22 czerwca 2016

Wielki powrót

Hej. 
Przepraszam, że tak długo nic się nie pojawiało. 
W końcu wakacje i mam nadzieję, że w końcu dokończę rozdział. 
Zostawiam Wam fragment  siedemnastego rozdziału.
Życzę Wam udanych wakacji.
Ever
*******
Draco leżał w łóżku i zastanawiał się nad tym, nad czym zastanawiali się wszyscy jego przyjaciele- gdzie na Merlina jest Hermiona?
Położył się na plecach i wpatrzył się w zielony baldachim łóżka, jednakże nie pojawiła się na nim odpowiedź pomimo przeszywającego wzroku blondyna.
W jednym z zakamarków jego umysłu czaiła się iście ślizgońska myśl z której nie do końca był zadowolony.
Myślał o tym, że jeszcze niedostatecznie rozkochał w sobie Hermionę skoro uciekła i nie wysłała mu nawet sowy, informując, że żyje.
Nadal pamiętał o zawartym w święta zakładzie, prawie trzy miesiące temu.
Irytowało go, że mimo poświęconego Hermionie czasu i tak nie był pewny jej uczuć.
Wiedział, że jej na nim zależy. Jednak czy wystarczająco?
Był to jak do tej pory najdłuższy związek w jakim kiedykolwiek był. Zaczynało go już to powoli nudzić. Chociaż możliwe, że po prostu chodziło o brak seksu.
"Niech szlag trafi Notta i Zabiniego"- pomyślał Draco wbijając ze złością pięść w poduszkę.

13 lutego 2016

Rozdział XVI

Wylądowała na wielkiej polanie otoczonej drzewami.
 Po wyjściu z lasu , choć rozglądała się we wszystkich kierunkach nie mogła znaleźć jakiegokolwiek budynku. Totalne odludzie. Świetnie, o to właśnie jej chodziło. Tak, tu będzie dobrze. Szybko wróciła na polanę.
Uniosła różdżkę w górę, wypowiadając wszystkie znane jej zaklęcia. Od antymugolskich, na antyteleportacyjnych kończąc. Transmutowała najbliższe drzewo w porządny namiot i weszła do środka.
 Zastanawiała się, co ma zrobić. Nie może przecież przez resztę życia mieszkać w lesie. No i za kilka dni stąd też musi odejść. To wszystko było strasznie zagmatwane. Gdy patrzyła wstecz przeklinała samą siebie. Jak mogła być tak naiwna? Po tym wszystkim co wpajał jej Moody. Po przeczytaniu tylu ulotek z ministerstwa. Jak mogła zapomnieć, że Voldemort nie jest kochającym tatusiem, tylko największym na świecie czarnoksiężnikiem, a samo jego nazwisko budzi lęk wśród czarodziei?
Po której stronie teraz stanąć? Dumbledore'a? Nie teraz gdy wie to wszystko. Do ojca także nie wróci. Który wybór będzie mniejszym złem? Który będzie lepszy dla niej samej? Czarny Pan wpadnie w furię, jeśli wybierze Zakon Feniksa. Będzie mścił się na mugolach i czarodziejach. Na to Hermiona nie mogła pozwolić. Wyrzuty sumienia nie dałyby jej żyć. A to oznacza, że ona Hermiona nie ma innego wyjścia. Zaklęła.  Chcąc, nie chcąc znów jest tylko marionetkę w rękach Voldemorta. Jednak na razie nie wróci. Będzie uciekać i nie opowie się po żadnej ze stron dopóki jej nie złapią. Przy odrobinie szczęścia może to bardzo długo potrwać...
*******
Severus Snape szedł szybkim krokiem w kierunku lochów Ślizgonów. Szukał swojej córki i jej najbliższych przyjaciół. Wyszedł zza zakrętu i stanął nos w nos z nimi. Właśnie wracali z kolacji. Odetchnął z ulgą. Przynajmniej jeden kłopot mniej.
- Do mojego gabinetu. Natychmiast. Wszyscy.- mężczyzna nie bawił się w żadne wyjaśnianie. To i tak trwało już zbyt długo. - Weasley profesor McGonagall cię szuka. - zbył młodą Gryfonkę.
Uczniowie potulnie skierowali się we wskazanym kierunku. Każde z nich szperało w zakamarkach sumienia zastanawiając się, co tym razem przeskrobali.
Weszli do środka, a drzwi zatrzasnęły się za nimi z hukiem przyprawiając ich o dreszcze. Był to nadal ten sam pokój. Księgi na półkach za biurkiem, a na reszcie ścian regały ze słojami w których pływały z reguły obrzydliwe niezidentyfikowane składniki eliksirów.
-Wskakujcie po kolei do kominka. Czarny Pan wzywa was wszystkich.
- Nas? Ale przecież my... - zaczęła Camile.
- Nie wiem dlaczego chce was widzieć. Wszystkiego dowiemy się na miejscu. Tu macie proszek.-dodał zdenerwowany.
Każde po kolei znikało. W końcu wszyscy stali w jednym z ogromnych pokoi w Riddle Manor. Skierowali się do jadalni, bo to stamtąd dochodziły odgłosy rozmowy.
- Wejdź Severusie czekamy już tylko na was.- powiedział Voldemort, gdy stanęli w drzwiach.
Cała ósemka zajęła miejsce w kręgu otaczającym Czarnego Pana.
- Zapewne zastanawiacie się dlaczego was tutaj tak nagle wezwałem. Nawet moje dzieci i innych uczniów Hogwartu... Hermiona uciekła. Nie potrafię jej namierzyć. Dobrze się ukryła. W końcu jest bardzo utalentowaną czarownicą. Dowiedziała się o rzuconym na nią uroku, który osłabił jej więzi z przyjaciółmi.
- Co takiego?!  Rzuciłeś na nią urok?! Nie wierzę.-odezwała się Pansy, na jej twarzy malował się szok. Nie dziwię się jej, że uciekła! Jak mogłeś zr..?!
- Teraz nie jest istotne twoje zdanie. -przerwał jej Voldemort. Zadaniem was wszystkich jest odnalezienie jej. Czy macie jakieś pomysły, gdzie mogła uciec?
- Panie, a jej mugolscy przybrani rodzice? Może to tam się schowała.- powiedział uniżonym tonem Dołohow.
- Już to sprawdziłem. Pusto. Zajrzyjcie w każdy kąt w każdy zagajnik, w każda jaskinię, do każdego domu. Nie obchodzi mnie w jaki sposób to zrobicie. Macie ją odnaleźć!- ryknął na poddanych, którzy skulili się ze strachu. Śmierciożercy rozpierzchli się. Voldemort nie miał wątpliwości, że przeszukają cały glob. W przeciwnym wypadku spotka ich gniew Lorda Voldemorta.
*******
Hermiona siedziała w głębokim fotelu zatopiona w myślach. W pewnym momencie usłyszała trzask łamanej gałęzi. To mogli być tylko oni. Śmierciożercy. Już? Po kilku dniach?  Tak szybko ją znaleźli? Wybiegła z namiotu. Nikt jej teraz nie widział, ale w każdym momencie za pomocą kogoś z ministerstwa mogą ściągnąć czary ochronne. Nie ma na co czekać. Hermiona jednym machnięciem różdżki zwinęła zielony namiot. Nie starała się nawet zatrzeć śladów swojej obecności takich jak chociażby wypalony krąg po ognisku. To nie ma sensu, a w ten sposób zaoszczędzi trochę czasu. Przystanęła i wsłuchała się w głosy mężczyzn. 
- Tak. Coś jest ukryte w tym miejscu. Nie mogę patrzeć bezpośrednio na wprost. To chyba zaklęcie zwodzące. 
- Mancair deportował się już po kogoś z ministerstwa, żeby ściągnął te czary. 
Hermionie to wystarczyło. Wyciągnęła różdżkę i cofnęła jedno z zaklęć. Zaklęcie antyteleportacyjne nie będzie tu już potrzebne. Z cichym niesłyszalnym dla nich trzaskiem teleportowała się w inne, tylko jej znane miejsce. 
*******

Tymczasem Śmierciożercy patrzyli jak Medasor likwiduje wszystkie zaklęcia. Gdy przestały działać Carrow podszedł do obozu. 
- Ktoś tu był i to całkiem niedawno. Węgle są jeszcze ciepłe. - dodał wskazując na pogorzelisko. - Rozejrzyjcie się może znajdziemy jakieś wskazówki kto to był i gdzie teraz jest. 
Mężczyźni posłusznie zabrali się do poszukiwań. po kilku minutach Shunpike podszedł do Amycusa. 
- Spójrz co znalazłem. - powiedział kładąc mu coś na dłoni. 
 Była to bransoletka. Miała kilka rzemyków na której wisiały złoty kluczyk i kryształowe serduszko z ametystu oraz zawieszka z nazwą jakiegoś producenta. Była zapinana na mały magnes. 
- Może na coś nam się przyda.- stwierdził chowając ją do kieszeni.- Chyba nic tu już nie ma wracamy. - zarządził.
Po chwili na malutkiej polance nie było już nikogo z wyjątkiem kilku małych zwierzątek przysuwających się do ciepła.
*******
Śmierciożercy stali w małych grupkach. Patrzyli na siebie ukradkiem, zastanawiając się, czy ktoś z nich ma do przekazania tę najbardziej pożądaną odpowiedź.
Wreszcie nadszedł Czarny Pan. Wszyscy wyprostowali się jak struny. Każdy z nich patrzył w swojego przywódcę, czekając, aż ten przemówi.
- Witajcie. Mam nadzieję, że przynieśliście mi dobre wieści. Lucjuszu, może Ty pierwszy. Czy znalazłeś jakikolwiek ślad po moim dziecku?
- Niestety panie przeszukaliśmy całą południową Anglię. Po dziewczynie ani śladu.
- A Ty Avery? Co masz mi do przekazania?
- Niestety panie ja także nie mam dobrych wieści.- mężczyzna schylił głowę
- Bello?
Kobieta pokręciła tylko przecząco głową.
- To jedna dziewczyna! A was jest ponad setka! - wybuchnął Voldemort.- Jak długo macie zamiar gonić za nią po całym świecie i bawić się w kotka i myszkę?!
- Panie..
- Nie przerywaj mi Amycusie, chyba, że masz bardzo dobry powód.
- Tak panie, dziś moja grupa znalazła kobiecą bransoletkę.- powiedział wyciągając ja z kieszeni i podając Czarnemu Panu. Chwilę przed tym musieliśmy ściągnąć z  tego miejsca zaklęcia ochronne. Wszystko wskazywało na to, że ktoś teleportował się stamtąd kilka minut przed ich zdjęciem. - tłumaczył szybko mężczyzna. Wyciągnął opisywaną bransoletkę i podał swemu Panu.
Voldemort obejrzał ją dokładnie. Po chwili podniósł wzrok, patrząc na Lucjusza.
- Przyprowadź natychmiast Dracona i Pansy.
Blondyn posłusnie ruszył wykonać polecenie.
- Dziękuję Amycusie. Być może ta rzecz do czegoś nas doprowadzi. Alecto czas na Twój raport.
- Tak jest panie, jak dobrze wiesz ja przeszukałam całą Oceanię. Jednak na pewno nie tam udała się Twoja córka, panie. Nie znalazłam po niej żadnego śladu.
W tym momencie wrócił Lucjusz prowadząc ze sobą dwójkę nastolatków, którzy rozglądali się wkoło zdezorientowani.
- Podejdzie bliżej. Mam do was jedno pytanie. Spójrzcie na to. Amycus znalazł dziś tę bransoletkę podczas poszukiwań Hermiony. Podejrzewamy, że może należeć do niej. Powiedziecie, czy rozpoznajecie ją?
Pansy podeszła do ojca i wzięła błyskotkę do ręki.
- Tak to na pewno bransoletka Hermiony. Dostała ją niedawno od Pottera na przeprosiny za jego zachowanie w Sylwestra. Czy mogę ją wziąć? Oddam ją Hermionie, gdy wróci.
- Właściwie to tak. Dziękuję Ci. Słyszeliście? Amycus prawie złapał Hermionę. Natychmiast ruszajcie na dalsze poszukiwania.- rozkazał poddanym.
- To jest bez sensu. - wtrąciła nagle Pansy.
- Co takiego? - spytał Voldemort.
- Każesz im miotać się po całym świecie jak myszy w klatkach, a to nie ma najmniejszego sensu, ponieważ oni i tak i nie znajdą Hermiony, dopóki ona sama tego nie zechce.
- Twoje zdanie w tej kwestii mnie nie interesuje.- warknął Czarny Pan.- Gdy mówię, że Hermiona ma zostać znaleziona, to tak będzie.
Pansy spojrzała mu śmiało w oczy w taki sposób, w jaki nie odważył by się żaden śmierciożerca.
- Zobaczymy kto ma rację. - oświadczyła lodowatym tonem i wymaszerowała z pomieszczenia.
- Co wy tu jeszcze robicie?- zagrzmiał Czarny Pan wściekły, że podważono jego autorytet.-Macie iść jej szukać!
*******
Ginny chodziła nerwowo po pokoju. Sześć kroków, obrót o dziewięćdziesiąt stopni w prawo, cztery kroki, kolejny obrót o dziewięćdziesiąt stopni w prawo, sześć kroków w przód i tak w kółko wydeptywała mały prostokąt na dywanie. Gdy ktoś zapukał do drzwi nawet nie zareagowała.
- Mogę? - usłyszała czyjś głos. Odwróciła głowę i zobaczyła Zabiniego.
- Skoro musisz.- odpowiedziała idąc kolejne cztery kroki do przodu.
Blaise widząc zdenerwowanie dziewczyny nic nie powiedział, tylko usiadł na łóżku i czekał. Znał dziewczynę już na tyle dobrze, że wiedział, że jeśli poczeka to sama mu powie, a jeśli zacznie wypytywać to nie dowie się niczego. Siedział cicho podczas gdy Ginny nadal uparcie chodziła w kółko.
Nie pomylił się. Po chwili ustała raptownie, spoglądając na chłopaka.
- No i co ona sobie do cholery myśli?! Najpierw znika na ponad tydzień wtedy w czasie świąt nie dając znaku życia, a teraz znów to samo. - nie wiadomo kiedy nogi ugięły się pod nią a z oczu zaczęły płynąć łzy. 
Chłopak przytulił ją do siebie i poddał chusteczkę.
- Dzięki. Jak to jest, że ostatnio cały czas przy tobie płaczę? - mruknęła.
- Ginny spokojnie, na pewno nic jej nie jest. 
- Oczywiście, że nic jej nie jest- to Hermiona. 
- To przez niego...- zaczęła- to przez niego, albo Malfoy'a przysięgam zabiję go.
- Hej, spokojnie. Draco na pewno nic nie zrobił, jest tak samo bezradny jak my.- powiedział Blaise, choć nie do końca przekonany o niewinności przyjaciela, przypominając sobie ich szczeniacki zakład. Miał jedynie nadzieję, że blondyn porzucił już ten głupi pomysł. 
Jego rozmyślenia przerwał dotyk czyichś warg na jego. Ze zdziwienia wytrzeszczył oczy. Ruda go całowała! Świat zwariował. Nim Blaise zdążył odwzajemnić pocałunek dziewczyna odsunęła się od niego. Była tak czerwona, że jej twarz i włosy miały taki sam kolor. 
- Przepraszam Cię. Ja.. Przepraszam, nie myślałam o tym co robię i...
- Jak dla mnie możesz częściej nie myśleć.- mruknął przyciągając ją do siebie i całując ją delikatnie/
*******
Hermiona chodziła nerwowo w tą i z powrotem wzdłuż wejścia do namiotu.
 Czuła się jak szczur w klatce. Nienawidziła ciasnej przestrzeni i ograniczeń. Uwielbiała duże jasne pomieszczenia i łono natury. 
Była zła na samą siebie. Wiedziała już, że ucieczka nie była najlepszym pomysłem. Zachowała się jak tchórz. Musi w końcu przestać się ukrywać...
*******
Hej. 
Przepraszam, przepraszam przepraszam.
Nic nie usprawiedliwia mojej nieobecnośći. ;c
Jeszcze raz przepraszam..
Mam nadzieję, że rozdział przypadnie Wam do gustu. ;)
Do usłyszenia. :)
Ever :*