoim przedramieniu- Gdzie reszta?
- Próbują pokrzyżować choć trochę plany pająków. Tato Narcyza i Lucjusz jeszcze o niczym nie wiedzą.
- Czujesz się na siłach im to powiedzieć?
- Postaram się. Jak tylko się pojawią zabiorę ich do jakiegoś pokoju i im powiem. O, są już pierwsi Śmierciożercy.
W rzeczy samej, przez śnieg w ogrodzie przedzierali się już pierwsi z przybyłych poddanych Czarnego Pana. Po kilku minutach pojawili się rodzice Laury i Draco.
- Mogę was prosić o chwilę rozmowy?
- No nie wiem Hermiono, twój ojciec nas wzywał i powinniśmy się tam stawić- zawachał się Lucjusz wskazując krąg wokół Voldemorta.
-Macie jego zgodę. To wyjątkowa sytuacja.
- Cóż w takim razie prowadź.
Hermiona zaprowadziła ich do pustego pokoju gościnnego.  Odwróciła się  w ich stronę i przez chwilę zbierała się w sobie, aby im powiedzieć. W końcu jak można odpowiednio powiedzieć rodzicom, że ich córka jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a być może nawet już nie żyje? Ta ostatnia myśl otrzeźwiła ją nieco i w końcu się odezwała.
- Przykro mi, że to ja muszę być tą osobą, która wam to mówi.
-Co się stało?
- Cóż byliśmy wszyscy na szlabanie w Zakazanym Lesie. Mówiąc wszyscy mam na myśli moich przyjaciół, którzy byli tu w czasie przerwy świątecznej. Hagrid zaprowadził nas do gniazda akromatuli  i Laura…- załamał jej się głos – Wszyscy się broniliśmy i gdy udało nam się z stamtąd wydostać każdy uciekał, dopiero później Ginny zauważyła, że jej z nami nie ma- po jej twarzy spływały łzy- Och, ona tam została i to z tego powodu są tu wszyscy. Chcemy ją uratować. Ci co zostali w szkole chcąc przeszkodzić pająkom tak długo jak dadzą radę.
- O nie. – Narcyza zaniosła się szlochem, a  Hermiona podeszła do niej i mocno przytuliła.
- Jeśli jej coś się stanie to zabiję tego durnia.- wycedził Lucjusz,  który ledwo radził sobie z emocjami, a na jego twarzy malowała się troska.
- Chodźmy, pewnie wszyscy są już gotowi. Chcecie iść z nami, czy wolicie tu zostać?
- To my tam przede wszystkim powinniśmy być. Oczywiście, ze idziemy. Prowadź.
Wyszli z pokoju i zaraz byli w pomieszczeniu, gdzie byli wszyscy. Każdy rzucał Malfoyom współczujące spojrzenia. Hermiona podeszła do Erika i przytuliła się do niego. W ciągu tak krótkiego czasu bardzo polubiła młodszą przyjaciółkę i bardzo martwiła się jej losem.
- Wszyscy gotowi? To idziemy.- zarządził Czarny Pan i wszyscy poszli w stronę bramy, aby kilka minut później aportować się pod wrotami szkoły. Szybko przemierzyli las i po chwili byli przy pozostałych członkach szlabanu, którzy przez dziury w sieci strzelali zaklęciami w pająki. Gdy ich zobaczyli natychmiast do nich podeszli na kiwnięcie Czarnego Pana.
- Słuchajcie plan jest taki wchodzimy tam atakujemy pająki,  ale każdy niech też się rozgląda za Laurą. Musimy ja stamtąd wyciągnąć. Żywą, czy martwą. Zasługuje na to, żeby spocząć gdzie indziej niż wśród tych pająków. Idziemy.
Ustawili się w szeregu i na umówiony znak zaatakowali sieć niszcząc ją na wszelkie możliwe sposoby. Zdziwione pająki w ogóle nie były przygotowane na otwarty atak, więc nie były w szyku bojowym. Zwiększało to tylko szanse Śmierciożerców.
-Do ataku!- krzyknął Voldemort i wszyscy rzucili się w wir walki. Wszędzie latały przeróżne zaklęcia, jednak nigdzie nie było Laury. Pozostawała tylko jedna możliwość- była w ich jamie. W tamtą stronę ruszyli wszyscy napierając na pająki. W końcu ją zauważyli. Leżała oplątana nićmi w rogu wejścia do nory. Pierwszy podleciał do niej Erik i szybko uwolnił ją z więzów. Chwilę się wykłócali. Chłopak kazał jej stąd iść, a ona koniecznie chciała zostać i walczyć. W końcu zniecierpliwiona blondynka odepchnęła go na bok i ruszyła przed siebie nie zważając na krzyki chłopaka. Włączyła się do walki- wszyscy chcieli zabić jak najwięcej potworów.  Każdy dawał z siebie wszystko, bo mimo, że pająki sprawiały wrażenie bezbronnych miały kilka broni- jad, kleszcze, twardy pancerz, klejące nici.  Nagle Laura znalazła się w poważnym niebezpieczeństwie kilka pająków nie chciało jej puścić i atakowali ją jednocześnie. Jej krzyk przedarł się przed odgłosy walki. Hermiona odwróciła się i zobaczyła wszystko jak na zwolnionym filmie. Widziała jak nad blondynką pochyla się lekko największy z pająków z którymi walczyła i strzela w jej stronę jadem w miejsce powyżej serca, gdzie znajduje się głęboka rana. Jeśli trafi nie ma szans na jej przeżycie, jad rozprzestrzenia w krwiobiegu w zastraszającym tempie.
- Nie!!!- krzyk Draco przedarł się przez wszystko. Chłopak, był obok siostry i rzucił się przed nią, tak, że jad trafił w niego. Padł jak bezwładna lalka na ziemię. Hermiona poczuła jak łzy płyną po jej policzkach. Zaczynała czuć cos to tego chłopaka, czy tego chciała, czy nie. Pająk pochylił się nad blondynem, chcąc się posilić. To podziałało na nią jak kubeł zimnej wody. Biegła w jego stronę powtarzając w myślach „ Błagam, niech on żyje.” Była jakieś piętnaście metrów od niego i wiedziała, że nie zdąży dobiec na czas. Cały czas zastanawiała się, dlaczego nikt nie zareagował na krzyk Laury, ani Dracona. W końcu zrozumiała, że nikt oprócz niej go nie usłyszał. Pająk był tuż, tuż jego ciała. Zebrała się w sobie i po raz pierwszy w życiu, czując już teraz przed wypowiedzeniem zaklęcia straszne wyrzuty sumienia podniosła różdżkę, wycelowała ją w pająka i wykrzyknęła:
- Avada Kedavra
Potwór padł, niestety poleciał na blondyna. Hermiona szybko rzuciła kolejne zaklęcie i przeniosła go w inne miejsce. Kolejne pajęczaki sunęły w jego stronę i jego siostry, która zemdlała osłabiona przetrzymaniem przez pająki i poprzednią walką. Szybko wyczarowała ochronną bańkę prze którą nie mogły się do nich dostać. Zaczęła atakować pająki. Po chwili dołączyła do niej Bellatrix i Pansy. Wspólnie szybko poradziły sobie z tą grupą.
- Hermiono teleportuj się pod bramę szkoły z Draconem i Laurą. Tu już nie są tereny szkoły, wię nie będziesz miała trudności. Ta wasza pielęgniarka, choć mówię to z niechęcią najlepiej im pomoże. Pansy idź z nią, bo ona jest w takim stanie, że jeszcze się rozczepi. Szybko.
Posłuchały Belli i po chwili byli już przy bramie szkoły. Biegiem przebyły błonia i wszystkie piętra wpadając jak burza do Skrzydła Szpitalnego.  Pielęgniarka pojawiła się od razu  słysząc hałas w staroświeckiej koszuli nocnej.
- Co im się stało?
-Atak akromantuli.
-Merlinie co?! Co wy tam robiliście w środku nocy?!
- To Hagrid nas tam zaprowadził. Mieliśmy szlaban.
Pielęgniarka spojrzała na nie zdziwiona i zabrała się za poszkodowanych.
-Czy możemy jakoś pomóc?- zapytała Pansy.
- Tak idźcie do swojego domu. Tu mitynko przeszkadzacie.
-Proszę pani, czy mogła bym zostać, proszę?
-Przykro mi, ale nie. Możesz za to przyjść tu jutro po lekcjach, Tylko ostrzegam, że ta dwójka raczej nie będzie skora do rozmowy.- powiedziała uwijając się przy pacjentach.

Siostry spojrzały na siebie bezradnie wiedząc, że nic nie wskórają, a jak będą się wykłócać to mogą nawet nie zostać wpuszczone jutro. Wyszły więc mówiąc cicho dobranoc. Poszły prosto do swojego domu. Cały zamek był cichy i pusty- w końcu był środek nocy. Po chwili były już w swoim dormitorium. Camile jeszcze nie było- nadal walczyła z pająkami. Hermiona padła na łóżko, a po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Pansy podeszła do niej i mocno przytuliła. 
-Ciii, spokojnie. Będzie dobrze. Musi być. Weź się w garść oboje z tego wyjdą, to Malfoyowie, są silni. No, już dobrze.
Hermiona mocno się do niej przytuliła. Płakała jeszcze jakiś czas, aż w końcu zaczęła się uspokajać. Zmęczona w końcu usnęła przytulona do siostry. Dziewczyna położyła ją na poduszce i przykryła. Następnie sama poszła się umyć i też położyła się spać. Po kilkunastu minutach obie spały.
Następnego dnia Hermiona nie mogła znaleźć sobie miejsca. Na lekcjach maksymalnie się wyłączała i sprawiała wrażenie, jakby była w innym miejscu. Przed oczami cały czas miała sceny z wczorajszej walki z pająkami. Nic nie mogło sprawić, żeby przestała o tym myśleć. Nawet ukochane książki ją zawiodły. Strasznie martwiła się o Malfoya. Tak jak powiedziała zaczynała coś do niego czuć. Bała się tego uczucia. Co jeśli się zakocha? Przecież to Malfoy.  Musi coś zrobić, żeby tak się nie stało. Może ograniczyć kontakty z nim? Ciekawe jak. Chodzą ze sobą, są w tym samym domu, poza tym Hermiona wcale nie chciała zrywać wszelkich kontaktów z chłopakiem i to właśnie ta myśl ją przerażała. Po lekcjach, mimo wcześniejszych wątpliwości od razu popędziła do Skrzydła Szpitalnego. Weszła po cichu i od razu zauważyła panią Pomfrey uwijającą się przy pacjentach.
-Przepraszam, czy mogę wejść
- Tak proszę, ale tylko na dwadzieścia minut.
Hermiona podeszła do rodzeństwa. Draco wyglądał okropnie. Cały był w bandażach, które w niektórych miejscach przesiąkły jakimś żółtym płynem- ropą. Nadal był nie przytomny. Za to jego młodsza siostra, choć wyczerpana i poobijana była już przytomna i pół leżała, pół siedziała na łóżku.
-Hej jak się czujesz?
-Szczerze? Czuję się, jakby przebiegło po mnie stado hipogryfów. Ale i tak było by ze mną dużo gorzej, gdyby nie Draco. A ty,  jak sobie z tym radzisz?
- Nie wiem o czym mówisz.
- Nie kłam. Wiem, że zaczyna ci na nim zależeć.
- Jak się tego domyśliłaś? Przecież nikomu o tym nie powiedziałam.- spytała zaskoczona .
- Potrafię obserwować. Ale... Och, Hermiono bądź ostrożna. Wiesz jaki on jest.  Wiem jak to musi dziwnie brzmieć z ust jego siostry, ale po prostu znam go bardzo dobrze i wiem, że potrafi być niezłym kłamcą.  Nie mówię, że w związku z tobą kłamie, bo nawet ja tego nie potrafię stwierdzić, ale nie mówię, że nie chcę, żebyście byli razem. Tylko uważaj ok?
- Dobrze i dzięki za to co mi powiedziałaś.
-Nie ma sprawy.
-Wiesz nie mam dla ciebie lekcji. Ginny pewnie ci je przyniesie, ale trochę później.
-O, to fajnie. Przynajmniej będę miała co robić. Wiesz tu mogę tylko siedzieć i gapić się w sufit. Powiesz Ginny, żeby przyniosła mi jakąś książkę do pczytania? Pewnie wrócę do szkolnego życia za jakieś trzy, cztery dni, ale do tego czasu umrę z nudów.
Hermiona uśmiechnęła się lekko słysząc paplaninę przyjaciółki.
-Jasne powiem jej i jutro też przyjdę was odwiedzić. A dziś możesz się spodziewać, że drzwi, ani na chwilę się nie zamkną.
Jakby na potwierdzenie jej słów drzwi otworzyły się i wpadła przez nie Pansy.
- Hej.- przywtała się.- Jak się czujesz?
- Dobrze dziękuję. Usiądź, bo czuję się mała, jak tak nade mną stoisz.- zaśmiała się blondynka.
-Widzę, że humor ci dopisuje.
-I to jak. Poproszę o wszystkie nowe plotki w szkole.- zaśmiała się.
Dziewczyny spełniły jej prośbę i zalały ją nowymi nowinkami szkolnymi, dopóki nie wygoniła ich pielęgniarka, mówiąc, że minęło już ponad  pół godziny, a miało być dwadzieścia minut i, że zabierają chorym odpoczynek. Siostry posłusznie opuściły Skrzydło Szpitalne.
Hermiona udawała twardą i żartowała z dziewczynami, ale w środku była załamana o rozbita, a w głowie miała kompletny mętlik. Ciągle myślała o tym, co mówiła jej Laura. Sama miała takie podejrzenia, a blondynka tylko je pogłębila. Tak bardzo chciała zaufać, ale nie potrafiła, bała się zranienia. Draco mówił, że kocha, ale może mówił jej to co sama chciała poświadomie usłyszeć. Może to dzięki tym dwóm słowom i sile perswazji dziewczyny lgnęły do niego jak pszczoły do miodu. Może te czułe słówka, które Draco tak obficie jej serwował wcześniej słyszały inne jego dziewczyny i dzięki nim sądziły, że dokonały niemożliwego- sprawiły, że Dracon Lucjusz Malfoy się zakochał. Ich nadzieje okazywały się złudne po jakimś tygodniu. Czy i jej miała się taka okazać? Z drugiej strony jestz nią już prawie trzy tygodnie, co chyba jest jego rekordem. Wszystkie te wątpliwości ją dobijały. A jeśli wcale nie była córką Czarnego Pana? Czy wtedy, kiedyś tam powiedziałby jej to, co wkrzyczał jejw twarz w jej pokoju, czy nadal była by tylko małą brudną nic nie znaczącą szlamą? Ocknęła się dopiero przed wejściem do Pokoju Wspólnego. Tak bardzo zatraciła się w domysłach, że w ogóle nie pamiętała wędrówki ze szpitala. Siostry planowałyod razu udać się do swojego dormitorium, jednak jak na złość drogę zastąpiła im nieproszona osoba. Osobą tą była Astoria Greengras. Jak zwykle była wyzywająco ubrana.
- Co myślisz, że jak należysz do mojego domu, to przestajesz być brudną dziwką?
- Wiesz, to zabawne, bo to ja raczej powinnam była zadać ci to pytanie. To ja jestem potomkinią Salazara Slytherina w lini prostej, a ty brudną dziwką,  która puszcza się z każdym, kto ma coś pomiędzy nogami.
Hermiona nie przebieraław słowach. Astorii z oburzenia odebrało mowę. Siostry wykorzystały to i wyminęły ją.kierując się do swojego pokoju. Camile nie było w pokoju- pewnie była gdzieś z Erikiem. 
- Pan wiesz jak czują się inni? Jestem w takim stanie, że.kompletnie o tym zapomniałam.
- To zrozumiałe w twojej sytuacji. Nie martw się tak, pani Pomfrey powiedziała, że jego stan jest stabilny i stopniowo się poprawia.
- Skąd o tym wiesz? Nie przypominał sobie, żeby coś takiego mówiła.
- Zapytałam ją o to zanim wyszłyśmy, a wracając do tematu, to nikomu nic się nie stało. Po tym jak się teleportowałyśmy szybko uwinęli się z resztą. Podobno oprócz kilku uciekinierów nic nie zostało z tego stada. Hermiono połóż się spać, bo wyglądasz na strasznie zmęczoną.
Pansy miała rację to ciągłe zamartwianie się strasznie ją wymęczało. Postanowiła posłuchać siostry i położyła się mówiąc ciche "Dobranoc". Po chwili już smacznie spała.
*******
Hej. Mam nadzieję, że się nie rozczarujecie tym rozdziałem. Nie dawno stuknęło mi 2 000 wyświetleń. Dziękuje Wam za te wejścia :3. Jeśli macie jakieś pytania możecie kierować je tu --->    http://ask.fm/Ever279
Pozdrawiam
Ever :*

17 czerwca 2014

Rozdział VIII

Rano Hermiona poszła na śniadanie w wyśmienitym humorze. Większość osób już była. Dziewczyna usiadła obok Pansy i przytuliła ją na powitanie.
- Hej, jak się spało?
- Cześć. Całkiem dobrze. Pan gdzie mamy teraz lekcje? Wiesz jestem teraz w Slytherinie i nie znam planu zajęć.
- Mamy teraz transmutację, potem dwie godziny numerologii,  przerwa obiadowa, opieka nad magicznymi stworzeniami i obrona przed czarną magią. Jakby co, to wystarczy, że...
Nie dokończyła, bo przerwał jej wlot sów. Tysiące ptaków spieszyły, że by dostarczyć paczkę adresatowi. Do nich również podleciał ptak i rzucił na kolana Pansy gazetę, a Hermiona wsadziła mu do sakiewki pięć knutów i rozwinęła gazetę. Na pierwszej stronie ze zdziwieniem rozpoznała swoją własną twarz, swoją i Draco.





















Hermiona Jane Granger córką Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać!!!
Hermiona Jane Granger, najlepsza przyjaciółka samego słynnego Harry'ego Pottera, okazuje się nie być mugolaczką, lecz czysto krwistą arystokratką. Jej ojcem jest nie kto inny jak Tom Marvolo Riddle, znany bardziej jako Sami-Wiecie-Kto. Jak ten cios przyjął Złoty Chłopiec? Cóż, gdy panna Riddle powiedziała trójce swoich najlepszych przyjaciół prawdę,Ronald Weasley i Harry Potter byli zszokowani, natomiast najmłodsza córka Weasley’ów stanęła w jej obronie ( podejrzewamy Crucio)Przed domem Artura Weasley'a rozegrała się bitwa, gdy Ron rzucił zaklęciem w swoją byłą przyjaciółkę. Śmierciożercy z Sami-Wiecie-Kim na czele w odwecie zaatakowali wszystkich znajdujących się w Norze czarodziejów. Niestewty zbiegli z miejsca walki tuż po tym jak pomścili atak na pannę Riddle. Porwali również jedyną córkę Weasley'ów, która na szczęście jest już bezpieczna w Hogwarcie. Gwoździem do trumny dla jej dwóch najlepszych przyjaciół okazał się fakt, że Hermiona Riddle spotyka się z Draconem Malfoyem. Przypominamy, że wcześniej byli to najwięksi wrogowie. Pan Malfoy Senior potwierdził te plotki i radził poprosić o potwierdzenie tych samych pogłosek Sami-Wiecie-Kogo, czego nie zrobiłam, ponieważ nie jest mi znane miejsce jego pobytu.  Co się stało, że nagle zainteresowali się sobą? Czy to kolejna zabawka Hermiony Jean Riddle? Przypomnę państwu, że ta dziewczyna ma już na koncie Wiktora Kruma i Harry'ego Pottera, a więc samych bogatych chłopców. Okazało się, że oprócz niej  Czarny Pan ma jeszcze dwójkę dzieci. Są to siostra bliźniaczka panny Riddle znana Państwu jako Pansy Parkinson oraz Erik Riddle, który uczył się dotąd w Durmstrangu. Cała trójka przystąpiła wczoraj do Ceremonii Przydziału i wszyscy trafili do Slytherinu. Czy jakikolwiek uczeń może czuć się teraz bezpieczny w Hogwarcie, jeśli jednocześnie jest tam to przerażające samym nazwiskiem rodzeństwo? Nie wspomniałam jeszcze, że na pewno osiągnęli iście piekielne umiejętności po swoim ojcu. Na pewno dojdzie do nie małych incydentów, w które z pewnością będzie wmieszane rodzeństwo Riddle i ich bliscy przyjaciele ze Slytherinu. Możecie być pewni, że o wszystkich tych sprawach będę informowała Państwa na bieżąco.
Rita Skeeter


-Herm, co się stało?- zapytała zaniepokojona Pansy widząc zmieniającą  ze spokojnej na coraz bardziej wściekłą twarz swojej siostry.
- Nic się nie stało Pan. Czy wiedziałaś, że jesteśmy rodzeństwem przerażającym samym swoim nazwiskiem, nie mówiąc o umiejętnościach?- wycedziła przez zęby.
- C..Co- zdziwiła się starsza, ale Hermiona bez słowa podała jej gazetę i szybkim krokiem wyszła z Wielkiej Sali, lecz zanim to zrobiła szepnęła po siostry- Przeczytaj sobie, a ja muszę iść napisać do ojca. Ta baba pożałuje tego co tu na wypisywała.
Zdezorientowana dziewczyna popatrzyła za wychodzącą, wciąż nic nie rozumiejąc. W końcu spojrzała na gazetę i pobieżnie przeczytała tekst.
- O nie... Przecież Miona jej nie daruje, a znając ją to Skeeter pożałuje za nas wszystkich.- szepnęła do siebie. Pansy wyczekiwała Hermiony, ale ta nie pojawia się do końca śniadania. Spotkała ją dopiero pod salą, gdzie mieli pierwszą lekcję. Najmłodsza panna Riddle w ogóle nie dawała po sobie poznać, że przeczytała artykuł, śmiejąc się z czegoś razem z Camile. Było to o tyle dziwne, że Pansy widziała jak wściekła wychodziła ze śniadania. Podeszła do nich i zapytała
- Hermiono co jest? Jak cię ostatni raz widziałam to miałaś rządze mordu wypisaną na twarzy, a teraz...
- Nie tutaj. Późnej.-syknęła przerywając siostrze z powodu ciekawskich spojrzeń innych uczniów. 
W tym momencie drzwi otworzyły się i McGonagall gestem zaprosiła uczniów do środka. Hermiona miała zamiar usiąść z siostrą, ale dosłownie sekundę przed  tym jak miała usiąść Teodor  z prędkością światła usiadł na jej miejscu ją samą prawie przewracając. Złapał ją za rękę, aby odzyskała równowagę i szepnął:
- Proszę usiądź dziś gdzie indziej, ok?- dziewczyna widząc jego proszące spojrzenie uśmiechnęła się lekko i podeszła do ostatniej wolnej ławki.  Oczywiście obok musiał usiąść
Malfoy, żeby rozpraszać ją całą transmutację głupimi uwagami. Przez to prawie nic nie zapamiętała z lekcji. Na numerologii zaczęli omawiać właśnie symbolikę liczb i wciągnęło to nawet Malfoya, więc szatynka mogła w spokoju robić notatki. W drodze na obiad do ich grupki dołączyła Ginny i Laura.
- Cześć wszystkim. – przywitały się.
- Herm mam dość.  Ron łazi za mną cały dzień i ględzi mi, żebym wróciła do Harry’ego.
- Z… Zerwałaś z Harry’m?- zapytała zszokowana. Zawsze uważała, że nic nie sprawi, że Ginny go zostawi, przecież zawsze go uwielbiała i była w nim zakochana odkąd go zobaczyła.
- No tak mam już dość tych jego gadek o tym, że mam trzymać się od ciebie z daleka, a artykuł tej głupiej idiotki to już w ogóle ich nakręcił. Czytałaś?
- Czytałam.
- I co? Darujesz jej to, bo z tego co pamiętam to w czwartej klasie narobiłaś jej niezłego bagna.
- Oczywiście, że nie daruję. Rita była ciekawa, gdzie mieszka mój ojciec i chciała go zapytać o plotki dotyczące mnie i Draco. Załatwiłam jej to i będzie miała przyjemność gościć w Riddle Manor. Oczywiście potem wyczyści się jej pamięć gdzie znajduje się mój dom.- uśmiechnęła się złośliwie.
- Nie wierzę w to co słyszę, w takim razie ja nie będę szukała zemsty bo to wystarczy za nas wszystkich.- wtrąciła się Pansy.
Właśnie wchodzili do Wielkiej Sali.
-Mogę usiąść przy waszym stole? Będę miała odpoczynek od Rona, no i przy okazji zrobię im obu na złość.
- Jasne, dlaczego się w ogóle pytasz.- tym razem odpowiedziała Camile.
Gryfoni patrzyli z niedowierzaniem jak Ginny siedzi przy stole Slizgonów i gawędzi sobie z Blaisem. Ron czerwony jak burak ze złości podszedł do ich stołu złapał niezbyt delikatnie siostrę za ramię i pociągnął
- Idziemy.
-Sam sobie idź ja się nigdzie nie wybieram.- odparła wojowniczo ruda.
- Idziesz ze mną robisz wstyd naszej rodzinie!- zaczął krzyczeć.
- To ty przynosisz wstyd mieszając z najgorszym swoja najlepszą przyjaciółkę, tylko dlatego, że ma inne nazwisko!-  dziewczyna również podniosła głos.
- Ty siebie słyszysz?! Oni zrobili ci pranie mózgu jak cię porwali!!!
- Nikt mnie nie porwał, a tym bardziej nie zrobił mi żadnego prania mózgu idioto!!! To tobie by się przydało!!!
- Dość idziemy.- powiedział i szarpnął siostrę, aż ta się zatoczyła. Tu interweniowali Diabeł i Erik.
- Chyba lepiej będzie jak już pójdziesz Weasley.- powiedział cicho, ale groźnie Blaise.
- Nie wtrącaj się debilu, to nie twoja sprawa!!!
- Właśnie, że moja. Pójdziesz sam czy mamy ci pomóc?
W odpowiedzi Ron splunął im pod nogi. Dwójka Ślizgonów chyba uznała to za „nie” bo złapali Rudzielca za ubrania, odprowadzili po jego stół i mało delikatnie puścili. Wracali już do siebie, gdy Ron niespodziewanie wyciągnął różdżkę.
- Sectumse…
-Expelliarmus!- Camile rozbroiła Rudego, a  Hermiona natychmiast rzuciła na niego zaklęcie pełnego porażenia ciała i podeszła od razu do niego.
- Nigdy więcej nie waż się podnosić różdżki na moich przyjaciół, bo wtedy będziesz miał do czynienia ze mną, zrozumiałeś?
W tym samym momencie do  pomieszczenia weszła profesor McGonagall i szybkim spojrzeniem zlustrowała Hermionę pochylającą się z groźną miną na Ronem. Camile, Blaisa, Teodora i Erika z wycelowanymi w niego różdżkami oraz Draco i Pansy powstrzymującymi Ginny przed rzuceniem się na brata.
-Potter natychmiast powiedz mi co się tutaj stało.
- Pani profesor Ron poszedł do stołu Ślizgonów powiedzieć Ginny, gdzie jest jej stół i, żeby z nim przyszła. Riddle i Zabini wzięli go i rzucili nim tuż obok naszego stołu, mówiąc, że tu jest jego miejsce. Ron chciał się Bronic a wtedy Snape go rozbroiła, a Riddle obezwładniła.  Gdyby pani nie weszła to zrobiliby mu poważną krzywdę.
- Dziękuję Potter, to mi wystarczy. Riddle, Snape, Malfoy, Riddle , Riddle, Weasley , Nott, Malfoy, Zabini szlaban!  Pójdziecie z Hagridem do Zakazanego Lasu.
-Za co pani profesor? To nie było zupełnie tak jak mówił…
- Nikt nie pytał panienki o zdanie panno Riddle.- przerwała jej nauczycielka.  
Oburzona dziewczyna nic nie powiedziała, tylko rzuciła jej gniewne spojrzenie. Gdy profesorka wyszła podeszła do Pottera.
- Możemy chwilę pogadać na osobności?- zapytała groźnym tonem.
Harry już miał jej odpowiedzieć, ze ma spadać do swoich nowych przyjaciół, gdy przypomniał sobie o zadaniu dyrektora dotyczącego przeciągnięcia Hermiony na ich stronę, po za tym kiedyś się przyjaźnili i teraz kiedy szok i emocje opadły było mu głupio, że tak ją potraktował, co nie zmieniało faktu, że czuł się oszukany.
- No dobra.- burknął.
-Świetnie.- powiedziała i ruszyła przodem.
Dotarli do pustej klasy.
- O czym chciałaś porozmawiać?-  zapytał.
Dziewczyna milczała, ale po chwili zapytała cicho:
-Dlaczego to robisz Harry? Nigdy nie spodziewałabym się, że kiedykolwiek się ode mnie odwrócisz. Cóż po Ronie tak, przecież nie raz bywały pomiędzy nami spięcia i wiem jaki jest wybuchowy, ale ty? Pomyślałeś jak się czułam gdy mój najlepszy przyjaciel się ode mnie odwrócił po tym wszystkim co przeszliśmy? Gdzie jest ten chłopiec, który razem ze mną pokonywał trudności w dostaniu się do kamienia filozoficznego, ten, który uratował ze mną Hardodzioba, ten, który był ze mną w
Departamencie Tajemnic, ten, który prowadził GD, który po prostu zawsze był przy mnie i mnie wspierał?- podniosła głowę i zobaczył lśniące w jej oczach łzy.
Wtedy naszły go wielkie wyrzuty sumienia i wszystko zrozumiał.  Ta cała sytuacja ją przerastała. Wszystko odwróciło się o 180 stopni. Kiedyś była jedną z największych przeciwniczek Voldemorta, teraz okazało się, że jest jego córką, od zawsze sądziła, że jest szlamą, a tu okazuje się, że wcale tak nie jest. Uważała się za świetną Gryfonkę i nienawidziła Slizgonów, a teraz sama należała do ich domu. To samo było z Malfoyem, jego odtrąceniem i nowymi znajomymi, którzy wcześniej jej dokuczali.
- Przepraszam cię, za wszystko. – powiedział i podszedł do niej, aby ją przytulić, ale zawahał się, nie wiedząc jak zareaguje. Dziewczyna widząc jego niepewność przytuliła się do niego.
- Dziękuję Harry.
- Za co ty mi dziękujesz. Należy mi się porządny ochrzan, a nie podziękowanie.
- Nieprawda. Dziękuję, za to , że jesteś. Wiem jakie to dla ciebie trudne. W końcu razem z moim ojcem chcecie się nawzajem pozabijać.
-  Wiem i właśnie dlatego tak trudno będzie utrzymać naszą przyjaźń. Ale powiedz jak ty sobie radzisz z tym wszystkim?
- Na początku gdy tata zjawił się na Pokątnej i teleportował się do mnie do domu strasznie się bałam, głownie o Grangerów. Potem gdy w Riddle Manor mi to wszystko opowiedział nie chciałam w to Wierzyc i myślałam, że to jakiś podstęp. Ciągle byłam nieufna mimo, że nic nie wskazywało na to, że kłamią. Uwierzyłam w to dopiero gdy wszyscy pojawili się w mojej obronie.  W końcu nie ryzykowali by nawet życiem i zdemaskowaniem tylko dla jakiegoś planu. Wiesz, wszyscy są w Slytherinie dla mnie bardzo życzliwi. Pansy  to naprawdę świetna siostra, na Erika też nie mogę narzekać. Poznałam tez kilka osób, którzy nigdy nie istnieli nawet w mojej wyobraźni. Pomyśl, że Snape na córkę. Rok temu  kazałabym iść każdemu, kto tak powie do Munga. Nawet Malfoy nie jest taki zły.
- Nie no, tu to już przesadzasz.- zaśmiał się serdecznie Harry.- Chodź zaraz mamy Opiekę nad Magicznymi Stworzeniami. A właśnie przepraszam za ten szlaban. Głupio zrobiłem.
- Nie gadajmy o tym chodźmy już.
Wyszli z klasy i skierowali się w kierunku błoni. W połowie drogi trafili na Blaisa.
- Czego chcesz Potter? Nie ma tu twojego rudego kumpla.- zasyczał.
- Spokojnie Diable. Pogodziliśmy się. Idziesz z nami na lekcję?
- Mogę iść. A i jeśli Miona z tobą rozmawia to ja też. To co Potter czysta karta?- zapytał i wyciągnął w jego stronę rękę.
- Jasne, nie ma sprawy.
- Boże gadam normalnie z Potterem. Mało tego jeszcze się z nim pogodziłem.  Hermiona jak tak dalej pójdzie to nawet z Weasley’em się dogadam. – zaśmiał się a pozostała dwójka mu zawtórowała.
Gdy dotarli pod domek Hagrida wszyscy zrobili wielkie oczy. Ron cały spurpurowiał na twarzy, rzucił im wściekłe spojrzenie i ostentacyjnie zaczął patrzeć w drugą stronę.
-Idziesz z nami?- to Blaise zadał to pytanie Harry’emu.- No co?- zapytał widząc zszokowanie spojrzenie Hermiony i chłopaka. – Weasley nie wydaje się skory do rozmowy z nim.
- Ok zgoda. Ten dzień można zapisać do  kalendarza jako dzień cudów.
Ruszyli więc w stronę zdziwionych Ślizgonów.
-Przez chwilę panowała grobowa cisza w czasie której Pansy nieśmiało uśmiechnęła się do Wybrańca, ten odwzajemnił uśmiech. W końcu głos zabrała Pan.
-Och przestańcie. Stoicie i gapicie w Pottera jakby był gatunkiem zagrożonym. Skoro Hermiona i Blaise się z nim dogadują i się pogodzili to my chyba też możemy. Pansy. – przedstawiła się Harry’emu.
-Harry.
W końcu wszyscy się przełamali. Nawet Malfoy podszedł do zielonookiego i uścisnęli sobie ręce na zgodę, chociaż było widać, że obu przychodzi to z niemałym trudem.
Zaczęła się lekcja. Przerabiali salamandry. Ich zadaniem było dopilnowanie, aby nie zgasł ogień żadnej z nich. Nie było to takie łatwe, ponieważ był styczeń, ale w końcu od czego ma się różdżki. Obrona przed Czarną Magią minęła im szybko. Nim się obejrzeli byli już w Wielkiej Sali na kolacji. Szybko poszli do lochów ubrać się cieplej- w końcu mieli mieć szlaban w Zakazanym Lesie. Hermiona oczywiście była już gotowa i czekała w Pokoju Wspólnym na resztę.
- Hej. Jak gotowa?- pierwszy przyszedł Draco.
- Tak gotowa, ale nie chce mi się.
- Jak chcesz mogę cię nieść.- uśmiechnął się łobuzersko.
- Nie dzięki. Chyba dam radę sama.
- A nie zapomniałaś o dzisiaj o kimś?
- O kim?
- O mnie zaniedbywałaś mnie cały dzień. Cały czas tylko Potter i Potter.
- Ooo, czyżby ktoś był tu zazdrosny?
- Nie zazdrosny tylko opuszczony.- zrobił smutną minę.
- I co ja biedna mam z tobą teraz zrobić?
- Błagaj o wybaczenie.
- Czy szanowny pan mi wybaczy?- zapytała z trudem hamując wybuch śmiechu, Draco również miał coraz większe trudności w utrzymaniu swojej smutnej miny.
- Kiepsko się starasz.
- A teraz?- pocałowała go w policzek.
- Nadal nie za dobrze.
- Hmm, to może tak.- pocałowała go lekko w usta.
-Lepiej, ale mogło by być jeszcze lepiej.
- No dobra.- usiadła mu na kolanach i mocno pocałowała. – Teraz wybaczysz?
-Wybaczę. – powiedział i oboje wybuchli śmiechem.
- Idziemy?- do pokoju weszła Camile i reszta ich znajomych.
- Jasne chodźmy im szybciej tam pójdziemy tym szybciej wrócimy.
Ruszyli w stronę wyjścia i po 15 minutach byli na skraju Zakazanego Lasu. Jeśli Hermiona sądziła, że Hagrid będzie wobec niej taki jak zawsze to jej nadzieje teraz się rozwiały. Na jej powitanie nic nie odpowiedział tylko zapatrzył się w drzewa.
-Wszyscy są? No to idziemy.
Ruszyli w stronę drzew w milczeniu. Po kilkudziesięciu minutach marszu Hermiona skojarzyła dokąd kieruje ich ta ścieżka, którą idą. Szybko podeszła do gajowego.
-Hagridzie, czy ty na pewno wiesz gdzie nas prowadzisz?
-Profesorze Hagridzie, i tak wiem gdzie was prowadzę.
Hermionę tak zdziwiło to, że Hagrid każe mówić do siebie per „profesorze”, że dopiero po chwili odzyskała głos.
- Ale profesorze tędy dojdziemy do gniazda akromantuli.
- Znam ten las lepiej niż którekolwiek z was, więc nie musisz mi tego uświadamiać.
- Przecież to niebezpieczne! Podobno od śmierci Aragoga nie możesz tam wchodzić, bo ci tego zabroniły.
- I to właśnie będzie wasze zadani. Trzeba je przekonać, aby znowu stały się nam przychylne. No i dawno nie rozmawiałem z wdową po Aragogu. Chcę wiedzieć jak się czuje.
-Hagridzie ty kompletnie ogłupiałeś! Jak możesz żądać od nas, żebyśmy dobrowolnie weszli do gniazda tych potworów?! Przecież to tak, jakby samemu strzelić sobie Avadą w głowę!
-Minus dziesięć punktów dla Slytherniu za mylenie inteligentnych zwierząt z potworami i  jeszcze minus dwadzieścia za krzyczenie i obrażanie nauczyciela.
- Te twoje inteligentne zwierzęta mało nie zżarły w drugiej klasie Harry’ego i Rona!
- Riddle ostrzegam cie, jeszcze raz podniesiesz na mnie głos to odejmę z pięćdziesiąt punktów i dostaniesz kolejny szlaban.
Hermiona widząc, ze w ten sposób nic nie wskóra cofnęła się w stronę przyjaciół.
-Miejcie się na baczności i cały czas różdżki w gotowości.
- O co chodzi?
-Naszym dzisiejszym zadaniem jest ucywilizowanie stada akromantuli. Dobrze myślicie  Hagrid prowadzi nas do ich gniazda.
-Ale czy to nie one…?
- Tak Ginny to one prawie zjadły Harry’ego i twojego brata.
- Czy on do reszty zgłupiał?- zapytał Malfoy.- Przecież jak nasi starzy się o tym dowiedzą to mu nie darują.
- Dobra cicho teraz jesteśmy już blisko. Różdżki.- syknęła jeszcze.
- Jesteśmy na miejscu.- zawołał z przodu gajowy.
Powoli wchodzili do królestwa wielkich pajęczaków. Byli już w środku, stali obok siebie. W pewnym momencie usłyszeli złowrogi kliknięcie. Zaraz potem następne. Powstał chór kliknięć szczypiec. Powoli odwrócili się i zobaczyli sześć pająków zamykających nićmi przejście. Kolejnych kilkanaście okrążało ich z każdej strony.
- Miałeś tu nie przychodzić Hagridzie.- zaczął jeden z nich.
- Ja ten … przyszedłem odwiedzić starych znajomy. Dawno się cholibka nie widzieliśmy. Oni- wskazał na przyjaciół- tak samo jak ja chcą się z wami zaprzyjaźnić.
Zaciśnięcie kręgu przez pająki.
- Na pewno. Szczególnie, że każde z nich jest w pełnej gotowości do walki i celuje do nas z różdżki.
- To.. to konieczne środki bezpieczeństwa. Może usiądźmy i pogadajmy jak za starych dobrych czasów.- gajowy coraz bardziej się denerwował.
Kolejne zbliżenie pająków do przyjaciół.
- Mówiąc stare dobre czasy masz na myśli te, w których Aragog nie pozwalał nam ciebie zjeść?- upewnił się- Cóż, teraz on już nie żyje w dodatku ty wykradłeś nam jego ciało. Teraz przyszedłeś do nas więc możemy się zemścić za zabranie posiłku. Ty i twoi uczniowie będziecie wyśmienitym wyrównaniem rachunków. Masz jeszcze jakieś pytania. Przyznaję, ze jestem głodny.- pająki znowu się do nich zbliżyły,
-Stop! Poczekajcie nie wiecie kim jestem. Nazywam się Erik Riddle. A to moje siostry i przyjaciele. Moim ojcem jest Voldemort. Możecie być pewni, że się zemści.
- Mścić może się tylko na Hagridzie. W końcu to on was tutaj przyprowadził. Ja jestem zwierzęciem, rządzą mną instynkty. W prawdzie nie tak duże jak na przykład u wilków, ale zawsze. A teraz już dość tych pogaduszek. Musimy się posilić. Pajęczaki już w ogóle nie kryły się z okrążaniem przyjaciół. Były coraz bliżej, tuż, tuż.
- Teraz!!!- krzyknął Draco.
Przeróżne zaklęcia poleciały ze wszystkich stron w kierunku pająków. Kilka się pomniejszyło, jeden spali, jeszcze inny wił się pod wpływem zaklęcia Cruciatusa, jeden padł nawet martwy. Byli to w większości dorośli już Ślizgoni, którzy byli dziećmi Śmierciożerców i znali naprawdę paskudne zaklęcia. Zazwyczaj ich nie używali, ale teraz chodziło o ich życie. Mimo to ich szanse na przeżycie były niewielkie. Doskonale o tym wiedzieli i dawali z siebie wszystko, aby choć trochę je zwiększyć. Sprawy nie ułatwiał im Hagrid, który biegał wkoło nich krzycząc, aby nie krzywdzić pająków i rozpaczając nad martwymi. Akromantul wciąż przybywało. Nadchodziły nie wiadomo skąd. Byli zamknięci jak w pułapce, przecież pająki zatkały wyjście. Każdy miał po kilka pająków przeciwko sobie samemu. W końcu pająki popełniły błąd i w ich upiornym kręgu powstała dziura- brakowało w niej jednego pająka. Jeden już biegł, aby ją zapełnić, ale było za późno. Pansy zdążyła rzucić zaklęcie Bombarda Maxima w sieci niszcząc je. Kilka pająków wyłamało się z koła i ruszyło naprawiać szkody i to był ich największy błąd.  Z tymi pozostałymi łatwo dali radę. Trzeba było jeszcze pobiec do dziury i pokonać trzy pająki w tamtym miejscu zanim nadejdzie wsparcie. Po chwili biegli już przez las uciekając pogoni. Przez jakiś czas słyszeli złowrogi kliknięcia wielkich szczypiec za nimi. Pędzili potykając się o kamienie i wystające korzenie tak długo, aż nie słyszeli nic oprócz własnych płytkich oddechów i nóg uderzający w podszycie leśne. To właśnie wtedy gdy zatrzymali się wykończeni, łapiąc łapczywie powietrze Ginny zadała to pytanie, które uświadomiło wszystkim, że kogoś spośród nich brakuje- kogoś schwytały pająki.
- Gdzie jest Laura?
*******
Uff. W końcu jest nowy rozdział, Miał być pod koniec tygodnia, ale miałam napływ wszechogarniającej weny i rozdział jest dzisiaj. Przepraszam, że tak długo. Miałam popsuty komputer i wszystko co tam było zostało sformatowane, a mądra ja nie zrobiłam kopii na pendrive, więc ponad pół rozdziału zniknęło. Mam do Was prośbę. Czy każdy kto czyta moje opowiadanie mógłby zostawić komentarz po tym rozdziałem, bo chcę wiedzieć ile osób to czyta. Z góry dzięki.
Pozdrawiam.
Ever :*