6 listopada 2015

Puk puk..

Witajcie. 
Na początku przepraszam za dłuuugą nieobecność, na swoje wytłumaczenie mam tylko jedną rzecz - liceum, ale teraz chciałabym zacząć znowu pisać. Czy mi to wyjdzie? Mam nadzieję, że tak. 
Koniec gadania, czas zabrać się do pracy. Lecę pisać.
Ściskam
Ever
PS. Co chciałybyście najpierw kolejny rozdział, czy drugą część miniaturki Bigamista?

13 maja 2015

Rozdział XV

Po wypowiedzeniu hasła od razu ruszyła w kierunku pokoju dzielonego z dziewczynami. Kątem oka zauważyła, ze kilkanaście osób kręciło się po Pokoju Wspólnym i przygotowywało go do imprezy. Wszystkie już siedziały i na nią czekały.
- Hej. Gotowe na dzisiejsze szaleństwo? - zapytała z szerokim uśmiechem. Miała dziś doskonały humor i zamierzała świetnie się bawić.
- Jasne. Skoro jesteś to możemy zaczynać.
- Okej. To ja mogę zrobić wam makijaż. - zaoferowała się Camile.
- W takim razie włosy to moja działka. - zdecydowała Laura.
- To ja poszukam jakichś sukienek na dzisiaj. - orzekła Hermiona.-  A ty Pan możesz już zacząć się szykować.
- Ok.- powiedziała dziewczyna i usiadła na obrotowym stołku naprzeciwko Camile i Laury.- Słuchajcie laski macie się postarać. Teodora ma ściąć z nóg jak mnie zobaczy. Jasne? - zapytała patrząc na nie z wymuszonym srogim spojrzeniem.
- Jak sobie życzysz o pani.-  Laura wykonała teatralny ukłon w jej kierunku.
- Koniec gadek. Zabieramy się do roboty.- zarządziła Camile.
Hermiona zabrała się za to za przeszukanie ich wielkiej wspólnej szafy. Można było w niej znaleźć dosłownie wszystko. Od dresów po seksowne kreacje na imprezę. Z powodu rozmiarów szafy nie miała łatwego wyboru. Jednak w końcu wybrała odpowiednie kreacje.
Teraz była jej kolej, gdyż wszystkie dziewczyny były już pomalowane i uczesane. Laura postanowiła wyprostować jej włosy. Teraz sięgały aż do łopatek.  Natomiast Camile mocno podkolorowała jej oko używając do tego kolorów w różnych odcieniach czerni i szarości. Nadszedł czas na sukienki.
Laura ubrała króciutką turkusową sukienkę ze złotym pasem, która podkreślała jasną karnację dziewczyny i idealnie komponowała się z jej blond włosami.
Pansy założyła czarną, koronkową sukienkę z długimi rękawami. Jej włosy były ułożone w loki, które spływały z jednej strony wprost na sukienkę.
Camile przypadła bordowo-czarna sukienka na ramiączkach z górą wykonaną ze skóry. Jej włosy dzięki łatwemu zaklęciu nabrały objętości. Były rozpuszczone i ułożone po obu stronach jej głowy.
Dla siebie Hermiona wybrała także sukienkę na ramiączkach. Gorset posiadał wzór w panterkę i srebrny zamek. Natomiast dół był wykonany z czarnego zwiewnego materiału i z tyłu był trochę dłuższy. Jej włosy były po prostu rozpuszczone.

Gotowe dziewczyny ruszyły w kierunku Pokoju Wspólnego. Miękkie kanapy zostały ustawione po trzy  pod ścianami, aby zrobić więcej miejsca do tańczenia. Zniknęły regały z książkami, a zamiast nich pojawił się wielki bar.
Było parę minut przed dwudziestą i zdążyły zauważyć Blaise'a wymykającego się gdzieś z kwaśną miną.
- Diabeł odpuszcza sobie imprezę? Przecież to do niego niepodobne.- zdziwiła się Pansy pamiętając codzienne imprezy organizowane przez chłopaka w Riddle Manor.
- Nie robi tego dobrowolnie. Ma szlaban u Snape'a - zachichotała Camile. 
- Och, no tak. Za tą szopkę na eliksirach.
- Koniec gadania o Zabinim i jego szlabanie. Przyszłyśmy się tu zabawić.- zarządziła Laura. - Na co  macie ochotę? Kremowe piwo, a może Ognista?- zapytała z iście malfoyowskim błyskiem w oku.
- Chodźmy. Wybierzemy coś przy barze. 
Po wypiciu kilku drinków ruszyły w wir zabawy- mimo wczesnej pory wszyscy świetnie się bawili. Hermiona także postanowiła się odprężyć i niczym się dziś nie przejmować. 

*******
Wściekła Ginny czekała na tego idiotę, który od samego rana działał jej na nerwy.  Stała pod gabinetem Snape'a. Gdyby nie Zabini i jego durne zaczepki nie tkwiła by tutaj, tylko byłaby na imprezie u Ślizgonów, o której wspomniał jej Teodor. Postanowiła, że i tak na nią pójdzie po szlabanie- jeśli Snape nie każe zrobić im czegoś pracochłonnego. W końcu w głębi korytarza ujrzała ciemną sylwetkę chłopaka, który leniwym krokiem zbliżał się w jej kierunku. 
- Witaj Ginny.
- No nareszcie jesteś. Ile można czekać. Niektórzy mają też inne plany.
- Hmm, czyżbyś mówiła o imprezie w moim domu? Masz zamiar się tam pojawić? Będziemy się świetnie bawić.- chłopak jak zwykle bezbłędnie odkrył jej zamiary.
- Nie twój interes, a poza tym nawet jeśli to i tak na pewno nie z tobą.- warknęła. Lubiła Blaise'a, ale ostatnimi czasy strasznie ją wkurzał.
- No nie wiem, czy nie mój bo w końcu to dzieje się w moim domu. Poza tym...- nie dokończył, ponieważ w drzwiach pojawił się profesor.
- Dzień dobry.- powiedziała Ginny.- mężczyzna skinął jej głową i ruchem ręki wskazał, żeby weszli do środka i poszli za nim.
Tak też zrobili, a po chwili byli w wąskim, ale długim pomieszczeniu pełnym regałów z małymi szufladkami. 
- To spis wszystkich składników eliksirów, które znajdują się w szkolnym magazynie. Waszym zadaniem jest ułożenie go w porządku alfabetycznym. Nie wyjdziecie stąd dopóki nie skończycie. Miłej pracy.- mruknął i wyszedł, a para załamanych uczniów spojrzała po sobie. 
Wzięli się do pracy.Chłopak wyciągnął pierwszą z brzegu szufladę, gęsto wypełnioną małymi, zakurzonymi karteczkami, zapisanymi gęsto drobnym pismem. Jęknął na ich widok.
Przez jakiś czas pracowali w milczeniu, jednak po godzinie Blaise ją zagadnął.
- Czemu zerwałaś z Potterem?
- Po prostu miałam dość tego jak traktował mnie i Hermionę.
- No tak, ale ją przeprosił. Wrócisz teraz do niego?
- Nie. Wiesz, chyba z niego wyrosłam. Harry podobał mi się odkąd pamiętam, jednak teraz nic do niego nie czuję. - odpowiedziała i wróciła do pracy.
- Ginny? - zapytał znowu.- A.. a co będzie z waszą przyjaźnią, twoją i Hermiony? Przecież wy stoicie po przeciwnej stronie barykady. - spojrzał na nią i zobaczył jej trzęsącą się brodę. - Hej, co jest? Przepraszam, jeśli jestem zbyt wścibski. 
- Nie Blaise nic się nie stało.- powiedziała i rozpłakała się na dobre.
Chłopak widząc w jakim jest stanie podszedł i po ludzku ją przytulił. Dziewczyna przylgnęła do niego, szlochając.
- Widzisz, bo ja nie wiem co mam robić. Boję się tego, że pewnego dnia możemy być zmuszone do walki ze sobą. Już teraz rodzice nie dają mi spokoju. Przysyłają mi wyjca co tydzień, wrzeszcząc, żebym się w końcu opamiętała. 
- Ciii. Być może wcale nie będziecie musiały ze sobą walczyć. Wątpię, żeby Czarny Pan pozwolił Hermionie, czy Pansy wziąć udział w bitwie. Proszę.- podał jej chusteczkę- Wytrzyj się i bierzmy się do roboty. Chyba, że nie chcesz już iść na imprezę?
- Dzięki. Masz rację skończmy to szybko. -powiedziała siadając przy stole.
*******
Było już po drugiej. Większość uczniów powoli rozchodziła się do swoich domów. Hermiona od jakiegoś czasu już nie tańczyła, tyko siedziała na kolanach Draco.  Teraz przyglądała się Pansy tańczącej wolno z Teo. Z powodu wypitego alkoholu obraz zaczął jej się rozmazywać, a powieki opadać. Wtuliła się mocnej w blondyna. 
- Hej nie zasypiaj. - mruknął jej do ucha. - Chodź zatańczymy. -pociągnął ją w stronę parkietu.
Leciała akurat jakaś wolna piosenka i Hermiona ponownie przytuliła się do chłopaka, kołysząc się powoli. 
Myślała o tym, jak w ciągu ostatnich miesięcy zmieniło się jej życie. Poznała swoich prawdziwych rodziców. Ona sama zmieniła się. Przypomniała sobie Sylwestra w Norze. To jak potraktowali ją chłopaki i jak Ginny stanęła w jej obronie, wtedy nie musiała z nimi walczyć i poprosiła ojca, aby nikogo nie zabili. Wtedy się udało nie musiała celować różdżką do swoich dawnych przyjaciół, a jak będzie tym razem? Nie wyobrażała sobie też, że Harry miałby zginąć w walce z Voldemortem, albo na odwrót. Jak ma wybierać pomiędzy najlepszym przyjacielem, a rodzicem? Podobno serce zawsze mówi, jaką decyzję należy podjąć, jej własne mówiło jej tylko, że jest śmiertelnie przerażone...
Piosenka skończyła się i Hermiona podeszła do baru czegoś się napić. Rozejrzała się po pokoju. Zostali już sami Ślizgoni, którzy jeszcze nie tak dawno mieszali ją z błotem.  Nic już nie było takie jak kiedyś. Wrogowie stali się przyjaciółmi..
- Wszystko ok? - zapytał Draco. Dziewczyna spojrzała na niego mrugając oczami. Chłopak także jeszcze nie tak dawno temu był jej wrogiem. A teraz?  Teraz kochała go i była gotowa oddać za niego życie.
- Tak, czemu pytasz? - odpowiedziała.
- Po prostu nic nie mówisz.
- Zamyśliłam się. Usiądziemy? Padam z nóg.
- Chcesz iść spać?
- Nie. Obiecałam Ginny, że na nią poczekam.
Usiedli, a pokój powoli pustoszał. 
W pewnym momencie poczuła, że chłopak zsuwa jej ramiączko sukienki i całuje jej ramię.
- Draco opanuj się nie jesteśmy sami. - fuknęła na niego.
- Skarbie tu nikogo nie ma. - powiedział śmiejąc się cicho.
Hermiona rozejrzała się po pomieszczeniu i zobaczyła, że faktycznie zostali sami. Odwróciła się w stronę Malfoy'a. Złapała obiema dłoni jego twarz i spojrzała mu głęboko w oczy. A potem pocałowała go mocno. Blondyn oddał z pasją jej pocalunek. Jego ręka nie wiadomo kiedy znalazła się pod jej sukienką, masując pierści. Dziewczyna wplotła palce w jego włosy, przyciągając go jeszcze bliżej siebie. 
Nagle usłyszeli głośnie chrząknięcie i oderwali się od siebie jak oparzeni. W progu stała Ginny z Diabłem. Na twarzy malował się czysty szok, za to na twarzy Blaise'a wykwitł iście diadelski uśmieszek. Do Hermiony zaczęło docierać, co właśnie była gotowa zrobić. Owszem chciała zrobić to z Draconem, ale nie w taki sposób, nie gdy oboje byli nieźle wstawieni. Obecnie dziękowała Merlinowi, za to,  że ta dwójka weszła do salonu.
- Widzę, że wam przeszkadzamy. My już w sumie idziemy. Mieliśmy nadzieję, że zdążymy się jeszcze załapać na imprezę, ale Snape tak nam dowalił, że myślałem, że do końca roku się nie wyrobimy.- Zabini jak zwykle nie zapomniał języka w gębie. 
- Tak, dokładnie. Wiecie co, skoro wszystko się już skończyło, to ja pójdę już do wieży Gryffindoru, zanim Filch mnie nakryje. Pa- jak oparzona niemal wybiegła z pokoju wspólnego.
- To ja też idę już spać. - powiedziała Hermiona pochylając się nad Draconem i całując go w policzek.- Dobranoc.
Dziewczyna skierowała się w stronę dormitorium, które dzieliła z dziewczynami, po chwili znikła za drzwiami.
Blondyn spojrzał ze złością na przyjaciela.
- Dzięki stary.- warknął i ruszył w kierunku swojego dormitorium prefekta, zostawiając Blaise'a samego z głupią miną na środku pokoju.
*******
 Następnego dnia była sobota i Hermiona postanowiła, że odwiedzi Riddle Manor. Ostatnio jak tam była zostawiła parę książek, które były jej potrzebne. Dlatego zaraz po śniadaniu powiedziała Blaise'owi gdzie idzie i ruszyła przez błonia w kierunku głównej bramy. Delikatny wiaterek rozwiewał jej włosy, a słonie przyjemnie ogrzewało twarz. Był marzec i gdzie nie gdzie widać było pączki pierwszych liści. Zaraz po opuszczeniu terenu szkoły zamknęła oczy wyobrażając sobie piękny zimowy ogród, jaki zapamiętała i okazały dwór. Po chwili poczuła szarpnięcie, a gdy otworzyła oczy zobaczyła to, o czym przed chwilą myślała, tylko że zimowy ogród zmienił się nie do poznania. Wszędzie było widać budzące się do życia rośliny. Dziewczyna szła jak zaczarowana w kierunku drzwi.
Gdy tylko je otworzyła usłyszała głośny wrzask Voldemorta
- Hermiona nigdy nie ma się o tym dowiedzieć!!!
Zaciekawiona do najwyższego stopnia weszła do hallu i skierowała się do gabinetu ojca. To stamtąd, przez otwarte drzwi dochodziły te krzyki. W środku na kanapie siedziała Amanda, a  obok niej stał Tom z różdżką skierowaną w stronę podłogi. U jego stóp leżała kupa jakiś szmat. Oboje stali tyłem do niej. 
- O czym mam się nigdy nie dowiedzieć? - zapytała spokojnie. Jej rodzice odwrócili się gwałtownie i trudno powiedzieć na której twarzy malował się większy szok. Dziewczyna podeszła bliżej i z przerażeniem zauważyła, że to co wzięła wcześniej za kupę szmat, było trupem młodego śmierciożercy. Znała go. On także pomagał im w walce z pająkami. - I dlaczego on nie żyje?- zapytała
- To nieistotne Hermiono. Alex po prostu nie potrafił utrzymać języka za zębami.- odparł Tom
- Skoro to nieistotne, to dlaczego go zabiłeś?! -  krzyknęła Hermiona.
- Przestań histeryzować.  Trwa wojna. W jej prawa jest wpisane ginięcie ludzi.
- Chcę wiedzieć co takiego chcesz przede mną ukryć.
- Nie dowiesz się tego. Wyjdź zanim będę zmuszony zrobić ci krzywdę. - powiedział Czarny Pan wyraźnie tracąc cierpliwość.
- Powiedz mi prawdę. - nie ustępowała.
- Sama się o to prosiłaś.- powiedział podnosząc różdżkę. Jednak Hermiona była szybsza. Była przygotowana od momentu, gdy zobaczyła zwłoki leżące na podłodze.
- Expelliarmus! - krzyknęła rozbrajając Toma.- A teraz powiedz mi prawdę.- powiedziała
- Nie dowiesz się jej.
- Tom powiedzmy jej. - odezwała się nagle Amanda.
- Nie!!! - ryknął
- Hermiono, gdy cię odnaleźliśmy rzuciliśmy na ciebie urok.- powiedziała nie zwracając uwagi na sprzeciw męża.
- Co to za urok?
- Wykorzystaliśmy moc śmierciożerców, aby narzucić na ciebie czar, który sprawi, że łatwo zapomnisz o przyjaciołach i zaakceptujesz nas. Wiedzieliśmy też, że po pewnym czasie czar przestanie działać zwracając ci swobodę.
- Czego najlepszym dowodem jest to, że znowu przyjaźnisz się z Poterr'em.- powiedział z odrazą Voldemort.
- Kto o tym wie?- zapytała zszokowana. Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy. Po raz kolejny okazało się, że jej życie jest jednym wielkim kłamstwem. Ledwie odbudowała świat, który legł w gruzach kilka miesięcy temu,a znów jest niszczony. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego to właśnie jej przydarza się coś takiego. Co zrobiła światu, że tak ją kara?
- Wszyscy dorośli śmierciożercy. - padła odpowiedź.
- A czy Draco.. Pansy... Erik...?
- Nie, oni nic nie wiedzieli.- powiedziała Amanda i podeszła, aby przytulić dziewczynę. Ta jednak odsunęła się ze wstrętem.
- Nie dotykaj mnie. Nienawidzę was. Co ja wam takiego zrobiłam? Najpierw Dumbledore, a teraz wy. Nienawidzicie, go za to, co zrobił, a sami dokonaliście tego samego. 
- Hermiono..
- Nie, już nigdy więcej wam nie zaufam. Nie ważcie się ponownie rzucać na mnie uroku i tak mnie nie znajdziecie. - powiedziała wycofując się z gabinetu.
- Hermiono wróć się!- krzyknął Tom.
- Nie. Nie masz już nade mną żadnej władzy.
Biegiem ruszyła w kierunku wyjścia. Chciała teleportować się z tego domu. Każda sekunda spędzona w tym domu była udręką. Wiedziała, że Tom nie posłucha jej i za chwilę będą jej szukały hordy śmierciożerców. Do tego czasu musi być już ukryta i odporna na wszelkie uroki. Od teraz musi udawać, że jej świat wcale nie zawalił się ponownie...

*******

Witam! :D 
Rozdział w końcu dodany. 
Byłby dużo wcześnej, ale szkoła, egzaminy, zepsuty komputer- jednym słowem armagedon.
Czekam na Wasze opinie w komentarzach.
Ściskam
Ever :*

9 kwietnia 2015

Bigamista cz. I


Dwudziestoczteroletnia kobieta weszła do mieszkania z porannymi zakupami. usłyszała szum wody dochodzący z łazienki i już wiedziała, że Ron bierze prysznic, aby za chwilę zjeść z nią śniadanie. Uśmiechnęła się na wspomnienie wczorajszej nocy.  Ukochany Rudzielec nadal ją zaskakiwał. Byli małżeństwem od czterech lat. Pobrali się ledwo co każde z nich skończyło dwadzieścia lat- wymagany w świecie czarodziei wiek do zawarcia małżeństwa. Ich małżeństwo- jak to w małżeństwie bywa- miało swoje wzloty i upadki, ale zdecydowanie należało do udanych. . To Ron pracował i ich utrzymywał, z czego był bardzo dumny- po ubogim dzieciństwie w końcu mógł sobie na wiele pozwolić. Hermiona widząc jaką sprawia mu to radość zrezygnowała z życia zawodowego i zajmowała się domem. Do pełni szczęścia brakowało im tylko dziecka. Niestety, Ron był bezpłodny. Oprócz dziecka Hermiona pragnęła jeszcze tylko jednej zmiany w ich życiu. Mianowicie chciałaby, aby jej mąż był częstszym gościem w ich domu, jednak jego praca nie pozwalała mu na to z powodu licznych wyjazdów służbowych. Z Hermioną spędzał średnio dwa dni w ciągu tygodnia, a zdażało się, że i tych dwóch dni nie było, ale kochali się i każdą wspólnie spędzoną chwilę starali się wykorzystać w maksymalnym stopniu.
Hermiona wzięła się za przygotowywanie śniadania. Po chwili z łazienki wyszedł Ron.
- Dzień dobry kochanie. - powiedział i pocałował ją w policzek. Pachniał swoim szamponem do włosów, którego zapach uwielbiała.- Pomóc ci w czymś?
- Witaj. Właściwie już kończę, ale jeśli chcesz to możesz zaparzyć herbatę. - odpowiedziała, kładąc plasterek wędliny na posmarowanej masłem bułce.
Usiedli do śniadania. Obydwoje cieszyli się, że mogą spędzić ze sobą trochę czasu, bo prawdopodobnie po posiłku Ron wyjedzie w kolejną delegację. Nie pomylili się. Pod koniec posiłku w okno zastukała sowa z listem do mężczyzny. Ten przeczytał go szybko i wytłumaczył Hermionie, że musi już wychodzić, pożegnał ją długim, namiętnym pocałunkiem i już go nie było.
Dziś była sobota. Kobiecie zazwyczaj każdy sobotni poranek mijał na posprzątaniu całego mieszkania. Posprzątała kuchnię i ruszyła w kierunku sypialni. Przy poprawianiu poduszek leżących na łóżku zobaczyła kawałek skórzanego materiału wystającego spod łóżka. Wiedziona kobiecą ciekawością ukucnęła i pociągnęła za skrawek, jednak coś go blokowało. Nachyliła się i zobaczyła, że końcówka paska, który trzymała w ręce kończył się... w podłodze. Zaintrygowana odsunęła łóżko jednym machnięciem różdżki. Pasek był przytrzaśnięty przez klapę od ukrytej skrytki. Zdziwiła się. Dlaczego Ron nic jej o niej nie powiedział? Podważyła klapę i jej oczom ukazała się wypchana skórzana torba. Nie było żadnych zabezpieczeń- widocznie Ron uznał, że Hemrmiona jej nie znajdzie. Otworzyła torbę, a na jej kolana wysypały się stosy dokumentów, a małe buteleczki z jakimś eliksirem potoczyły się z cichym pobrzękiwaniem po podłodze. Palce aż ją świerzbiły. Była bardzo ciekawa co to za papiery, jednak szanowała cudzą prywatność. W końcu mimo wyrzutów sumienia sięgnęła po pierwszą z brzegu kartkę- w końcu ma prawo wiedzieć co znajduje się w jej własnym domu.
To co przeczytała sprawiło, że jej poukładane i szczęśliwe życie zniknęło z powierzchni ziemi, jakby przez jej serce i umysł przeszło tsunami niszcząc wszystko co napotkało na swojej drodze, a uśmiech zniknął z jej twarzy niczym wymazany gumką.
To był akt małżeństwa. Akt małżeństwa Rona. Jednak to nie jej zdjęcie było obok zdjęcia jej ukochanego. Znajdowało się tam zdjęcie pięknej czarnowłosej kobiety o zielonych oczach. Według tego dokumentu nazywała się Anastasia Grend-Mind. Nazwisko Mind tkwiło także przy imieniu Rona. Hermiona nie chciała dopuścić do swojej świadomości tego, co właśnie odkryła. Jej ramionami wstrząsnął niekontrolowany szloch. Osunęła się na podłogę i pogrążyła w rozpaczy. Łzy nie chciały przestać płynąć. Wciąż znajdywała nowe do wypłakania. Przecież to nie możliwe. Każdy, ale nie jej ukochany Ron. On by jej tego nie zrobił. Nie wiedziała jak długo płakała. W pewnym momencie wstała i zaczęła przeglądać resztę dokumentów. Po chwili przekonała się, że jednak mężczyzna mógł jej to zrobić. Znalazła jeszcze trzy inne akty małżenśtwa w tym swój własny. Na każdym Ron miał inne nazwisko. Oprócz tego znalazła także dokumenty potwierdzające tożsamość- były trzy komplety jednego brakowało- tego który miał przy sobie. Jeśli temu wierzyć to teraz spędzał urocze chwile ze swoją żoną imieniem Rebecka. Największy szok przeżyła jednak, gdy znalazła akty urodzenia dzieci.  W sumie było ich cztery , a na każdym z nich Ron figurował jako ojciec dziecka. Hermiona miała mętlik w głowie. Jak to możliwe, żeby Ronald miał czwórkę dzieci i to jeszcze z dwoma różnymi kobietami, skoro jest bezpłodny. Nic nie składało się w sensowną całość. Czuła się jakby wsiadła do kolejki górskiej, która wykoleiła się i zleciała w przepaść. Hermiona wypadła z niej i spadała w dół niekończącej się czarnej dziury, a kolejka zaraz za nią. W realnym świecie też wszystko ją przytłaczało i parło na nią z góry niczym kolejka. Wtem przypomniała sobie o malutkich buteleczkach które wypadły z torby. Wzięła jedną z nich do ręki..
Odkorkowała i ostrożnie powąchała zawartość. To był... eliksir antykoncepcyjny.
Fiolka, którą trzymała wypadła jej z rąk i rozbiła się o podłogę, ale Hermiona nie zwróciła na to uwagi, bo właśnie wybiegała z płaczem z domu. W głowie miała totalny chaos, a ból w sercu był nie do wytrzymania. Nie wiedziała co ma ze sobą zrobić. Okazało się, że całe jej życie było jednym wielkim kłamstwem. Czuła, że nie ma sił do życia, a jednocześnie jej smutek i wściekłość dawały jej kopa do działania. Teraz to od niej zależało, któremu z tych uczuć się podda. Nadal biegła. Nie miała konkretnego celu, biegła przed siebie. Zatrzymała się dopiero w parku. Gdy rozejrzała się rozpoznała to miejsce. Była na polance, niedaleko mostu. Na tym moście Ron jej się oświadczył. Most...  Nie, nie może tego zrobić, ale z drugiej strony teraz jej życie straciło cały sens.
Bezwiednie ruszyła w stronę mostu. Spojrzała w dół. Zobaczyła wartko płynącą czystą rzekę. Po jej policzkach znów zaczęły płynąć łzy. Gdy skoczy, to już nic nie będzie tak cholernie boleć, jednak nadal miała lekkie wątpliwości. Chociaż z drugiej strony nie ma już po co żyć. Właśnie miała oderwać dłonie od barierki, gdy usłyszała za sobą męski głos.
-Hermiona? To ty? - na twarzy Blaisea Zabiniego malował się wyraźny szok, gdy poznał przyjaciółkę swojej żony.- Co ty wyprawiasz? Zwariowałaś? Złaź stamtąd natychmiast.- powiedział ostro. Nie rozumiał co się dzieje. Jak w ogóle mogło jej przyjść do głowy, żeby ze sobą skończyć?
- Przykro mi Blaise, ale nie mogę.- powiedziała i zrobiła krok w pustkę, wiedząc, że jeśli będzie z nim rozmawiać to posłucha go i nie skoczy. Poczuła jak wiatr unosi poły jej sweterka w górę i rozpościera je nad nią, niczym skrzydła. Jej lot trwał jednak tylko ułamek sekundy, ponieważ Zabini błyskawicznie wyciągnął różdżkę, nie zwracając uwagi na to, że jakiś mugol może go zobaczyć i jednym ruchem sprawił, że znalazła się w zasięgu jego ręki. Chwycił ją mocno za przedramię i teleportował przed bramę swojego domu. Tu Hermiona odzyskała głos i zaczęła wrzeszczeć na mężczyznę.
- Po co to zrobiłeś? Czy Ślizgoni zawsze muszą się wszędzie wtrącać? Nie mogłeś zostawić mnie w spokoju? I w ogóle dlaczego mnie tu zabrałeś? - rzuciła się na niego z pięściami. Wszystkie emocje wybuchły wewnątrz niej tworząc wściekłą mieszankę. Uderzała pięściami, gdzie popadnie. W końcu Blaise złapał ja nadgarski.
- Uspokój się do cholery! Nie wiem, co się stało, że chciałaś to zrobić, ale myślisz, że, gdybym cię nie powstrzymał to mógłbym później spojrzeć Ginny w oczy?  Hermiono nie musisz mi się tłumaczyć, dlaczego chciałaś się zabić, pewnie porozmawiasz o tym z Ginny, ale proszę nie rób w środku jakiś scen, bo ona nie powinna się teraz denerwować, a  tak się pewnie stanie jak dowie się, co chciałaś zrobić, więc nie dokładaj jej jeszcze więcej nerwów ok?
- O czym ty gadasz Blaise? Ginny jest chora?- wydukała brunetka,
- Będę ojcem. - oświadczył dumnie.
- Och, naprawdę gratuluję. - uśmiechnęła się do niego.
- Dzięki, a teraz chodź.
Ścieżką ruszyli wprost do drzwi wejściowych.  Pani Zabini siedziała w salonie, przeglądając jakieś zdjęcia. Widząc swoją przyjaciółkę wstała i szczerze ją uściskała.
- Hermiona. Co za niespodzianka. Jak miło cię widzieć.- uśmiechała się szeroko.
- Ciebie też. Słyszałam, że zostaniesz mamą. Blaise zdążył mi się pochwalić.- również się uśmiechnęła.
- Dziękuję. Wiem o tym od wczoraj a już chyba pół ministerstwa o tym gada. - spojrzała wymownie na swojego męża.
- No co? Muszę się pochwalić jaką mam cudowną żonę. Kochanie muszę wracać do pracy, będę za dwie godziny. Pa.- pochylił sie i pocałował ją w policzek.-  Do zobaczenia Hermiona.
- Pa- odpowiedziały mu chórem.
- Tuptuś. - zawołała Ruda.
- Tak pani?
- Przyniesz nam ciastka, kawę dla Hermiony i herbatę dla mnie.
- Dobrze.
 - Opowiadaj co u ciebie. Musisz mi o wszystkim opowiedzieć.- spojrzała na twarz przyjaciółki.- Czy coś się stało?- zapytała z zatroskaniem, widząc ślady łez na jej policzkach.
- Tak, Ginny, Merlinie jak ja mam ci to powiedzieć Ron... on... on... on mnie zdradza. - wydusiła i wybuchła głośnym płaczem.
Pani Zabini spojrzała na nią z niedowierzaniem. Jej brat? Przecież wyglądali na szczęśliwych. Mocno przytuliła Hermionę.
- Jesteś pewna? Masz na to jakieś dowody?
- Tak znalazłam u nas w domu akty ślubów.
- Akty ? spojrzała na nią nic nierozumiejącym wzrokiem.
- Dokładnie. Ron oprócz mnie ma jeszcze trzy inne żony oraz czwórkę dzieci.
- Przecież on nie może mieć dzieci.
- Też tak myślałam, ale znalazłam też spore zapasy eliksiru antykoncepcyjnego. Dlaczego on mi to zrobił Ginn? - teraz rozpłakała się na dobre.
- Czy ktoś jeszcze o tym wie? - zapytała zszokowana.
- Nie tylko tobie to powiedziałam.
- Co chcesz teraz zrobić?
- Nie zostanę z nim to pewne, ale to nie jest najgorsze. Ja... ja chciałam popełnić samobójstwo. Gdyby nie Blaise, nie rozmawiałabym teraz z tobą.
- Co takiego? Obiecaj, że nigdy więcej nie będziesz próbowała odebrać sobie życia! Nie przez kogoś takiego Hermiona!- zrugała ją ostro. To było na brunetkę jak kubeł zimnej wody. Gdy o tym myślała nie wiedziała jak w ogóle mogło jej przyjść to do głowy.
- Obiecuję i przepraszam. - powiedziała skruszona.
- Nie przepraszaj, bo nie masz za co. Potrzebujemy dobrego prawnika. Hermiono, -coś ja tknęło.- skoro Ron ma jeszcze trzy żony a tobie poświęcał dwa dni w tygodniu, to na tamte też tyle miał, więc skąd miał pieniądze, żeby was wszystkich utrzymać?
- Masz rację. Skąd je miał? Masz jakiś pomysł?
- Na razie nie.- zamyśliła się. - Ale czekaj, a ta wasza nagroda? Tą którą dostał też Harry za pokonanie Voldemorta.
- Leży w banku Gringotta. Przynajmniej powinna. Chodźmy to sprawdzić. - powiedziała, nagle zaniepokojona. 
Kwadrans później stały przez wielkim gmachem banku.  Weszły do głównej sali, gdzie przy wysokich biurkach siedziały gobliny zawzięcie skrobiąc coś w wielkich księgach. Podeszły do najbliższego z nich.
-Dzień dobry.  W czym mogę pomóc? - zaskrzeczał stwór.
- Dzień dobry, chciałabym się dowiedzieć jaki jest stan złota w mojej skrytce.
- Dobrze poproszę klucz i numer skrytki.
- 521, a tu ma pan klucz.- przesunęła dłoń w jego stronę. 
Stwór chwilę obracał kluczyk w dłoniach, najwyraźniej sprawdzając, czy jest prawdziwy. W końcu uznał, że tak, ponieważ zaczął zadawać kolejne pytania.
- Jak się pani nazywa?- zapytał otwierając wielką księgę z rejestrem klientów.
- Hermiona Jane Weasley- odpowiedziała z trudem wypluwając z siebie nazwisko.
- Na pani koncie znajduje się dwieście dwadzieścia dwa galeony trzynaście sykli i dwa knuty. 
-Słucham? Ile?- zapytała zszokowana. Na jej koncie powinno być ponad pięćset tysięcy. Pięścet było nagrodą, a reszta to spadek po babci i pieniądze z lokaty.
- Coś nie tak ?
- Nie, nie, ale chciałabym zablokować mojemu mężowi dostęp do niej. Czy mógłby mi pan jeszcze powiedzieć ile pieniędzy ma w skrytce mój mąż? Ronald Bilius Weasley. - spytała korzystając z przysługującego jej prawa.
- Konto pani męża jest puste.- powiedział. 
- Dziękuję. Do widzenia. - skierowała się w stronę wyjścia, a zaraz za nią ruszyła Ginny.
- Hermiona, hej Hermiona zaczekaj. - wołała za nią Ruda.- No czekaj. Pamiętaj, że muszę się oszczędzać.- powiedziała i to zatrzymało panią Weasley w miejscu.
- Ginny na tym koncie było ponad pięćset tysięcy galeonów. Ron stracił prawie dwieście. Dodaj sobie do tego jeszcze pięćset tysięcy z jego skrytki. Już wiem dlaczego nigdy nie żałował mi drogich prezentów, w końcu kupował je za moje pieniądze.
- Hermiona przykro mi. Co teraz zamierzasz zrobić? - kobieta nie bardzo wiedziała jak ma pocieszyć przyjaciółkę. Była strasznie wściekła na swojego brata i miała zamiar ostro go zrugać przy najbliższej okazji.
-  Muszę założyć sprawę w sądzie i znaleźć sposób na skontaktowanie się z innymi żonami Rona. Do tego przyda mi się dobry prawnik. No i muszę znaleźć jeszcze jakąś pracę. Ale z tym wszystkim musimy poczekać chyba do jutra. Zbliża się szósta, więc wszystko jest już powoli zamykane. Poszukam teraz jakiegoś hotelu, nie chcę spać w naszym wspólnym mieszkaniu, a ty możesz wracać już do domu powinnaś odpocząć.
-Nie ma mowy o żadnym hotelu. Możesz na razie zamieszkać u mnie. To żaden problem.- dodała szybko widząc otwierające się usta brunetki. - Chodźmy. - złapały się za ręce i już po chwili poczuły szarpnięcie i okolicy pępka, a przed ich oczami zmaterializował się dom państwa Zabinich. Weszły do domu, gdzie Hermiona kazała władczym tonem usiąść Ginny na kanapie i mimo jej protestów ruszyła w stronę kuchni
- Ginny, poradzę sobie. Umiem zrobić kanapki. Ty odpoczywaj. Jak czegoś nie będę mogła znaleźć to zapytam.- uśmiechnęła się lekko pod nosem.
- Mam wyrzuty sumienia, że cię wykorzustuję.
- To raczej ja powinnam je mieć. W końcu u ciebie mieszkam. Na co masz ochotę?
- Wystarczą mi kanapki z pomidorem, sałatą, rzodkiewką, ogórkiem i szczypiorkiem.
- Tak jest. - zaśmiała się Hermiona słysząc to typowo ciążowe zamówienie.- Ginny, który to miesiąc?
- Trzeci. Termin mam na dwudziestego ósmego czerwca.
- O, ciocia Hermiona będzie zabierać to maleństwo na letnie spacerki. - uśmiechnęła się szeroko. Uwielbiała dzieci i pragnęła mieć swoje własne, jednak na razie nie zanosiło się na to, aby została mamą.
- Jeżeli Blaise ci pozwoli to nie ma sprawy. Dosłownie zwariował na punkcie tego dziecka.
- W sumie to mu się nie dziwię, ja sama też po prostu kocham dzieci. Ginny, gdzie masz kubki?
- W górnej szafce na lewo od okna. - usłyszały głos Zabiniego.
- Dzięki Blaise.- zaśmiała się. Ich dom miał w sobie coś takiego, że można było w nim tylko się śmiać. Być może była to kwestia domowników, bądź jasnego wystroju mieszkania.
- Nie ma za co. Pomóc ci?
- Właściwie to już kończę, chcesz herbatę?
- Zrobię sobie sam. Nie lubię wykorzystywać ludzi.- powiedział, a Ginny siedząca w salonie zaczęła się głośno śmiać.
- No następny. Czy wy musicie być z Ginny tacy uparci?
- Sama nie jesteś lepsza.
- A mi zrobisz coś do picia Granger? - usłyszała męski głos i podniosła głowę. Zobaczyła Malfoy'a, wchodzącego z korytarza. No tak to przyjaciel Blaise'a. Spotkała go już tu parę razy odwiedzając przyjaciółkę. Po wojnie pogodzili się i obecnie byli dobrymi znajomymi. Pewną zasługę mieli w tym państwo Zabini, którzy stanowczo zakazali im kłótni w ich obecności, a że spotykali się tylko u nich to kłótnie prawie, że ustały.
- Okey. Co chcesz? - spytała.
- Kawę.
- Jasne. Masz i zanieś to Ginny.- wręczyła mu tacę z kanapkami, a Blaise zabrał od niej część kubków i po chwili wszyscy znaleźli się w salonie. W pewnym momencie Ruda wydała okrzyk i spojrzała na swoją przyjaciółkę.
-Miona! Draco zostanie twoim adwokatem. Lepszego prawnika nie znajdziesz w całym Londynie!
Hermiona spojrzała niepewnie na blondyna, niby zakopali topór wojenny, ale czy zgodzi się reprezentować szlamę?
- A po co ci adwokat?- zapytał ciekawie.
- Rozwodzę się. - powiedziała i spojrzała na niego. Oczy Ślizgona zrobiły się okrągłe jak galeony. Rozwodzi się? Podobno byli z Łasicą szczęśliwi.
- Aha.- odpowiedział elokwentnie. - Jasne nie ma sprawy. Przyjdź jutro do mojego biura i wszystko omówimy. Teraz będę już się zbierać.
- Odprowadzę cię. - Blaise ruszył z przyjacielem w stronę drzwi.
-Dzięki Ginn.- powiedziała Hermiona.- Nikogo lepszego faktycznie nigdzie bym nie znalazła.
- Nie ma sprawy.
- Wiesz ja też się już położę. Dobranoc.
- Po wzięciu prysznica kobieta zanurzyła się w błękitnej pościeli jej tymczasowego pokoju. Nie minął kwadrans, a już spała.

♥~♥~♥~♥~♥

Stała przed kancelarią Malfoy'a. Delikatny wiatr unosił luźne kosmyki jej włosów. Przyszła tu w jednym konkretnym celu, aby zmieszać Weasley'a z błotem dokładnie tak samo jak on zrobił to z nią. Wiedziała, że z Draco na pewno wygra tą sprawę. Był szanowanym adwokatem i cieszył się dobrą opinią także wśród mugoli.
Wzięła głęboki oddech i weszła do pomieszczenia. Znalazła się w dużym przestronnym holu. Ściany miały delikatny zielonkawy odcień, a podłoga była ułożona z ciemnych, brązowych desek. Było tu bardzo jasno z  powodu wysokich okien znajdujących na dwóch równoległych ścianach. Podeszła do biurka sekretarki, stojącego blisko wejścia, a jej obcasy rytmicznie zastukały o podłogę.
- Dzień dobry.- przywitała się.
- Dzień dobry, w czym mogę pomóc?
- Chciałabym się spotkać z panem Malfoy'em.
- Czy była pani umówiona?
- Rozmawiałam z nim wczoraj wieczorem i powiedział mi, żebym dziś przyszła do jego biura.
- Dobrze. Proszę chwilę poczekać.- sięgnęła po telefon.
- Panie Malfoy przyszła pani i twierdzi, że była z panem umówiona.- posłuchała chwilę jego odpowiedzi.
- Jak się pani nazywa?- skierowała pytanie do kobiety.
- Hermiona Weasley.
- Hermiona Weasley. - powtórzyła do telefonu.- Dobrze.- zakończyła rozmowę.
- Musi pani iść prosto, następnie skręcić w prawo. Drzwi na końcu korytarza są drzwiami od gabinetu pana Malfoy'a.
Kobieta ruszyła drogą wskazaną przez sekretarkę. Po chwili stała przed drzwiami. Zapukała.
- Proszę. - usłyszała z gabinetu.
- Cześć.- powiedziała.
- Witaj Hermiono. Siadaj, proszę. - wskazał jej fotel stojący naprzeciwko jego. - No to słucham. Dlaczego chcesz się rozwieść?
- Ron mnie zdradza. I to nie z jedną kobietą. Ma z nimi dzieci.
- Masz na to jakieś twarde dowody?
- Tak. Ron jest mężem każdej z tych kobiet.
- Co takiego? - zapytał zszokowany. Nigdy nie lubił Weasley'a, ale nie wiedział, że taka z niego świnia.
- Wczoraj znalazłam akty małżeńskie i akty urodzeń jego dzieci. Ma cztery żony włącznie ze mną i czwórkę dzieci. Sądzę, że każdej z nas poświęcał część tygodnia, czyli jakieś dwa dni.
- Można by spróbować skontaktować się z tymi kobietami i nakłonić je do zeznań, ale z czego utrzymywał w takim razie cztery rodziny?
- Sprawdziłam to jego skrytka jest pusta. Opróżnił też trochę mojej. Każde z nas dostało pięścet tysięcy galeonów za pomoc w zabiciu Voldemorta.
- To wszystko wyjaśnia. Masz przy sobie te akty?
- Zostały w naszym wspólnym mieszkaniu.
- Podpisz mi te papiery, a potem udamy się tam razem, żebyś nie musiała już tu wracać. To pozew o rozwód i pełnomocnictwo. - wyjaśnił.
Hermiona podpisała dokumenty i po chwili stali pod drzwiami jej domu.
- Rozgość się. - powiedziała zostawiając go w salonie, a sama ruszyła w stronę sypialni. Wszystkie rzeczy leżały porozrzucane tak jak je zostawiła. Postanowiła spakować swoje rzeczy, bo nie zamierzała tu nigdy więcej wracać. Zamykała pewien rozdział w swoim życiu, a to mieszkanie, tylko nie pozwalałoby  jej zapomnieć...
Kilkoma ruchami różdżki sprawiła, że wszystkie potrzebne jej rzeczy zniknęły we wnętrzu niewielkiej walizki. Sięgnęła jeszcze tylko na podłogę po dokumenty i ruszyła w stronę salonu. Okazało się jednak, że blondyn ruszył za nią i stał w kuchni opierając się biodrem o blat.
- Proszę, tu masz te dokumenty. Mam nadzieję, że to wystarczy, żeby Ron poniósł konsekwencje swoich czynów. Jeśli będziesz... Co? Mam coś na twarzy? - zgubiła wątek, ponieważ Malfoy nie spuszczał z niej wzroku. -Bo tak dziwnie na...- nie dokończyła, ponieważ blondyn odważnie wpił się w jej usta. Hermiona stała przez chwilę zszokowana, a potem stanowczo go od siebie odepchnęła. Jego pocałunek był.. całkiem miły, ale są jednak jakieś granice. W końcu wczoraj jej życie osobiste legło w gruzach
- Draco, co to miało znaczyć? Nie zrozum mnie źle, ale ja wczoraj podjęłam decyzję, że chcę się rozwieść. Mam totalny mętlik w głowie i to nie jest najlepszy czas na zaczynanie nowych związków. Ja nigdy nie sądziłam, że ty... Może w tej sytuacji lepiej będzie jeśli poszukam jakiegoś innego prawnika i to pomoże...
- Nie ma mowy Hermiono.- przerwał stanowczo jej słowotok.- Jeśli sądzisz, że nie potrafię oddzielić życia służbowego od prywatnego to się grubo mylisz.
- Ale...
- Żadnego ale. Po prostu o tym zapomnijmy okey? Pokaż te papiery. Wyślę mu pozew o rozwód, a później będziemy czekać na rozprawę. Pomóc ci z tą walizką?
- Nie dzięki, poradzę sobie.
- W takim razie do zobaczenia.- powiedział i już go nie było, a Hermiona została sama w pustej kuchni z strasznym mętlikiem w głowie.
*******
Witajcie!
Przed Wami pierwsza część miniaturki.
Wiem, że najpierw chciałyście rozdział, ale wena chciała inaczej ;)
Pozdrawiam Ever. :*

Czytasz= Komentujesz :)

25 marca 2015

Rocznica

Witajcie! :D 
Chce Wam powiedzieć, że wczoraj minął rok odkąd założyłam bloga.
Tak dokładnie 24 marca 2014 pojawiła się tu pewna wredna osóbka, która chciała napisać swoje Dramione XD
Chciałam podziękować każdemu, kto chociaż raz odwiedził bloga oraz za komentarz. One naprawdę motywują do dalszej pracy ;). Wiem też, że na pewno dokończę tego bloga nawet, gdyby tylko jedna osoba go czytała.
To tyle. Do Zobaczenia.
Ever :*
PS. Co chcecie miniaturkę, czy rozdział? :D 

11 lutego 2015

Rozdział XIV

Podniosła gwałtownie głowę, wylewając atrament na swoją pracę domową, pewna, że ma omamy słuchowe. Przecież to niemożliwe. Go tu nie może być, jest w szpitalu, gdzie odpoczywa po przeszczepie. Powoli podniosła wzrok, bojąc się, że rozczarowanie, gdy nikogo nie ujrzy okaże się zbyt bolesne. W końcu spojrzała w kierunku źródła głosu i zdębiała. Widać nie tylko słuch spłatał jej figla. Widzi go opartego o futrynę, uśmiecha się do niej łobuzersko i czeka na odpowiedź. A może to nie omamy? Jest tu naprawdę? Nie, to przecież nie możliwe, to tylko tęsknota za nim sprawiła, że widzi go teraz tak wyraźnie. A może jednak...
Odważyła się odezwać.
-D...Dr... Draco? Co ty tu robisz?
- Też się cieszę, że cię widzę.- powiedział z łobuzerskim uśmiechem.- I raczej to ja powinienem zapytać, co tu robisz. To mój pokój.
- Och. Po prostu ja też jestem teraz prefektem i Snape powiedział, że na razie musimy podzielić się tym pokojem.
- Mi to tam pasuje.- znów posłał jej swój uśmieszek, podchodząc do niej.- A Tobie? - zapytał będąc tuż przy niej, po czym wbił się zachłannie w jej usta.
Hermiona z wielką pasją oddała pocałunek. W końcu przez ponad miesiąc mieli przerwę od siebie. Oboje polecieli na miękkie łóżko znajdujące się za nimi, gdzie przez pewien czas nie odrywali się od siebie, chyba, że dla nabrania tchu. W końcu położyli się obok siebie i mocno przytulili.
Hermiona wolno podniosła głowę. Nie mogła rozeznać się w sytuacji. Było jej ciepło wskutek oplatających ją ramion, ale do kogo one należały? Wciąż zdezorientowana odwróciła się na drugi bok i ujrzała blondyna z opadającą mu na twarz grzywką. Uśmiechnęła się szeroko, przypominając sobie o jego powrocie. Musieli zasnąć. Ciekawe, która może być godzina. Spojrzała na okno. Na dworze było ciemno, ale to nie pomogło w ustaleniu pory dnia, bądź nocy- w końcu był luty i szybko robiło się ciemno.
- Hermiona nie wierć się tak. - mruknął Draco.
-Przepraszam.- szepnęła i wysunęła się powoli z jego objęć.
- Gdzie idziesz?
- Do łazienki i sprawdzić, która jest godzina.
Okazało się, że jest druga w nocy. Hermiona wzięła szybki prysznic przebrała się w piżamę i wróciła do Draco, który w tym czasie także zdążył się przebrać.
Gdy leżeli już w łóżku Hermiona po jakimś czasie spojrzała na ukochaną, uśpioną twarz i całując go w czoło wyszeptała:
-Kocham Cię Draco.
Przytuliła się do niego i zamknęła oczy. Po chwili już spała.
*******
Draco leżał wpatrzony w sufit, a w jego głowie myśli wręcz szalały. Cały czas myślał o tych trzech słowach, które wypowiedziała Hermiona, myśląc, że on śpi. Ale wcale nie spał. Wszystko doskonale słyszał. A więc udało mu się dopiąć swego. Nawet Hermiona Riddle mu uległa. Teraz pozostała mu tylko druga część planu, co teraz było zaledwie kwestią czasu, ale czy chciał to robić?  Najchętniej przerwał by w tej chwilą całą tą farsę. Przecież tak dużo zawdzięcza tej dziewczynie. Chcąc nie chcąc musiał przyznać, że to właśnie jej- osobie którą zamierza zranić zawdzięcza życie. Gdyby nie ten głupi zakład wszystko było by proste. Ale tak to chodziło o jego honor. Spojrzał na zegarek. Czwarta. Musi chociaż spróbować zasnąć w przeciwnym razie zaśnie na lekcjach. Był pewny, że nie zaśnie, jednak po kilku minutach już spał.
*******
Hermiona obudziła się kilka minut temu, jednak jeszcze nie wstała- rozkoszowała się ciepłem i bliskością Draco. Chłopak jeszcze spał. Była szczęśliwa. Chłopak wyzdrowiał i teraz już wszystko powinno być dobrze. Spojrzała na blondyna. Nadal spał a jego rzęsy rzucały cienie na policzki. Draco jakby wyczuł, że go obserwuje, bo poruszył się i leniwie uchylił powieki. 
-Dzień dobry.- mruknął. - Jak się spało? 
- Bardzo dobrze, ale to raczej ja powinnam ci się o to zapytać. W końcu to ty byłeś chory.- uśmiechnęła się do niego. 
-Hermiono wszystko jest już w porządku. Naprawdę nic mi nie jest.  Nie martw się już o mnie.
- Ale...
-Żadnego ale. - mruknął tuż przy jej ustach, po czym mocno ją pocałował.
Gdy w końcu się od siebie oderwali dziewczyna z wielką niechęcią zsunęła się z łóżka i poszła się ubrać.
Po kilkudziesięciu minutach obydwoje byli gotowi i trzymając się za ręce ruszyli na śniadanie.
Po podejściu do ich stołu wszyscy ich przyjaciele zaczęli witać Draco - nie wiedzieli, że wrócił.
- Kiedy przyjechałeś do szkoły? - zapytała Laura.
-Wczoraj.
- Wczoraj ?! I nawet nie przyszedłeś powiedzieć, że już jesteś? - zapytała oburzona.
- Laura daj spokój. Przecież wiesz, że najpierw Hermiona musiała sprawdzić czy jest cały i zdrowy, więc zabawili się wieczorem w doktora. - powiedział Blaise ze złośliwym uśmiechem, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem. 
- Spieprzaj Zabini.- syknęła Hermiona, ale chłopak nie mógł jej odpowiedzieć, gdyż właśnie uchylał się przed lecącym w jego stronę widelcem.
Szybko zjedli  posiłek, co jakiś czas wybuchając śmiechem.
Po śniadaniu ruszyli w stronę lochów. Tu dołączyli do nich Harry i Ginny.
- Hej Potter! Chodź na chwilę musimy pogadać.- krzyknął Blaise w stronę Wybrańca, a ten ruszył w jego stronę. Przez chwilę gadali o czymś. Pozostali przyglądali im się z zaciekawieniem, a z ich ruchów domyślili się, że Diabeł namawia na coś Harry'ego, który wyraźnie się waha. Jednak po chwili podali sobie dłonie i wrócili do reszty. Pansy już otwierała usta, żeby zapytać o co chodzi, ale Snape otworzył drzwi gestem zapraszając wszystkich do środka.
W sali Harry nie podszedł do ławki, którą dzielił z Ginny od czasu kłótni z Weasley'em - usiadł na miejscu Zabiniego, obok Laury. Dziewczyna nie była wcale zdziwiona widokiem Wybrańca, uśmiechnęła się lekko i zaczęła wyciągać książki. Blaise usiadł za to obok zszokowanej Ginny. Ruda w żaden sposób tego nie skomentowała.
Snape rozpoczął lekcje.
- Dzisiejsza i kolejna lekcja będą miały charakter powtórkowy. Osoby siedzące razem w ławkach tworzą parę i razem pracują. Nie obchodzą mnie wasze widzi mi się typu: "ale ja go nie lubię". Skoro jesteście dorośli to to udowodnijcie.- potoczył po uczniach chłodnym wzrokiem. - Dziś zbieracie informacje na temat przydzielonego eliksiru, a z nich na następną lekcję tworzycie wspólny esej na cztery stopy. Wtedy też uwarzycie ten eliksir. Za eliksir, esej i dzisiejszą pracę będzie wspólna ocena, więc radzę przyłożyć się od samego początku. Finnigan, Thomas- Eliksir Wielosokowy. Weasley, Zabini- Veritaserum. Bulstrode, Greengrass- Eliksir Euforii. Nott, Riddle- Amortencja. Potter, Malfoy - Wywar Żywej Śmierci. Riddle, Snape- Wywar Tojadowy. Riddle, Malfoy- Felix Felicis. Crabbe, Goyle- Eliksir Życia.  Weasley, Longbotton - Eliksir Zapomnienia. Do roboty!
Wszyscy rzucili się po pióra i pergaminy. Uczniowie wertowali tomy szukając ciekawostek o poszczególnych miksturach, wiadomo- u Snape'a nie ma żartów. Mniej więcej w połowie lekcji wszyscy uczniowie mogli usłyszeć krzyk wściekłej Ginny.
-Zabini przysięgam, jeżeli jeszcze raz mnie dotkniesz rzucę w ciebie klątwą!
- Ależ ja nic nie zrobiłem. - Diabeł zrobił niewinną minę.
- Tak ?! Sama co chwilę łapię się za kolano?!
- Najwidoczniej masz omamy Ginny. - uśmiechnął się uroczo.- Może zaprowadzę cię do pani Pomfrey, żeby...
Nie dokończył, gdyż wściekła dziewczyna z oburzenia uderzyła go pięścią w twarz.
- Dość! Co to ma znaczyć ?! Weasley, Zabini szlaban! Macie być dziś o dwudziestej pod moim gabinetem.
- Ale panie profesorze za co ? Przecież ja nic nie zrobiłem, to ona mnie uderzyła.- próbował tłumaczyć się chłopak.
- Bez powodu cię nie uderzyła- wykrzyczała dlaczego. Tak więc masz już powód. A jeśli sądzisz, że panna Weasley kłamie to możemy użyć na tobie eliksiru prawdy, który uwarzycie, aby dowiedzieć się co robiłeś na dzisiejszej lekcji.- dokończył ze złośliwym uśmiechem profesor, a chłopak momentalnie odpuścił. - No, co się patrzycie?- warknął na resztę klasy. -Do roboty. Zostało wam jeszcze 10 minut.
Wszyscy wrócili do nauki, jednak w kierunku Rudej i Diabła co jakiś czas ktoś rzucał zaciekawione spojrzenie. W końcu zabrzmiał dzwonek, a uczniowie rzucili się do wyjścia. Następną mieli transmutację. Tu również Diabeł usiadł razem z Ginny. Na kolejnej lekcji stało się jasne, że zamienili się z Potterem co najmniej na jeden dzień. Po trzeciej dziewczyna wyszła z klasy wściekła niczym stado hipogryfów i zrobiła Wybrańcowi taką awanturę na środku dziedzińca, o to jak mógł jej to zrobić, że biedny stał się o kilka centymetrów niższy.
Teraz wchodzili do Wielkiej Sali na lunch. Po nim została już tylko Opieka nad Magicznymi Stworzeniami. Wszyscy patrzyli z niedowierzaniem jak Blaise Zabini drepcze za Ginny Weasley do stołu Gryfonów. Usiadł obok niej i szepnął jej coś do ucha, a ta spojrzała na niego z taką furią w oczach, której nie powstydził by się sam Voldemort.
" A więc Diabeł postanowił doprowadzić dziś Ginny do białej gorączki" - pomyślała Hermiona, patrząc na kłócącą się dwójkę. Sama siedziała przy stole Ślizgonów z Draco, który patrząc na swojego przyjaciela po prostu zwijał się ze śmiechu.
Ich posiłek przerwał dyrektor.
-Proszę wszystkich o uwagę. Lekcje Opieki nad Magicznymi Stworzeniami zostają odwołane do końca tygodnia z powodu pewnych problemów Hagrida. Zajęcia będą znowu się odbywały, gdy znajdziemy zastępstwo. Dziękuję, może wrócić do jedzenia.
Hermiona uśmiechnęła się. Przepadną im jeszcze dwie lekcje z tego przedmiotu. Nie przepadała za nim od czasu walki z pająkami podczas szlabanu z Hagridem. Po lunchu pójdzie z Draconem do biblioteki po książki i mogą zabrać się za esej dla Snape'a. Jej rozmyślania przerwało przyjście Pansy.
- Merlinie, zabiję kiedyś tego Weasley'a. Przyczepił się jak rzep do ogona. Co chwilę czegoś chce i gada nie wiadomo o czym. Mam go już dość!
- Hej Pan spokojnie. Może odpuści za jakieś dwa trzy dni. - próbował ją uspokoić Teodor.
- Wątpię Teo. Łazi za mną już ponad tydzień.- jęknęła. - Zawsze, gdy idę gdzieś sama od razu się zjawia.
- Wobec tego od teraz nie opuszczę cię na krok.- pocałował ją w policzek, a wszyscy zaśmiali się serdecznie.
Po posiłku Hermiona poszła z Malfoy'em do biblioteki. Pani Pince obrzuciła ich spojrzeniem mówiącym: Spróbujcie narobić hałasu, a wylecicie stąd nim zdążycie cokolwiek powiedzieć."  Po cichu ruszyli w stronę działu z książkami o eliksirach. Blondyn wyciągnął ręce, a dziewczyna wyciągała z półki książki, które mogły im się przydać na jego rękach. Po półgodzinie obładowani książkami wyszli z biblioteki kierując się do dormitorium Prefekta.
- To co robimy? - zapytał Draco.
- No.. piszemy esej. Miejmy to już z głowy.- odparła Hermiona.
- Liczyłem na jakąś nagrodę pocieszenia. W końcu musiałem taszczyć te książki.
- Wolałbyś, żebym sama je dźwigała? - zapytała przebiegle.
- Nie, ale nagroda chyba mi się należy? - zapytał z miną zbitego psa.
- Och nie marudź już. - przyciągnęła go do siebie i pocałowała.- A teraz Draco bierzmy się do pracy. - powiedziała, na co blondyn tylko jęknął. Gdy ona się uprze, to nic nie pomoże.
Usiedli przy biurku i zabrali się za wertowanie ksiąg poszukując informacji o eliksirze szczęścia. Po czterech godzinach pracy mieli gotową przepisaną na czysto pracę.
Siedzieli na łóżku i odpoczywali, gdy do pokoju wleciał Teodor.
- Hej organizujemy imprezę w Pokoju Wspólnym. Start o dwudziestej. Wpadniecie?
- Nie mamy na razie planów, więc może być, prawda Hermiono ?
- Tak dokładnie. Możecie się nas spodziewać. - powiedziała dziewczyna. Tego jej potrzeba. Ostatnio żyła w takim stresie, że przyda jej się trochę rozrywki.
- Ok, to super. Cześć.- powiedział i już go nie było.
z powrotem położyli się na łóżku. Nagle Hermiona zerwała się z miejsca.
- Która godzina?
- Dochodzi piąta. - odpowiedział jej blondyn, zerkając na zegarek.
- Merlinie nie zdążę się przygotować! Muszę już iść.
- Nie zdążysz? Bez przesady. Masz jeszcze trzy godziny. - Draco wykazał totalną ignorancję, co do szykowania się kobiety. - Zostań jeszcze.
-Nic z tego Draco. - pochyliła się nad nim i pocałowała.- Do zobaczenia wieczorem.- powiedziała i ruszyła w kierunku dormitorium, które dzieliła z dziewczynami.
*********
Hej. Rozdział na reszcie skończony. Jest on trochę przesłodzony, ale było to zamierzone. 
Mam nadzieję, że następny będzie dużo szybciej ( ferie :D).
Liczę na komentarze. 
Pozdrawiam Ever :*
PS. Jak Wam się podoba szablon? Mi strasznie i już raczej nie będę go zmieniać. 

6 stycznia 2015

Pustka

Muzyka
Snuła się ciemnym korytarzem. Ostatnio przez cały czas chodziła bez celu po tym budynku. Wszędzie było cicho. Nawet skrzatów nie było słychać. To było najgorsze - ta straszna przejmująca cisza.
A przecież jeszcze kilka tygodni temu ten dom tętnił życiem. Przyjaciele składali liczne wizyty. Jednak gdy jego zabrakło wszystko ucichło. Hermiona nie miała siły udawać, że wszystko jest tak jak dawniej. Nie było. I już nigdy nie będzie. To po prostu nie jest możliwe. Nic nie przywróci mu życia.
Szła i zastanawiała się kiedy przestała nazywać to miejsce domem. Teraz był jak skorupa, pusta i nie zamieszkała w środku, jakby spustoszona przez jakąś mroczną siłę. Pamiętała jak go urządzali. Wszystko wspólnie planowali. Razem wybierali wszystkie meble i każdy nawet najmniejszy dodatek, który uzupełniał wnętrze. Chcieli, aby było tu jasno i przestronnie. Aby ich dzieci, które planowali w przyszłości, czuły się tu szczęśliwe i bezpieczne.
Dzieci... Dwa tygodnie po jego pogrzebie dowiedziała się, że jest w ciąży. Siódmy tydzień. Gdyby tu był na pewno by się cieszył. Gdy lekarz powiedział jej o tym o mało co nie wybuchła histerycznym płaczem. Dlaczego teraz? Czemu nie dane było mu tego chociażby usłyszeć? Dodatkowo dowiedziała się, że ciąża jest zagrożona i musi na siebie uważać. Była szczęśliwa, czuła jakby to od niego dostała prezent z nieba. Ma w sobie małego aniołka. Jego cząstkę .Chce zapewnić mu szczęśliwe życie, chociaż jej już nigdy nie będzie takie w pełni...
"Dlaczego zostawiłeś mnie tu samą Draco?" - pomyślała i natychmiast pożałowała, że choćby w myślach wypowiedziała to imię. Nigdy nie wypowiadała jego imienia, ani nawet nie wspominała w myślach, ponieważ sprawiało jej to ból psychiczny i fizyczny. Ale już za późno. Nie wymaże własnych myśli. Przekroczyła wytyczoną sobie własną granicę bezpieczeństwa.  Miała wrażenie, że się dusi, zaczęła spazmatycznie łapać powietrze. Wrażenie, że poszczególne części jej ciała odlatują w przestworza tylko wzmogły jej strach. Nawiedzały ją kolejne obrazy przedstawiające go. Szkoła... Pierwsze spotkanie w pociągu... Atak hipogryfa... Wojna na korytarzu... Patrol... Pierwszy pocałunek w bibliotece... Zakończenie szkoły... Chwila, gdy prosi ją o rękę... Wspólne urządzanie domu... Ślub... Jego ciało leży bezwładne w trumnie, jeszcze bladsze niż zazwyczaj...
Nagle jej brzuch przeszyła wstęga okropnego bólu. Upadła na podłogę i zwinęła się w kłębek. Ból był nie do wytrzymania. Ostatkiem sił wysłała patronusa do magomedyka. Poczuła na swoich nogach lepką ciecz. Spojrzała w dół. Krew. "Nie.. Nie... Błagam nie... Proszę tylko nie to..." błagała w myślach a po jej policzkach poleciały słone łzy. "Gdyby tu był starł by je" pomyślała.
W takim właśnie stanie znalazł ją lekarz po krótkim badaniu tylko potwierdził to, co ona sama już wiedziała.
Najważniejsza dla niej osoba na świecie zniknęła. Jej aniołka już nie ma. Odleciał.... Jest tam na górze...
Mężczyzna pomógł położyć jej się do łóżka i udał się do kliniki.
Hermiona leżała nieruchomo. Obydwie najważniejsze osoby w jej życiu opuściły ją.  Były teraz razem tam na górze...
Wstała z łóżka i poszukała wzrokiem różdżki. Leżała na szafce obok. Wzięła ją do ręki i wycelowała w siebie,  myśląc o bólu który będzie ceną za słowa, które zaraz powie. Jednak ona już go nie poczuje... Będzie już z nimi.
-Kocham cię Draco. Avada Kedavra.
*******
Hej. To moja pierwsza miniaturka. 
Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu ;3 
Czekam na wasze opinie w komentarzach.
 To naprawdę pomaga i motywuje do dalszej pracy ;)
Całuję 
Ever :*